Zmieniając styl życia często spotykam się z dziwną reakcją. Nie tyle chodzi o zdziwienie, w jaki sposób postępuję, co bardziej o śmiałość innych w osądzaniu moich wyborów. Dziś chcę się rozprawić z tematami, które mogłyby mnie wprowadzić w kompleksy, gdybym uległa ogólnospołecznej presji i manii mówienia innym, co mają robić.
Nie kupujesz paczkowanego jedzenia? Przecież to normalne, no i wygodne
Nie, nie kupuję paczkowanego jedzenia. Nie chcę przykładać ręki do zaśmiecania świata. Wolę kupować jedzenie na wagę, do pracy brać swoje kanapki czy obiady ugotowane dzień wcześniej. Gdy kupuję poza domem, zwracam uwagę, w jaki sposób podawane jest jedzenie. Nie akceptuję jednorazowych pudełek i sztućców. Gdy mogę, biorę własne opakowanie, na przykład własny talerz z biurowej kuchni, i z nim idę po porcję makaronu na wynos do budki nieopodal. Załamuje mnie sterta plastikowych opakowań codziennie lądujących w biurowych koszach na śmieci. Z dużym prawdopodobieństwem styropianowych pudełek nikt już nie wykorzysta. Pojadą do spalarni odpadów.
Mój wybór to jedzenie i napoje bez plastiku, gdy tylko mogę go uniknąć. Zdarzają mi się wyjątkowe sytuacje, w których tworzywa sztuczne mnie zaskakują albo nie mam wielu innych alternatyw na jedzenie (np. na zamkniętej imprezie, na którą nie będę brała własnych słoików z obiadami, bo najzwyczajniej nie można, a ja nie do końca wiem, co i jak będzie podane). Wówczas używam jednorazówek wielokrotnie. Zdarza się tak z kubkami na napoje – zamiast wyrzucać, korzystam z nich przez cały wieczór.
Nie uważam też, by pudełkowa dieta była jedyną rozsądną opcją, by schudnąć. Choć niewątpliwie jest wygodna. Szkoda tylko, że przystępując do takiej diety nie przedstawia się klientowi, jaki jest całkowity koszt tej diety, wliczając koszt środowiskowy. Ciekawe, prawda?
Chodzisz na zakupy z własnymi pudełkami? Komu by się chciało
No mi się chce. I nie uważam tego za coś dziwnego. Moją motywacją jest zmniejszyć ilość produkowanych przeze mnie śmieci, a jednorazowych opakowań po serach, wędlinach, jogurtach, wodzie mineralnej, kosmetykach było u mnie po audycie śmieciowym najwięcej.
Gdy rozmawiam ze znajomymi, to właśnie jednorazowych plastików jest im się najtrudniej pozbyć. A pierwszym krokiem jest robienie zakupów do własnych pudełek i worków. Proste, choć wymaga odpowiedniego planowania, żeby pudełek nie zapomnieć, i odwagi, żeby nie tylko gadać, ale wdrożyć w życie. A potem idzie z górki. Wystarczy chcieć!
Masz kompostownik? Przecież to śmierdzi
Mam kompostownik i nie zawaham się go użyć. O tym, w jaki sposób z niego korzystać, pisałam w tym wpisie i w mojej książce. Rozwiewam też mit, że kompost śmierdzi. Tak nie jest, jeśli dbasz o kompostownik we właściwy sposób. Wolę własnym sposobem przerabiać resztki organiczne z kuchni i mieć swoją ziemię pod kwiaty, niż kupować torf w plastiku.
W trakcie zimy kompostowanie zatrzymało się, więc frakcję bio wrzucałam do kontenera na biooodpady, ale jestem jedną z nielicznych osób na osiedlu, która ją rzeczywiście oddziela. Widzę to po stopniu zapełnienia kosza na odpady zmieszane w porównaniu z pojemnikiem na odpady bio. Niestety, tych drugich jest o jakieś 20 razy mniej (a i pojemnik o wiele mniejszy).
Kompost nie śmierdzi, a ja nie chcę, by ktoś się śmiał z tego, że mam dżdżownice, o które dbam i które dbają o mnie. Herbatki mi nie podadzą, ale zrobią świetny biohumus, a materia dzięki nim cały czas krąży.
Nie kupujesz ubrań w sieciówkach? To musisz być nieźle nadziana
Dziękuję, nie narzekam. A tak naprawdę, niezależnie od zarobków, gdy wdraża się minimalistyczny sposób zarządzania własną garderobą, można się zorientować, jak wiele oszczędności nagle zostaje w portfelu. Wtedy można pozwolić sobie na okazyjnie droższy zakup u jednej z niszowych lokalnych marek. Choć polskie ubrania wcale nie muszą być drogie.
W zestawieniu polskich marek fair fashion niedawno u mnie opublikowanym spokojnie kupić t-shirt dobrej jakości za kilkadziesiąt złotych, a kurtkę czy sukienkę za kilkaset. Ceny są skonstruowane sprawiedliwie, bo ubranie jest lepsze i trwalsze, a zatem starczy na dłużej.
Tańszą opcją jest kupowanie rzeczy z drugiej ręki i wymienianie się ubraniami. W ten sposób można wzbogacić szafę o niezłe perełki!
I kto wygrywa: ten, kto kupuje marnej jakości ciuszek w sieciówce, czy Ty ze sprawiedliwie uszytym i oryginalnym ubraniem?
Nie jesz mięsa? To dziwactwo, zaszkodzisz sobie i swojej rodzinie
To naprawdę moja sprawa i mój interes, co chcę jeść. Proszę nie osądzać po zawartości mojego talerza. Motywacji do niejedzenia mięsa mam kilka, choćby takie, że:
- sprzeciwiam się zabijaniu zwierząt dla zadowolenia naszych kubków smakowych
- hodowla zwierząt nie przybliża nas do likwidacji głodu na świecie, a wręcz odwrotnie
- dieta roślinna jest w ogólnym rozrachunku lepsza dla naszego zdrowia i może pomóc wyleczyć niektóre schorzenia (np. cukrzycę, miażdżycę, choroby serca)
- masowa produkcja mięsa zanieczyszcza środowisko w sposób prawie taki sam jak przemysł naftowy
- przez presję na handel mięsem wycina się ogromne połacie dżungli amazońskiej, czyli płuca naszej ziemi
Mam wymieniać dalej?
Zmianą diety na wegetariańską chcę zademonstrować mój sprzeciw wobec całemu systemowi produkowania mięsa, a jednocześnie dać sobie szansę na poznanie nowych połączeń smakowych i wzbogacenie własnej diety przez produkty roślinne. Najadam się, rozwijam kulinarnie, czuję się dobrze i bardziej sprawiedliwie wobec świata. Dopiero teraz mam wrażenie, że moja droga do zero waste zaczyna mieć głębszy, bardziej komplementarny sens.
Czy to dziwactwo? To po prostu inna dieta, inne jedzenie, eliminujące tylko mięso, a nie – dajmy na to — „wszystko o kolorze czerwonym”. Czy nigdy nie zjem już mięsa? Nie wiem, może jeszcze zjem. Choć mam w sobie silną wolę, by tego nie robić. Więc nie wyśmiewaj się ze mnie, proszę, gdy będąc w restauracji z dostępnych potraw mam do wyboru tylko ziemniaki i surówkę. Każda jadłodajnia powinna mieć coś dla roślinożerców, więc pytajmy o opcje bez mięsa.
Ostracyzm czuć na każdym kroku, gdy idzie się pod prąd. Siłę mam w sobie, choć duże wsparcie znajduję u najbliższej rodziny. Wierzymy, że zmiana zaczyna się od nas. Że jeśli nic nie będziemy robić, bo rzekomo nikt nas nie zauważy, to tylko będziemy potwierdzać istniejące dotąd normy, z którymi się nie zgadzamy. Żeby zacząć, trzeba siły, samozaparcia i olewania opinii innych (zupełnie serio!), bo inaczej możemy zmieniać kierunek działań jak chorągiewka na wietrze.
Chcę żyć tak, żeby nie wstydzić się swoich wyborów. Nie podążać za płytką modą, tylko wytaczać własne ścieżki. Do wielu tematów, jak na przykład do zmiany diety, długo dojrzewałam. Czytałam, słuchałam opowieści innych, oglądałam wstrząsające filmy dokumentalne, by wreszcie przekonać się do konkretnej zmiany. Tak też było wcześniej z zero waste.
I tu teraz jestem. W miejscu, do którego trafiają przewrażliwieni odszczepieńcy tego świata. A może raczej architekci jego zmiany? Tak wolę myśleć.
A Ty? W którym miejscu jesteś?
Jestem ciekawa, czy masz takie sprawy z życiu, z których musisz się przed innymi tłumaczyć, mimo że wcale nie chcesz?
35 komentarzy
Mięsa nie jem, starannie segreguję śmieci, omijam sieciówki.
4 kwietnia 2018 at 6:47 AMWitaj w klubie 🙂
4 kwietnia 2018 at 10:44 AMCzemu tak się uwzięłyście na sieciówki. Kupuję w sieciówkach i nie narzekam. Bluzki wytrzymują ładnych parę lat, Kurtkę zimową kupiłam bodajże z 10 lat temu. I nie kupuję wcale tuzinami.
13 czerwca 2023 at 5:26 PMA mam opory żeby donaszać po kimś, nosić używane lub wymieniać się ciuchami z kimkolwiek ciesząc się że to co nosze nie jest z popularnych sieci!!
Syper, że masz wsparcie w rodzinie. Ja dużo z tych rzeczy robię sama i w tajemnicy przed najbliższyni, bo uważają mnie za dziwaka. Od kilku lat piorę we wlasnym proszku, segreguję śmieci, piję kranówkę. Ostatnio uszyłam wielorazowe płatki kosmetyczne; najczęściej wybieran dania bezmięsne.
4 kwietnia 2018 at 8:36 AMDoświadczam tego prawie każdego dnia. I dalej nie mam poczucia, że umiem sobie z tym poradzić…
4 kwietnia 2018 at 9:45 AMDlaczego tak musi być? Cały czas się zastanawiam. Gdyby nasze działania przeszły do mainstreamu, byłoby inaczej, łatwiej. Na razie jednak tak nie jest.
4 kwietnia 2018 at 10:45 AMNie wiem, czemu tak jest.
Ktoś mi powiedział, że wyprzedzam epokę.
I może tak jest. Tu cytat ze „Świata na rozdrożu”:
4 kwietnia 2018 at 1:16 PM„Wielkie zmiany społeczne – prawa jednostki, prawa pracownicze, prawa kobiet czy ruch ekologiczny – zaczynały się na obrzeżach społeczeństwa i stopniowo poszerzały swoje wpływy, aż w końcu, niejednokrotnie po ciężkiej walce, stawały się uznanymi zasadami funkcjonowania społeczeństwa.”
Muszę Ci powiedzieć, Kasiu, że dotychczas nie miałam dużego problemu z ostracyzmem społecznym na tle zero waste, choć też specjalnie się z moimi poglądami nie afiszuję, tylko robię swoje. Ale nie oznacza to, że w ogóle się z nim nie spotykam. Są miejsca, które postrzegają to jako „zabawną fanaberię” inne patrzą na moje „dziwactwa” nieprzychylnie. I oceniają je jako „kłopot” – nie tyle dla mnie, co dla nich.
Jednak podczas rozmowy, gdy zaczynamy z narzeczonym opowiadać o swoim stylu życia, wówczas wychodzi szydło z worka i dostrzegam, jak wiele osób zadaje sobie, a często i nam pytanie „Chce wam się? My nie mamy czasu/chęci/nie uważamy, że to istotne”.
Gdy tłumaczę, że kupuję jedną parę dżinsów rocznie, ale w cenie 3 z sieciówki – kobiety mówią „A nie wolisz mieć ich więcej?”
Albo znajomi, którzy tłumaczą, że codziennie wyrzucają niemal cały obiad, bo nie zawsze mają czas zjeść.
– Nie możecie go zagotować/mrozić?
– Komu by się chciało bawić?
Ale powiedzcie szczerze, nawet gdyby nie szło o ekologię – ile kasy się tam marnuje?!
4 kwietnia 2018 at 10:08 AMDokładnie! Czasem argumenty finansowe bardziej przemawiają niż tłumaczenie ideologii. Ale wiesz co? Wraz z wiosną mam tyle energii do działania! Trzeba szerzyć nasz styl życia jako ten sprawiedliwy wobec siebie, innych i całej planety. Cały czas przybywa sympatyków zero waste, jest coraz więcej wegetarian i wegan. Może masowa zmiana kiedyś przyjdzie i nie trzeba się będzie nikomu tłumaczyć.
4 kwietnia 2018 at 10:49 AMDobrym argumentem jest też praca, którą trzeba było włożyć w przygotowanie posiłku. Kurczę, ktoś stał nad garami pół dnia i nie szkoda mu potem tego wyrzucić? Mnie by było szkoda.
9 kwietnia 2018 at 11:52 AMA ja się z niczego nie tłumaczę wyznając zasadę, że co sądzą na mój temat inni ludzie, to nie jest moja sprawa. I to nie my mamy powody do wstydu.
4 kwietnia 2018 at 10:10 AMNo właśnie! Ja mam teorię, że u osób komentujących inny styl życia często są osoby, które mają poczucie winy wynikające z własnych wyborów i próbują je w ten sposób zagłuszyć.
4 kwietnia 2018 at 10:46 AMTzn. jak to robisz w praktyce? Ignorujesz pytanie „Dlaczego…?”?
4 kwietnia 2018 at 1:17 PMWidzę różnicę w tłumaczeniu komuś czegoś, a tłumaczeniu się 🙂 Nie ignoruję nigdy pytania „dlaczego”, bo zakładam, że jeśli ktoś je zadaje, to po prostu szuka odpowiedzi 🙂 A odpowiedzieć na takie pytanie można na milion sposobów. Przede wszystkim nie okopuję się na swoim stanowisku, nie zakładam, że pytanie „dlaczego” jest prowokacją, nie oceniam, nie wartościuję. Staram się unikać odpowiedzi „tak jest lepiej bo…” raczej staram się mówić „wybrałam tak, dlatego że…”.
4 kwietnia 2018 at 1:36 PMSuper!
4 kwietnia 2018 at 1:46 PMWłaśnie o to chodzi w tłumaczeniu własnych wyborów. Nie chcemy być osądzani, więc nie osądzajmy też innych 🙂
4 kwietnia 2018 at 3:10 PMJa również nie jem mięsa i spotkałam się z bardzo różnymi komentarzami, najczęściej od osób, które w temacie zdrowej żywności czy kwestii środowiskowych nie ma mają nic do powiedzenia oprócz utartych schematów typu trzeba jeść białko.
Zaczęłam wprowadzać małe zmiany w swoim życiu, które w minimalnym stopniu pomagają dbać o środowisko. Podoba mi się patent z używaniem tego samego kubka przez całą noc np. będąc na festiwalu muzycznym – mała rzecz, którą łatwo wprowadzić w życie.
Widzę jednak, że dużo młodych osób jest coraz bardziej świadomych i mam nadzieję, że to właśnie w tym kierunku to wszystko będzie zmierzać.
Lubię Cię czytać Kasiu, zawsze znajdę tu dla siebie inspirację!
4 kwietnia 2018 at 11:27 AMPowszechny jest mit, że na diecie wege je się niepełnowartościowe jedzenie. A to wcale nie jest prawda! Też mam nadzieję, że to, co teraz się dzieje wśród naszego i być może młodszego pokolenia, czyli szerokie zainteresowanie tematem zero waste, przerodzi się w społeczeństwo świadome tego, co i jak konsumuje. Liczmy na to!
4 kwietnia 2018 at 3:19 PMO tak, a później słyszę przy stole rozmowy o tym, że chipsy nie mogą szkodzić, bo przecież skoro je sprzedają w sklepach to są ok. No nie są ok, ale niektórym trudno tę prostą sprawę pojąć.
4 kwietnia 2018 at 11:31 PMNastępnym razem spytaj, czy to dotyczy również papierosów.
9 kwietnia 2018 at 11:54 AMNie jem mięsa od zawsze, czyli od czasów kiedy nie było to popularne, a wegetarian traktowano jak kosmitów, którym odbija. Do dziwnych pytań, zaglądania w talerz i pytania o wyniki badań (bywa, że przez niemal obce osoby) jestem przyzwyczajona. Może dlatego nie mam problemu z przyznaniem się, że mam w ogrodzie wielki kompostownik czy eksperymentuję z permakulturą. Dla mnie to normalne. Innych dziwi.
4 kwietnia 2018 at 11:25 PMZW nie jest mi obce, plastiki segreguję od wielu lat, więc ustawa śmieciowa niewiele mi w życiu namieszała. Jednak nie miałam jeszcze okazji iść do sklepu z własnym pudełkiem. Może dlatego, że ja nie kupuję wędlin, ser jem jeden, niestety w folii. Ale jabłka zawsze pakuję w szmacianą torbę i w tej torbie kładę na wagę wywołując czasem zdziwienie sprzedawców.
Powiedziałabym, że praktykują to niektórzy ludzie niezamożni. Inni idą do sklepu i kupują dużo taniego jedzenia, bez zwracania uwagi na skład i opakowanie. Troszczą się o własne brzuszki, a nie o środowisko. Bywa oczywiście, ze ludzie zamożni czy wykształceni też nie mają świadomości ekologicznej. W społeczeństwie nic nie jest czarne i białe. Jest jeszcze sporo odcieni szarości.
4 kwietnia 2018 at 11:29 PMZgadzam się – ekologia wychodzi z głowy, nie z portfela.
5 kwietnia 2018 at 5:23 PMŚwiadomość społeczna i ekologiczna nie jest związana z zasobnością portfela. Moi dziadkowie od lat żyją ekologicznie prowadząc ogródek, zbierając deszczówkę, uprawiając upcycling itd. nie ze względów finansowych – tak zostali wychowani. Ja będąc 30plus i moi rówieśnicy jesteśmy w większości pokoleniem, kupuje, użyje, wyrzucam.
4 kwietnia 2018 at 11:57 PMMy z moim mężem mieliśmy przebudzenie w zeszłym roku gdy zdiagnozowali u mojego męża guza mózgu. Zmieniliśmy dietę na wegańska, używamy tylko produktów bio (jest to cześć wymogu jego alternatywnej terapii), usunęliśmy wszystkie chemikalia z domu. Obejrzeliśmy wiele filmów, przeczytaliśmy kilka świetnych książek (szczególnie polecam ‚Jak nie umrzeć przedwczesnie’ dr M.Greger’a o zaletach diety roślinnej). Na zero waste wpadłam przypadkiem i był to kolejny puzzel w układance.
Rodzina stara sie zrozumieć nasze zmiany żywieniowe i lifestle’owe – wielu znajomych patrzy na nas jak na wariatów. Staram sie tym nie przejmować tylko robić swoje – przecież nikomu nie robię krzywdy, jeśli już to przynajmniej ocalę pare zwierząt od śmierci, oszczędzę planecie ilość moich śmieci i być może polepszę stan zdrowia naszej rodziny.
Dzięki za nieustająca inspiracje.
Ewa, mam nadzieję, że stan męża się poprawia. Trzymam kciuki! Możesz podzielić się lekturami, które czytałaś o diecie w trakcie choroby nowotworowej?
5 kwietnia 2018 at 9:24 AMDziękuję
5 kwietnia 2018 at 11:10 AMNa szczęście im dalej w las, tym mniej się trzeba tłumaczyć, mniejszą sensację to wywołuje. Co do pytań o dietę już się uodporniłam i podobnie jak Ty mam wsparcie w rodzinie, mąż to się chwali naszymi małymi eko poczynaniami:)
5 kwietnia 2018 at 11:44 AMCzytając ten wpis, najpierw uśmiałam się z ludzkiej głupoty, a później przeraziłam krótkowzrocznością. Mam to szczęście, że mieszkam teraz w DE, gdzie „ekologiczne” zachowania nie dziwią i nie wymagają uzasadniania. Ale każda wizyta w PL to konieczność tłumaczenia się z tekstylnej torby na zakupy, segregowania odpadów (obdzierania papierowych etykietek z plastikowych opakowań) czy wegetarianizmu. Tylko nieliczni wiedzą, ile nerwów mnie te tłumaczenia kosztują ale naiwnie wierzę, że w ten sposób edukuję otoczenie.
5 kwietnia 2018 at 5:21 PMHej, właśnie czytam i zaczynam wprowadzać takie zmiany (zero waste) w swoim domu 🙂 Na razie jako początkująca jestem trochę zagubiona, z pewnością kupię Pani książkę żeby się doszkolić. Ale część reczy robię od lat 🙂 Ponieważ z reguły chodzę pod prąd (nie pracuję zawodowo, chodzę w gorsetach itp) to ludzie myślą, że się powinnam z tego tłumaczyć 🙂 Jakiś czas temu przestałam odpowiadać na zaczepki i jakoś większość dała mi spokój – ot taka dziwaczka i tyle 🙂
5 kwietnia 2018 at 10:23 PMPrzyzwyczaiłam się już do bycia odmieńcem i to chyba w każdej dziedzinie życia, którą widać, a na wsi to widać 🙂
6 kwietnia 2018 at 9:34 AMGdy odpowiadam na podobne pytania, to często słyszę w odpowiedzi: „no tak….” choć wiadomo, że i tak moje argumenty to jak grochem o ścianę.
Staram się ostatnio unikać mięsa i szukam ciekawych przepisów, np. Twoje curry już się na stałe wpisało w menu. Czy podzielisz się jeszcze jakimś przepisem?
Nie mieszkam na wsi od dawna, ale często odwiedzam rodziców, i zgadzam się , ze ostracyzm społeczny działa dużo silniej na wsi:/ Trzymaj się i nie przejmuj 🙂
12 kwietnia 2018 at 1:27 PMPopieram! Staram się robić to samo, chociaż czasami potrafię też „zgrzeszyć” 🙂 Jeśli chodzi o nauczenie kota, to raczej syzyfowa praca. One muszą wejść tam, gdzie jest najwyższy punkt obserwacji. Taka już ich natura 🙂 Mam dwie zwariowane kotki, one tylko na lampie jeszcze nie były 😀 Jeśli chodzi o zakupy, zawsze biorę swoją torbę, segreguję śmieci, mięsa nie jem, ciuchy przeważnie dostaję od rodziny, ale jak mam kupić, też wolę wybrać coś dobrego gatunku i nie sieciowego. Pozdrawiam 🙂
7 kwietnia 2018 at 1:34 AMA ja powiem tak: w ogóle nie rozumiem problemu. Dodam jednak, ze należę do tych szczęśliwców, którzy opinię innych mają w głębokim poważaniu – chyba tak zostałam wychowana, bo moje rodzeństwo też takie jest. Ja po prostu nie pojmuję jak można się przejmować tym, co inni ludzie (często obcy) sobie o nas pomyślą, jeśli my sami postępujemy w zgodzie z naszymi wartościami.
9 kwietnia 2018 at 11:49 AMJa doświadczyłam dziwnych spojrzeń i komentarzy, kiedy mówiłam, że moja córka rzadko używa jednorazowych pieluch…ludzie byli zdziwieni, że chce mi się prać brudne pieluchy i często pytali czy w mojej łazience nie śmierdzi; a przecież jeszcze dla pokolenia rodziców dzisiejszych 30 latków było to czymś zupełnie normalnym, a dzisiejsze wielorazówki są dużo łatwiejsze w użyciu niż tradycyjna tetra.
12 kwietnia 2018 at 1:36 PMMam podobnie. Nie kupuję paczkowanego jedzenia oraz posiadam kompostownik. 🙂
16 czerwca 2020 at 8:02 AM