Lato zachwyca mnie na każdym kroku. Cieszy mnie słońce, wysoka temperatura, nawet komary nie martwią mnie tak bardzo. Bo jest lato, a więc okres w roku, kiedy mogę naładować swoje akumulatory pozytywną energią, z której będę korzystać jeszcze przez wiele miesięcy.
Sobotni targ
Idąc w sobotę na targ nie mogę nacieszyć oczu obfitością warzyw i owoców, które są teraz dostępne. Biorę po dwa pęczki młodej marchwi i buraczków z botwinką, wezmę przerośnięty koper i młode ziemniaki. Skuszę się na kilogram porzeczek, choć tak nie lubię ich obierać z gałązek. Za to smak i kolor wynagradzają mi każdy wysiłek im poświęcony. Uwielbiam żółtą fasolkę szparagową i świeży zielony groszek. Wprost nie mogę się nacieszyć tymi przysmakami, bo wiem, że sezon na nie wcale nie jest tak długi, na jaki by się wydawał dla przeciętnego bywalca supermarketów.
Zakupy na targu nie są jednak banalnie proste. Warto rozejrzeć się najpierw po różnych straganach i oszacować, które z nich są zastawione plonami od lokalnych gospodarzy, a które towarami z giełdy warzyw i owoców. Wolę unikać tych, które oferują teraz banany, cytrusy i kilka odmian jabłek. Na te ostatnie przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, więc nie dajcie się zwieść ich kolorowym skórkom. A cytrusy wymęczone transportem z ciepłych krajów zastąpmy świeżymi malinami i truskawkami.
Prawdziwy rolnik chętnie odpowie na pytanie, skąd przyjechał i gdzie ma swoje gospodarstwo. Lubię się dowiedzieć, czy wszystkie produkty są od niego, a że słyszę różne odpowiedzi, nie posądzam o kłamstwo. Jeśli widzę na straganie same szparagi, jajka i ziemniaki, już wiem, w czym gospodarz się specjalizuje. Jego towar powinien być najlepszy, bo poświęcił mu cały swój czas.
Osiedlowy warzywniak
Poza targowiskiem kupuję też w lokalnym warzywniaku. Podoba mi się, że właściciel dba o zawsze świeżą dostawę produktów, które sam selekcjonuje, umawiając się z konkretnymi dostawcami. Mój warzywniak ma nie tylko warzywa. Znajdę w nim kilkanaście rodzajów suchych ziaren na wagę, które lubię brać do własnych bawełnianych woreczków. Zdziwienie osób z kolejki w niczym mi nie przeszkadza, bo sprzedawca na głos chwali mój wybór i wolałby już nigdy nie wydawać foliówek. W woreczkach ląduje więc: ciecierzyca, soczewica, fasola Jaś i drobna biała. Mogę u niego kupić ekologiczne mąki, naturalne syropy, jaja od wiejskich kur czy świeżo wędzone ryby. O wysokiej klasie warzywniaka świadczy choćby fakt, że ziemniaki mogę wybrać spośród chyba sześciu odmian. Biorę denary albo lordy. Nie jest to sklep ekologiczny, których teraz coraz więcej. Jest to zwykły osiedlowy sklepik z właścicielem świadomie oferującym najlepszą jakość.
Kooperatywa
Najlepszym źródłem zakupów spożywczych będzie dla mnie nadal kooperatywa. Raz w tygodniu robię w niej większe zamówienie, a we wtorek jadę do centrum odebrać. Mam pewność, że warzywa nie były pryskane sztucznymi nawozami, a krowy i kozy wypuszczano na świeże powietrze, by poskubały trawę. Kooperatywa to dla mnie źródło świeżych warzyw i owoców, zawsze sezonowych. To również przetwory zamknięte w słoikach, takie jak dżemy, tarte buraczki czy kompoty. Kupuję też mąki od Babalskich, rozsypywane z większego worka w małe papierowe torebki. Są jajka od kur zielononóżek, żyjących szczęśliwym życiem niemalże na wolności. Jest mleko kozie i krowie oraz sery twarogowe. Bliskość natury to wartość, którą cenią sobie nasi gospodarze, a ja podzielam te ich dziś oryginalne przekonania.
Portal „Lokalny Rolnik” – czy warto?
Przystąpiłam do grupy na portalu „Lokalny Rolnik” po to, by zrozumieć, jak działa platforma, jakiej jakości produkty są dostępne i jakie jest porównanie cenowe do warzyw z kooperatywy czy targu. Wszystko przeanalizowałam w tym wpisie, do lektury którego zachęcam. Znajdziecie w nim wskazówki, jak znaleźć najbliższą grupę, z czym wiąże się członkostwo i jakie są ceny. Dla mnie największym minusem portalu Lokalny Rolnik jest fakt, że produkty nie są tak naprawdę lokalne. Dostawcy są – jak się okazuje – z całej Polski, co niejako przeczy pierwotnemu założeniu tej inicjatywy. Poza tym cenowo wypadają gorzej niż przedstawione przeze mnie alternatywy. Każdy może jednak podjąć własną decyzję i – o ile nie znajdzie w swoim pobliżu kooperatywy – przystąpić do Lokalnego Rolnika.
Warzywa wysokiej jakości
Miałam napisać o gotowaniu z sezonowych warzyw i sposobach na wykorzystanie resztek, ale sam akt selekcjonowania jedzenia najlepszej jakości jest dla mnie wystarczająco fascynujący. Gdy mieszkałam bliżej wsi, na której gospodarzyli kiedyś moi dziadkowie, a teraz wujek, miałam bezpośredni dostęp do prawdziwych warzyw, owoców i nabiału. Odkąd zamieszkałam w dużym mieście i nie znam osobiście właścicieli małych gospodarstw, każde miejsce obiecujące naturalną hodowlę traktuję jak Złoty Grall.
Chciałabym, żeby jedzenie zdrowych, niepryskanych warzyw stało się w Polsce standardem i było dostępne dla każdego, bez względu na zarobki. Pytajmy rolników na targu, czy stosują sztuczne nawozy. Sprawdzajmy w warzywniaku miejsce pochodzenia produktów. Wymagając jakości powoli sprawimy, że wysoki standard produktów spożywczych stanie się czymś normalnym. Stawką jest w końcu nasze zdrowie i prawdziwy smak, którego z niczym się nie da pomylić.
A Ty, gdzie najbardziej lubisz kupować warzywa? Na targu, w warzywniaku czy może w kooperatywie? Podziel się swoimi sposobami w komentarzu.
P.S. Członkostwo w kooperatywie spożywczej zmieniło wiele w moim sposobie odżywiania. Podobnie jak lektura książki „Zamień chemię na jedzenie” autorstwa Julity Bator. Moją recenzję możesz przeczytać tutaj, a jeśli zechcesz mieć własny egzemplarz proponuję zajrzeć w to miejsce. Jest kilka dobrych ofert cenowych i akurat w tym przypadku grzechem byłoby nie skorzystać.
20 komentarzy
Kooperatywy nie znałam, a co do targu… Cóż, niestety i tam można się nieźle natknąć. U mnie pewna staruszka sprzedawała jajka, niby wiejskie, a żółtka miały pomarańczowe bardziej, niż najtańsze jaja z marketu. Po czasie okazało się, że kupuje zwykłe jajka, zdrapuje z nich pieczątki i sprzedaje jako wiejskie, na targu. Długo nie postała, ludzie się szybko zorientowali, ale niesmak pozostał.
7 lipca 2016 at 12:55 PMJestem w szoku, że komuś zechciało się na takim oszustwie budować swój – było nie było – biznes. Smutne. Mam nadzieję, że takie sytuacje nie trafiają się zbyt często.
7 lipca 2016 at 1:50 PMStarsza pani, emerytka, to i czas na to miała. Kto wie, może teraz handluje na innym targowisku? Wszędzie trzeba zachować czujność, przecież nawet starsza, miła pani może być oszustką 😉
7 lipca 2016 at 3:28 PMJasne! Dzięki za to ostrzeżenie! Będę teraz bardziej czujna na targu.
8 lipca 2016 at 9:33 AMAj, doceniajcie co macie w Polskich warzywniakach i na targach 🙂 Mieszkam w Pradze już 4 lata i czasem mam wrażenie, że do nas trafiają rośliny przesortowane jako odpady. I nie chodzi o to, że są brzydkie, bo to ma swój urok, ale są po prostu niedobre, stare, niejadalne i drogie. Zawsze jak jeżdżę do PL to się obkupuję w warzywa i owoce 🙂
7 lipca 2016 at 2:58 PMNic tylko zrobić na balkonie swój własny warzywniak 🙂 Jestem ciekawa swoją drogą, czy w Pradze funkcjonuje coś takiego jak kooperatywa spożywcza – dowiadywałaś się może?
8 lipca 2016 at 9:32 AMBalkonu brak, a kooperatywy są. Chciałabym się nimi zainteresować po sezonie urlopowym 🙂 Na pewno się „pochwalę” rezultatami 🙂
8 lipca 2016 at 10:58 AMUwielbiam targ rolno warzywny w moim mieście. Jeżdżę na niego regularnie. Zawsze cieszy mnie obfitość warzyw, owoców i innych smakołyków. Zwykle też wychodzę z niego objuczona siatami 😀
7 lipca 2016 at 5:40 PMMam podobnie, zawsze się okazuje, że wzięłam za mało toreb albo rąk do pomocy 😉
8 lipca 2016 at 9:33 AMJa dość pragmatycznie na takich straganach osiedlowych, ale bardzo lubię targi. Zwłaszcza egzotyczne, chociaż takie w Laosie bywają bardzo traumatyczne. Im bardziej odległa „cywilizacja”, tym bardziej trzeba uważać, bo nigdy nie wiadomo, jaka scena wyjrzy zza marchewki…:/
8 lipca 2016 at 12:50 AMCo masz na myśli? Jakie sceny widziałaś na targu w Laosie?
8 lipca 2016 at 9:34 AMJa z braku czasu, kupuję niestety w biedrze :/.
10 lipca 2016 at 4:47 PMAle czasem uda mi się na straganie w drodze z pracy kupić jakieś owocki <3
Czas to jest kluczowy element, prawda? Dużo czasu na chodzenie na tar miałam na urlopie macierzyńskim. Największym minusem straganów są ich godziny otwarcia. Po pracy nikogo już nie ma 🙁
11 lipca 2016 at 8:57 AMDokładnie! Wielka szkoda że nie są dostępne dla ludzi pracujących do późna :/
12 lipca 2016 at 1:27 AMZaopatruję się w swoim ukochanym, małym warzywniaku. Pyszne warzywa, jaja od wolnych kurek, sery wiadomego pochodzenia to u mnie codzienność. Kocham jedzenie i muszę być pewna, że to co jem jest zdrowe i dobre dla mnie i mojej rodziny. Do tej książki przymierzam się od dawna. Czas w końcu ją zakupić 🙂
10 lipca 2016 at 5:35 PM„Zamień chemię…” wiele wyjaśnia i porządkuje wiedzę na temat zdrowego odżywiania się. Mnie zmotywowało to wyrobienia sobie kilku dobrych nawyków, które cały czas stosuję. A sprawdzony warzywniak to podstawa!
11 lipca 2016 at 8:58 AMU mnie w okolicy funkcjonuje jeden warzywniak oferujący wszystko w kosmicznych cenach, a jakość… nie jestem pewien. To już w Tesco po drugiej stronie ulicy mają chyba lepsze. Ale na rynek zawsze chodzę i po kilku latach mam swoich sprawdzonych dostawców. Kupuję u nich, nawet, gdy są drożsi – płacę im za jakość towarów i niezwykle sympatyczną obsługę. To też jest ważne, aby na linii klient sprzedawca wytwarzała się jakaś więź, aby można było zamienić choć kilka słów o życiu. Dlatego tak cenię rynek.
12 lipca 2016 at 3:05 PMNawiązywanie relacji też jest dla mnie niezwykle cenne, szczególnie że ta osoba ma żywić moją rodzinę. Dlatego tak lubię członkostwo w kooperatywie. Tak wszystko mamy sprawdzone, a grupa zakupowa spotyka się również w innych okolicznościach niż odbiór warzyw.
12 lipca 2016 at 3:11 PMKasiu, czy możesz podać namiary na warzywniak o którym wspominasz? Z góry dziękuję – Sąsiadka 🙂
4 sierpnia 2016 at 6:27 PMHej! Jest to warzywniak na Swobodzie, niedaleko jest punkt nadawania przesyłek GLS.
6 sierpnia 2016 at 10:10 PM