W jednym słoiczku prawie wyżłobiłam dziurę. Pompka w drugim popsuła się i nie chce podawać mi resztek z samego dna. Poszukiwania ostatnich słoiczków domowego kremu po całym domu spaliły na panewce. Oprócz gęstego jak masło kremu do opalania w lodówce nie zostało mi nic. Najwyższy czas ukręcić nową partię! Czyli zrobić to, co tygryski lubią najbardziej.
Krem do twarzy – podstawowa bolączka kosmetyczna
O tym, że lubię robić kremy, kiedyś już pisałam. W książce znajdziecie kilka przepisów o różnym stopniu zaawansowania, a w tym wpisie wskazówki, jak się przygotować do zrobienia swojego pierwszego kremu. A dziś chcę podać przepis na krem, który nie tylko zawsze mi wychodzi, ale też świetnie sprawdza się na mojej delikatnej cerze.
Uwaga: to, że krem sprawdza się u mnie, nie musi oznaczać, że jest on stworzony dla każdego. Podobnie z naturalnymi składnikami – jednej osobie mogą odpowiadać, ktoś inny dostanie uczulenia. Najlepiej robić kremy z takich składników, które mamy na sobie wypróbowane i dobrze na nas działają.
Jaką mam cerę? Normalną w stronę mieszanej, czyli mam tendencję do przetłuszczania w strefie T (czoło, nos, broda). Jest jednocześnie delikatna, ze skłonnością do alergii. Kilka lat temu zaczęłam źle reagować na normalne kremy. Miewałam zaczerwienienia, wysypki, podrażnioną skórę, czasem bardzo swędzącą. Poza tym kremy były dla mnie zazwyczaj albo za tłuste, albo zbyt lekkie, wysuszające moją skórę. Po kilku nieudanych próbach z dermokosmetykami postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i nauczyć się robić kremy w domu.
Dlaczego „normalne” kremy źle na mnie działały?
Z trzech głównych powodów:
- Przez zawartość olejów mineralnych, czyli pochodnych ropy naftowej olejów zapychających pory skóry twarzy, co może powodować stan zapalny skóry, a przez to pojawiają się zaczerwienienia, świąd, a nawet egzema
- Przez parabeny, czyli substancje konserwujące używane przeze mnie kremy
- Przez sztuczne substancje zapachowe, czyli perfumy dodawane do kremów do twarzy – dla mojej cery było to o wiele za dużo, choć zmysły powonienia były zadowolone.
Gdy odstawiłam wszystkie z tych składników i zaczęłam używać tylko własnych kremów, moje problemy z cerą zniknęły. Nie mam już podrażnień, cera odpoczywa, jest odżywiona i gładsza. Czasem gdy odwiedzam Mamę, smaruję dłonie jej zwykłym kremem Nivea i niestety problemy za chwilę wracają. A kiedyś tak wierzyłam w ten prosty, wydawałoby się bazowy krem, teraz wiem, że jego skład mi nie służy i być może nie służył przez te wszystkie lata, o czym dowiedziałam się dopiero teraz.
Do rzeczy, czyli czas na przepis
Ciekawe, ile osób przeczytało ten przydługi wstęp, a ile od razu przewinęło stronę do tego miejsca (ja bym przewinęła 😉 )
Mój jesienny krem do twarzy oparty jest na kilku olejach i hydrolatach. Dominujący jest olej ze słodkich migdałów i hydrolat różany. Użyłam – jak radzi Klaudyna Hebda – dwóch emulgatorów: Olivem 1000 (na bazie oliwy z oliwek) i alkoholu cetylowego. Dodałam też mocznik, żeby wygładzić cerę i zmiękczyć rogowaciejący naskórek na moich dłoniach, bo kremu można używać i do twarzy, i do rąk. I do wszystkich innych części ciała pewnie też 😉 Szczegóły poniżej.
Jesienny krem do twarzy
Faza olejowa
- 25 g oleju ze słodkich migdałów
- 8 g oleju jojoba
- 8 g oleju konopnego
- 8 g oleju z orzechów laskowych
- 10 g wosku emulgującego (Olivem 1000)
- 10 kropli witaminy E
Faza wodna
- 60 g hydrolatu różanego
- 54 g hydrolatu neroli
- 8 g gliceryny roślinnej
- 3 g alkoholu cetylowego
- 2 g kwasu hialuronowego
- 2 g mocznika kosmetycznego
- 2 g eko konserwantu (Gluconolactone + Benzoesan Sodu) – środek dozwolony przez instytucje certyfikujące kosmetyki
- 1 g koenzymu Q-10
- kilka kropli olejku neroli
Kilka ważnych wskazówek:
- Fazę olejową podgrzewam wraz z Olivem do temperatury ok. 65 st. C, mieszam do rozpuszczenia wosku
- Fazę wodną podgrzewam do podobnej temperatury, mieszam, żeby rozpuścił się alkohol cetylowy
- Kwas hialuronowy dodaję do fazy wodnej po ostygnięciu do ok. 40 stopni albo do gotowego kremu
- Fazę wodną po ostudzeniu do 45 st. C konserwuję witaminą E
- Po przestudzeniu wlewam powoli fazę olejową do wodnej i zaczynam miksowanie blenderem (można też intensywnie mieszać trzepaczką do ubijania jajek)
- Koenzym Q-10 i olejek neroli dodaję do już ściętego kremu, przed nałożeniem do słoiczków. Dokładnie mieszam.
- Słoiczki wyparzam, osuszam i w ten sposób przygotowuję do przyjęcia kremu.
- Gotowy krem przechowuję w lodówce, a ten, którego używam na bieżąco, trzymam w szafce w łazience. Powinien być zdatny do użycia przez ok. 2 miesiące, czasem wytrzymuje dłużej. Trzymany zamknięty w lodówce może służyć nawet po pół roku.
A teraz hit: nie musieliście tego wszystkiego czytać, bo pokazuję to w formie filmiku na moim nowym YouTubowym vlogu! Tak, stało się, jestę jutuberę. Oby nie zabrakło mi zapału, bo pierwsze filmy zawsze wychodzą trochę koślawe. Nie chcę się jednak tłumaczyć, w końcu stworzyłam treść wideo, która mam nadzieję okaże się dla Was przydatna. Łapki w górę i dajcie suba, co nie?
Byłabym bardziej zero waste, gdybym kupiła jeden krem w szklanym słoiczku, taki o dobrym składzie, najlepiej polskiej produkcji. Wymieniałyście pod wpisem na Instagramie wiele marek, którym ufacie i które są wegańskie, cruelty free i mają fajne składy. Niestety, nie wszystkie mi służą, ceny niektórych są wygórowane, a ja… lubię się uczyć i eksperymentować. Być może dlatego zaczęłam robić kremy w domu. A to, czego nie zużyję przy kremach, wsadzam do moich mydeł – i nic się nie marnuje!
Niektórzy twierdzą, że to wszystko zabiera czas, którego i tak nie mają. To prawda, poznawanie technik kosmetologicznych, kompletowanie laboratorium, nauka wiązania fazy wodnej z olejową potrafi spędzać sen z powiek tym, którzy czują przymus, żeby iść tą drogą. Jeśli natomiast ktoś odczuwa pasję, może poświęcić jej swój czas i nie odczuwać, że go TRACI, bo ZYSKUJE coś, co go lub ją kręci.
Ja to lubię. A przy czym Ty lubisz spędzać swoje wieczory?
Jeśli spodobał się Tobie mój wpis, podziel się nim z innymi!
22 komentarze
Poproszę słoiczek takiego kremu <3
8 listopada 2017 at 10:56 PMPodaj adres 😀
9 listopada 2017 at 9:45 AMHaha, udam, że nie zauważyłam tej delikatnej aluzji w ostatnim akapicie 😉 😉
8 listopada 2017 at 11:34 PMNa szczęście dla opornych, jak ja, jest na rynku multum marek kosmetycznych, które nie wciskają do swoich produktów pochodnych ropy naftowej, substancji pochodzenia odzwierzęcego, parabenów i konserwantów, a w dodatku mają bardzo przystępne ceny i godne opakowania.
Mnie najbardziej jednak zniechęca, nie czas konieczny do wykonania kosmetyku, ale konieczność skompletowania kilkunastu (!!!) różnych składników i idę o zakład, że raczej nie są one dostępne bez opakowań ani stacjonarnie 🙁 Ale pasji do tworzenia receptur zazdraszczam szczerze 😀
Haha! Tak, trochę jest to polemika z tym, co napisałaś u siebie 😉 I całe szczęście, że są na rynku kremy z dobrym składem i w opakowaniach nadających się do wielokrotnego użytku. Choć widzę, że częściej stosuję 'reuse’ odkąd sama robię kosmetyki. Każdy słoiczek jest na wagę złota!
9 listopada 2017 at 9:45 AMCo do składników – zgadzam się, to moja największa bolączka, choć staram się wybierać te z kolorowego szkła albo duże pojemności. Nie zawsze to ma sens, bo nie potrzebuję wielkiego wiadra mocznika 😉 Ale za to ma on na tyle fajne pudełeczko, że po zużyciu może posłużyć za pojemnik na nową partię kremu.
Z ciekawości, jakiego kremu teraz używasz?
Z mocznika zawsze możesz zrobić zmiękczający krem do pięt – tam jest mile widziane duże stężenie 🙂 Co w sumie skłania mnie do też refleksji, że niezłą koncepcją byłby składniko-sharing! 🙂
9 listopada 2017 at 10:09 AMA ja używam teraz kremu z sylveco i serum rozświetlającego Iossi 🙂
Właściwie to ja dość często dzielę się składnikami z moją przyjaciółką, która zaraziła mnie robieniem kremów. Czasem robimy wspólne zamówienia albo wymieniamy się olejami i olejkami 😉 Podobnie z wodorotlenkiem sodu do mydła robimy 😉
9 listopada 2017 at 11:17 AMJasne, że można! Masz swój ulubiony?
9 listopada 2017 at 9:46 AMJoule robi wspaniałe rzeczy, krem od niej to mój ulubieniec. Dodatkowo przyjmuje słoiczki po kremach i można zrobić tzw. refill 😉 Z bardziej dostępnych i tańszych bardzo fajne mają Make Me Bio
11 listopada 2017 at 4:55 PMGdzie coś się dzieje – tam jest oczywiście koteł 😀
9 listopada 2017 at 11:46 AMNie inaczej 🙂 Kicia wszędzie się wciśnie, ma parcie na szkło :)) A poza tym lubi wąchać i podgryzać roślinki, więc lawenda ją zwabiła. Twój też podgryza?
9 listopada 2017 at 12:17 PMA jak! Pewnie 😀 I podgryza, i wącha, i łapy wsadza, i gryzie, kiedy nie daje mu się tej łapy wsadzić 😀
9 listopada 2017 at 12:22 PMJa miałam maksa, jak moja kicia zaczęła raz rozgrzebywać piasek z doniczki po całym domu. A innym razem kładła się w kwiatkach, ale to głównie w pachnących ziołach typu kolendra. Uwielbia ją :))
9 listopada 2017 at 12:26 PMJa piekę swój chleb i robię mleko roślinne wiec kosmetyki jednak odpuszczam 🙂 chociaż skład który podałaś jest bardzo nęcący.
Mogę Ci za to podsyłać moje szklane słoiczki po kremach 😉
9 listopada 2017 at 10:27 PMJa już nie mam czasu na pieczenie chleba, bo …robię kosmetyki :))) Ale zazdroszczę własnych wypieków!
10 listopada 2017 at 9:54 AMMasz szklane słoiczki? Świetnie! Napisz do mnie przez formularz kontaktowy, umówimy się jakoś.
Mam mieć, bo mi się kończy krem, a że generalnie kupuję w szklanych, to może to być długofalowa współpraca 😉 Odezwę się.
Co do chleba, to rozumiem, ja też piekę najprostszy i najszybszy na zakwasie. W ogóle zdrowy i ekologiczny tryb życia wymaga pewnego zaangażowania czasowego, wiec czasem z czegoś trzeba zrezygnować.
10 listopada 2017 at 12:05 PMTo prawda! Gdy jestem w rozjazdach, sama na nic nie mam czasu, wtedy lubię mieć zrobione zapasy: kremu, mydeł, szamponów itp. A chleb ma czekać w zamrażarce 😉 Masz sprawdzony przepis?
10 listopada 2017 at 12:20 PMPiekę z tego przepisu zawsze 1/2 porcji: http://qchenne-inspiracje.pl/chleb-pszenno-zytni-na-zakwasie-podstawa-zywienia-dlatego-zaczne-wlasnie-od-niego/
W treści przepisu jest tez link do przepisu na zakwas, choć mogłybyśmy zaryzykować, że Ci zakwas wyślę, zwłaszcza w zimie to się może udać 🙂
10 listopada 2017 at 12:52 PMCały blog Małgosi gorąco polecam, bo jest kopalnią wiedzy o zdrowym odżywianiu.
Dużo składników! Wszystkich zawsze używasz? Ile zakwasu potrzeba na 1-2 bochenki? Chętnie przyjmę, jeśli masz ochotę się podzielić, choć przyznam, że kiedyś dostałam słoiczek w prezencie i zakwas umarł. Za rzadko piekłam.
10 listopada 2017 at 1:02 PMAkurat wszystkie te rzeczy z reguły mam w domu, bo używam ich normalnie w kuchni. Niektóre można pominąć jak np. siemię lniane, albo zamiast otrębów dać więcej płatków. Płatki można podmieniać, dodawałam już i jaglane i gryczane, no i nie musza to być koniecznie 2 rodzaje otrębów. Tak samo słonecznik można zmieniać na inne pestki (dyni, konopi). Może być tez 1 rodzaj mąki np. tylko orkiszowa razowa, albo tylko pszenna pełnoziarnista (z białej pszennej tez wyjdzie). Na jeden chleb odkładam zwykle 3 łyżki ciasta z poprzedniego chleba (to jest ten zakwas), ale faktycznie trzeba się zdyscyplinować i piec przynajmniej raz na 1-1,5 tygodnia, bo inaczej zakwas dziadzieje a potem umiera.
Rozumiem Twoje zaskoczenie ilością składników, to jest coś, co ja czuję czytając przepis na krem (a nawet na proszek do zmywarki 😉 – ojej tyle rzeczy trzeba kupić, ileż to będzie opakowań!
10 listopada 2017 at 2:32 PMTo prawda :)) Tylko z chlebem jest o tyle łatwiej, że wszystkie składniki mogę kupić właśnie bez opakowania. Mąki, ziarna, płatki – wszystko dostanę na wagę. Gorzej ze składnikami kosmetycznymi. Czekam na taki sklep w Polsce.
10 listopada 2017 at 3:26 PMMoże powinnam dodać, że najprostsze kremy są z jednym olejem, jednym hydrolatem (lub naparem ziołowym) i emulgatorem. Pisałam o tym w poprzednich wpisach o robieniu kremów, zerknij.
10 listopada 2017 at 9:55 AMgratuluje sposobu na życie 🙂 bardzo mnie zainspirowałaś i szczerze przyznam, że nie sądziłam, że takie życie może być możliwe. Te wszystkie koncerny, które wmówiły mi, że potrzeba mi tyle rzeczy, niech teraz wciskają ciemnotę innym ja zaczynam wychodzic z ich matrixa i to właśnie dzięki takim osobom jak Ty 🙂 gratulacje i dzięki. A tak w ogóle przepis super ale kiedyś próbowałam robić krem ale nie poszlo 😉 z chęcią zakupiłabym go od Ciebie bo z opisu mam podobną cere 🙂 a póki co kremy kupuje testuje … pozdrawiam serdecznie Anka
12 listopada 2017 at 10:31 AM