Kilkanaście bawełnianych toreb wisi na wieszakach w mojej kuchni. Rodzina bidonów na wodę nagle rozrosła się do pięciu, a może siedmiu, ośmiu czy dziewięciu – nawet nie wiem, ilu dokładnie, bo niektóre tkwią w schowku w aucie, a inne poukrywane są w plecakach. Woreczki na zakupy, słoiki, pojemniki, składniki do robienia kremów… Dostaję zawrotu głowy, gdy zaczynam liczyć.
Co się stało, że mimo aspiracji do bycia minimalistką zaczęłam obrastać w przedmioty?
Czy aby nie jest tak, że zero waste sprzyja gromadzeniu? Gromadzeniu tych szczególnych, ważnych dla nas rzeczy, którymi lubimy się na co dzień posługiwać. Zakupy robię do własnych opakowań, potrzebuję ich co najmniej kilka(naście). Żeby nie wyrzucać słoików, składuję je w skrzynce, którą potem opróżniam, gdy jadę do kooperatywy lub do rodzinnego domu – tam się zawsze przydają. Ubrania staram się naprawiać, zamiast wyrzucać, ale czasem na łatę trzeba długo poczekać, bo nie zawsze mam wieczorem chwilę, by się tym zająć. Może powinnam się lepiej zorganizować? Może tak, ale muszę też odpocząć.
Z drugiej strony, gdy zaczęłam pisać bloga, nakarmiłam się obficie wiedzą z minimalistycznych poradników, które każą ograniczać, redukować, ostatecznie wyrzucać. Nie pasowało mi, żeby tak zwyczajnie pozbyć się rzeczy, które kiedyś sprawiały mi radość. Nie czułam, że to sprawiedliwe zostawić na śmietniku jeszcze dobre ubrania, domowe sprzęty czy zabawki. Wiedziałam, że powinnam się zreflektować i przemyśleć, jak rozsądnie z rzeczami się rozstawać.
Okazało się, że jest wiele opcji na rozsądne rozstawanie się z przedmiotami, inne niż anonimowy śmietnik. Wymienianki, Givebox, portale aukcyjne i ogłoszeniowe, lokalne grupy sprzedażowe na facebooku i wiele innych, każda z nich oferuje inny sposób na pozbycie się nadmiaru rzeczy, o ile są zdatne do użycia przed potencjalnych odbiorców.
A co potem? Potem wystarczy utrzymać dyscyplinę i nie kupować więcej niż potrzebujemy. Świadomie konsumować w odpowiedniej, zaplanowanej ilości. Niby proste, a ja nadal chodzę po domu i widzę rzeczy, które okazują się niepotrzebne, bo ich nie używam. Zasada Pareta działa nawet jak mamy w domu mało.
Chcę Was uspokoić, mój stan posiadania trzymam w ryzach, prawie wcale nie robię zakupów innych niż spożywcze. W szafie cały czas się przerzedza i zdobywam przestrzeń. W kosmetykach, których używam, panuje minimalizm w pełnej krasie. Ostatnio zrobiliśmy przegląd zabawek, duża część z nich wylądowała w Giveboxie. Czyszczę nadmiar i konsekwentnie ograniczam się. Więc chyba źle nie jest?
Tym przydługim wstępem zapraszam Was do obejrzenia mojego najnowszego odcinka vloga z cyklu „Zero Waste Po Polsku”. Koniecznie dajcie znać, jakie są Wasze przemyślenia na temat minimalizmu w powiązaniu z zero waste i czy sami uważacie się za minimalistów? A może cały czas aspirujecie, ale jest to trudniejsze, niż Wam się wydaje?
25 komentarzy
Chyba jedyny przedmiot, który świadomie i celowo kupiłam z myślą o zero waste to kubeczek menstruacyjny. Poza tym korzystamy z tego co mamy, co w znakomitej większości zakupiliśmy czy przygarnęliśmy bez intencji zero waste, zanim jeszcze usłyszeliśmy w ogóle o istnieniu czegoś takiego 😀
I tak, mamy 3 metalowe butelki na wodę kupione na trekking w Nepalu (korzystamy nadal), 2 termosy z czasów intensywnego chodzenia po górach i jeden kubek termiczny. Pudełka z których korzystam na zakupach mam od lat, nie kupuję nowych, bo one wciąż rotują w rodzinie i po znajomych 😉 Woreczki na zakupy mam ze 4 i dobrze pamiętam, że 3 z nich kupiłam w 2013 roku od Tomka Zucha 😀 plus „na dobiciu” mam jakieś torebki strunowe które mój chłop przywlókł z pracy, żeby się nie zmarnowały i torebki papierowe po mące. 3 czy 4 ulubione bawełniane torby z jakiś konferencji, nadgryzione już zębem czasu (i kilka większych w szafie na jakieś ekstremalne okazje 😉 ). A słoiki zbieraliśmy od zawsze, bo babcia kompulsywnie robiła przetwory 🙂 Teraz przetwarzamy my i moi teściowie, babcia mniej.
Natomiast minimalistką z pewnością nie jestem, bo mimo najszczerszych chęci moja szafa na materiały warsztatowe pęka w szwach – książki, scenariusze, kredki, markery, papier do roll-upa, gry, mapy, karty pracy, farby, ziarna kakaowca w pudełku, słoik z naklejoną sylwetką ludzką… wymieniać dalej? 😀 2 regały na książki powoli robią się ciasne, ale tak to jest jak w domu mieszka dwoje naukowców. Z szuflady wystają torebki na prezenty które gdzieś kiedyś dostaliśmy i wykorzystujemy ponownie, na urodziny i święta… Nie, mój dom jest odległy od zdjęć ze skandynawskich katalogów wnętrzarskich 😉
15 listopada 2017 at 12:25 PMWłaśnie o to mi chodzi! Najlepiej jest korzystać z zasobów, które już mamy w domu. Ja niestety nie miałam żadnych bidonów i poręcznych termosów, dlatego tu moje zapędy nuworysza sprawiły, że obrastam w nadmiar. Wydaje mi się, że jak je dobrze przetestuję, to uznam, które sprawdzają się najlepiej i części się pozbędę np. w Giveboxie.
Jeśli prowadzisz zajęcia, to jasne, że masz sporo pomocy naukowych. To naturalny element Twojego przygotowania. W książkach ja usilnie robię czystki, a mąż swoje. „Musimy rozbudowywać biblioteczkę, moich książek nie ruszaj” 😀
Torebki na prezenty u nas też zalegają, ale to idealny element, którego warto używać ponownie. Choć osobiście wolałabym ich w ogóle nie mieć 🙂
15 listopada 2017 at 12:44 PMOdchodząc troszkę od tematu: wiesz, że był taki moment – o który byłam pewna, że nie nadejdzie – że skończyły mi się torebki na prezenty w drugiej ręki?! :O W naszej rodzinie wędrujące torebki to nic nowego, ale przyszedł taki – nie powiem, przyjemny – moment, kiedy musiałam nauczyć się ładnie pakować w papier 😀
15 listopada 2017 at 1:33 PMMusieliście dawać sporo prezentów! :))
15 listopada 2017 at 2:21 PMI mniej dostawać 🙂 Widocznie wszyscy już wiedzą, ale jesteśmy minimalistami 😉
15 listopada 2017 at 2:58 PMMyślałam, że to niemożliwe 😀 Przywróciłaś mi wiarę 😀
15 listopada 2017 at 9:14 PMSądzę, że minimalizm i zero waste mają ze sobą wiele wspólnego – dbanie o zasoby i świadome podejście do życia. A jeśli chodzi o górę pojemników potrzebnych na zakupy – wychodzę z założenia, że w minimalizmie ważne jest to, by wykorzystywać wszystko, co się ma, nie marnotrawić, ale i nie wyrzucać tego, co w tym momencie jest dla nas ważne i przydatne.
15 listopada 2017 at 12:40 PMZgadzam się. Dopóki wszystkie z tych przedmiotów są mi potrzebne i ich używam, to chyba jestem po tej dobrej stronie, prawda?
15 listopada 2017 at 12:49 PMPrawda. 😉
15 listopada 2017 at 1:30 PMKasiu, to ciekawe spostrzeżenia. Właśnie w minimalistach denerwuje mnie to, że często nawołują do pozbywania się rzeczy i nie podpowiadają, co można z nimi zrobić…. A w niektórych zerowasteowcach to, że ich propaganda zakłada, że domy ludzi są puste i tylko czekają na zapełnienie szklanymi pojemnikami, butelkami i bidonami (to ogólne stwierdzenie, nie bierz go do siebie).
16 listopada 2017 at 11:04 AMJa kupuję produkty do plastikowych pojemników, bo mam je już w domu. Mam też plastikową butelkę do mlekomatu, plastikowe naczynia dla dziecka (przechodzone).. nie wymienię ich na szklane, bo to będzie w ogóle nie zeroodpadowe, a nienormalne 🙂 I tu podpiszę się pod Kasią z komentarza poniżej: „wychodzę z założenia, że w minimalizmie ważne jest to, by wykorzystywać wszystko, co się ma, nie marnotrawić, ale i nie wyrzucać tego, co w tym momencie jest dla nas ważne i przydatne”. Co nie zmienia faktu, że chętnie bym wymieniła kartonowe pudełka w szafie, takie szare, wykorzystywane ponownie z otrzymanych paczek, na ładne, wzorzyste. Ale nie wymieniam i to moje zwycięstwo! 🙂
@liseko:disqus ja też nie wyrzucam plastikowych pudełek, bo się przydają na zakupy! Szkło jest lepsze do wędlin i serów, ale w plastik spokojnie można pakować to, co nie jest mokre i tłuste (jednak boję się ftalanów i BPA, mimo deklaracji producentów).
Podobnie ze słoikami – nie kupuję całego zestawu dizajnerskich tylko dlatego, żeby się fajnie prezentowały. Akurat w różnorodności na półce też widzę wartość.
Wszystko w granicach zdrowego rozsądku i …niemarnowania właśnie!
16 listopada 2017 at 11:46 AMTeż używam plastikowych pudełek na zakupy, bo mam. Wędliny też do nich kupuję, w domu przekładam do szklanego pudełka i w takim trzymam w lodówce. Bez przesady z tymi ftalanami i BPA, ile tego przeniknie do jedzenia w ciągu 20 minut?
16 listopada 2017 at 1:52 PMW ciągu 20 minut pewnie niewiele, ale jeśli napoje są w plastikowych butelkach przez dłuższy czas, to ryzyko odpowiednio wzrasta. Sama kupuję wiele rzeczy do plastikowych pudełek, ale wolę szkło jako najbezpieczniejszy dla zdrowia materiał.
16 listopada 2017 at 2:17 PMNa szczęście nie kupuję napojów w plastiku. Ani niczego w plastiku nie trzymam przez dłuższy czas.
17 listopada 2017 at 10:37 AMZ tymi pudełkami mam tak samo. Ale w sumie – zamykam garderobę i nie widzę. Co z oczu, to z serca 😉
16 listopada 2017 at 1:55 PMTak samo z pojemnikami na żywność – na widoku i w ogóle w kuchni mam te ładne, a te brzydkie trzymam w komórce i nie patrzę na nie, za każdym razem jak otwieram szafkę.
Wydaje mi się, że do minimalizmu powinno się podchodzić jak do oszczędzania – zawsze namawiam by oszczędzać na tym, co zbędne by mieć środki na to, co dla nas istotne, a nie by oszczędzać na wszystkim. Z minimalizmem podobnie – ograniczajmy to co zbędne by mieć miejsce na to co rzeczywiście potrzebne
16 listopada 2017 at 1:16 PMMądre i rozsądne to słowa. Wychodzi na to, że ograniczam jednorazowe na rzecz niewielu wielorazowych i trwałych rzeczy. A Tobie jak to wychodzi?
16 listopada 2017 at 1:57 PMJakiego tuszu do rzęs używasz?
17 listopada 2017 at 9:45 AMObecnie Lush w szklanym opakowaniu. A Ty?
17 listopada 2017 at 9:52 AMNo właśnie ja mam maskarę w plastiku, ale jak się skończy, to chciałabym się przerzucić na coś bardziej zerowastowego. Eyelinera używam z MACa, w szklanym słoiczku, więc nie jest źle. Jeden słoiczek starcza mi na baaaardzo długo.
17 listopada 2017 at 9:58 AMJa również wciąż minimalizuje, a i tak tego tak dużo, pocieszam się, że u innych jest jeszcze więcej :p
17 listopada 2017 at 5:04 PMJa staram się na początek wprowadzić zasady slow fashion – kupuję sobie tylko ubrania dobrej jakości które będą służyły dłużej czesto poluje na przecenach schaffashoes albo w galeriach
26 listopada 2017 at 9:45 PMBardzo dobry wpis i ciekawy temat do rozważań 🙂 Dopiero odkryłam Twojego bloga ale lepiej późno niż wcale;) Chcę nadrobić czytanie wpisów bo widzę, że znajdę tutaj coś dla siebie 🙂 Zgadzam się, że łatwo można popaść w pułapkę i zacząć od nowa gromadzić przedmioty. Nawet jeśli w słusznym celu jak np bycie zero waste. Sądzę, że jak najbardziej minimalizm może się łączyć z zero waste. Tylko trzeba bardzo uważać i być świadomym co posiadamy, co jest nam niezbędne a bez czego można się obyć. U mnie problemem są słoiki i opakowania, w które pakuję jedzenie na wynos. Muszę bardzo pilnować tego, żeby nie zrobić sobie kolekcji słoików w szafce i na bieżąco usuwam to, czego nie potrzebuję. Ostatnio zamówiłam sobie metalową słomkę. No i oczywiście kusiła mnie opcja , żeby zamówić komplet 4 sztuk. Ale zapytałam siebie: czy potrzebuje 4 słomek? Nie, bo prawda jest taka , że będę korzystać tylko z jednej. Cały czas muszę się kontrolować i pytać siebie przy każdym zakupie, czy naprawdę jest mi to potrzebne. Łatwo wpaść w pułapkę ponownego gromadzenia… Pozdrawiam i lecę nadrabiać Twoje pozostałe wpisy:) Bardzo się cieszę, że i u nas ruch zero waste się rozwija:)
28 listopada 2017 at 10:04 PMRównież się cieszę, że do mnie trafiłaś 🙂 To prawda, trzeba się pilnować, żeby nie zacząć gromadzić niepotrzebnych rzeczy, kontrolować swoje zakupy pod kątem potrzeb.
29 listopada 2017 at 10:09 AMNiestety wiele osób zainteresowanych minimalizmem rozpoczyna swoją przygodę od wywalenia góry (w pełni sprawnych) przedmiotów na śmietnik. Moim zdaniem jest to bardzo głupie i wynika z zupełnego niezrozumienia idei minimalizmu. Chęć posiadania mniejszej ilości rzeczy wcale nie powinna oznaczać, że zaczniemy zapychać śmietniki większą ilością przedmiotów.
26 grudnia 2017 at 7:35 PM