Powiem wprost i bez zbędnych ogródek: marnujemy zbyt dużo jedzenia. Byłam w szoku, gdy dowiedziałam się, że Polscy konsumenci wyrzucają 2 miliony ton (!!!) jedzenia rocznie*. Oznacza to, że każdy z nas nie potrzebuje lub marnuje ponad 52 kg produktów rocznie, co daje nam kilogram na tydzień na 1 mieszkańca (wliczając dzieci, osoby starsze, pozostające pod czyjąś opieką).
Dlaczego marnujemy jedzenie?
- Kupujemy zbyt dużo, szczególnie, jeśli na zakupy wybieramy się głodni lub gdy jesteśmy podatni na sklepowe promocje.
- Źle planujemy nasze wydatki na żywność. Robimy zakupy bez listy, przez co nie zawsze kupujemy dokładnie to, co jest nam rzeczywiście potrzebne. Wychodzimy ze sklepu z wieloma torbami, w których wartościowych dla nas rzeczy jest ok. 50 – 70 procent, a cała reszta wyląduje prawdopodobnie w koszu.
- Nie zdążymy zjeść wszystkiego, co mamy w lodówce, a już wędrujemy po kolejne zakupy. Oznacza to, że nie dość, że trwonimy niepotrzebnie pieniądze na nadmiar jedzenia, ale w dodatku marnujemy coś, co dla kogoś może się okazać ratunkiem życia (nadal ok. pół miliona dzieci w Polsce głoduje).
Jak rozwiązać ten palący problem?
W makroskali naszego kraju działają 32 Banki Żywności. Są to niezależnie instytucje non-profit, które zajmują się zbieraniem jedzenia bliskiego zmarnowaniu (wadliwie opakowanego, z krótkim terminem przydatności do spożycia), głównie od supermarketów, producentów czy restauracji, i przekazywaniu go organizacjom charytatywnym, działającym na rzecz dożywiania ludzi potrzebujących. Banki są ze sobą zrzeszone i wspólnie działają na rzecz uświadamiania społeczeństwa na rzecz niemarnowania jedzenia.
W mikroskali możesz działać w grupie lub sam/-a.
Grupa Jedzenie Ci dam, bo mam 🙂 jest oddolną inicjatywą działającą w Poznaniu i okolicach, w której możesz zaoferować swoje jedzenie innym. Główne zasady grupy to: oferowanie jedzenia dobrego do spożycia, niezepsutego, bez oczekiwania za nie zapłaty. Może masz go za dużo i wiesz, że sam go nie przejesz? Może jesteś rolnikiem lub znasz takiego, który chętnie podzieli się nadprogramową produkcją?A może kupiłeś coś nowego, co Ci nie smakuje, ale komuś innemu przypadnie do gustu? Wówczas ogłaszasz się ze swoim produktem na grupie i czekasz na zainteresowanych. Logika jest prosta: zanim coś wyrzucisz, zastanów się, czy ktoś jeszcze by z tego nie skorzystał.
Co możesz zrobić w swoim domu?
Moja propozycja brzmi następująco: gotuj to, co masz!
Lubię gotować i poznawać nowe smaki poprzez łączenie pozornie niepasujących do siebie produktów, dlatego to wyzwanie wydaje się być niezwykle ciekawym. Kreatywna kuchnia domowa – tak bym je określiła, choć żadna ze mnie wielka kucharka. Mam za to głowę na karku i trybiki, które się w niej kręcą i napędzają nowe pomysły, które można wykorzystać chociażby w kuchni.
Inspiracje do gotowania można standardowo czerpać z blogów i książek kulinarnych. Pomocna może się też okazać specjalna strona stworzona jako projekt Banków Żywności „Nie marnuję”, która ma nas zachęcić do inteligentnego korzystania z domowych zapasów, tak, by jak najmniej jedzenia lądowało w śmietniku.
Wczoraj odbierałam cotygodniowe zakupy w kooperatywie spożywczej, przydało mi się więc czyszczenie lodówki z pozostałych warzyw i ugotowanie, a w zasadzie upieczenie z nich pizzy w stylu wegetariańskim (mięsa akurat brak). A to było tak.
mąka
drożdże instant
mleko z wodą
szczypta soli i cukruSkładniki na wierzch, czyli to, co znalazłam:
brokuł
pomidory
czosnek
mozzarella (leżała już kilka tygodni i czekała na swoją szansę)
bazylia
zioła prowansalskie
jajka
cebula
Ciasto robię „na oko” i zawsze wychodzi. Wsypuję mąkę do miski (mniej więcej 2 szklanki), dosypuję drożdży (ok. 1 małej łyżeczki), zalewam lekko podgrzanym mlekiem z wodą (ok. szklanki), doprawiam solą i szczyptą cukru (żeby drożdże miały pożywkę) i wyrabiam ciasto rękami.
Zostawiam do wyrośnięcia na tyle, na ile mam czasu. Tym razem było to 1,5 godziny.
Po wyrośnięciu można ciasto rozwałkować i wyłożyć nim formę/blachę. Ja podrzucałam je jak włoski kucharz i nawet się mocno nie porwało 😉
Rozłożone ciasto smarujemy świeżo ugotowanym sosem pomidorowym z czosnkiem i ziołami – ważne, żeby był dobrze odparowany, bo inaczej zbytnio wsiąknie w ciasto albo rozleje się na boki.
Na sosie układamy mozzarellę (lub w sumie każdy ser, jaki masz w domu, w końcu wykorzystujemy resztki), pokrojoną w piórka cebulę, brokuła i jajko. Pomocnicy mile widziani!
Gotowe? To siup do piekarnika na 15-20 minut. Ja rozgrzewam do 230 stopni, na ostatnie 5-10 minut zmniejszając do 185 stopni.
Ale tak naprawdę pewnie masz swoje ulubione sposoby na pieczenie pizzy, więc co ja Ci będę mówić.
2 komentarze
Dla mnie sposobem na resztki jest taka „oszukana” pizza wg przepisu Nigelli (można znaleźć łatwo w necie). Ciasto nie jest drożdżowe, ale rzadkie, przypomina ciasto na brytyjski pudding. Już sam ser w środku i na wierzchu wystarczy, a w jej przepisie jest chyba salami jeszcze, o ile dobrze pamiętam. Ja zawsze daję co tam mam pod ręką i w lodówce akurat, np. tuńczyka, kukurydzę, pieczarki, jajko, pomidor szpinak, posypuję słonecznikiem albo orzechai itd – czasem tylko jeden składnik, czasem więcej. A do tego do przegryzania podaję jakieś warzywa, najczęściej pomidory i ogórki kiszone 🙂
13 października 2016 at 2:18 PMU nas na resztkowe obiady mówimy „przegląd tygodnia” ;P, no bo co zostało w lodówce + co tam jeszcze można wygrzebać w domu. Pizza jest świetna, bo można na nią wrzucić praktycznie wszystko. Super sprawdzają się też zapiekanki, np. makaron/ryż + warzywa + ewentualnie mięso + passata + zioła/przyprawy -> mieszamy wszystko razem i do piekarnika.
3 września 2017 at 10:09 PM