Niniejsze stronice, a raczej przeważającą ich część, pisałem mieszkając samotnie w lesie, o milę od najbliższego sąsiada, w domu, który zbudowałem sam nad stawem Walden nieopodal miasteczka Concord w stanie Massachusetts; byt zapewniałem sobie wyłącznie pracą własnych rąk. Spędziłem w lesie dwa lata i dwa miesiące, po czym znów powróciłem do życia w cywilizacji.
Tymi słowami Henry David Thoreau zaczyna swą opowieść o tytule „Walden”. Jest to jedna z naczęściej cytowanych książek przez autorów z nurtu minimalizmu i mindfulness. Sama trafiłam na cytaty z Waldena już kilka razy, postanowiłam więc sięgnąć do źródła. Jak żył Thoreau, być stać się amerykańskim wzorem odcięcia się od systemu? Co sprawia, że stawia się go niemal na równi z greckimi stoikami, jeśli mowa o docenianiu codzienności?
Thoreau był akademickim nauczycielem i filozofem. W wieku trzydziestukilku lat postanowił przenieść się z miasta do lasu, by wykonać eksperyment całkowitego odcięcia się od tego, co przynosi nam cywilizacja i narzuca społeczeństwo. W trakcie swojej przeprowadzki kwestionuje przymus posiadania rzeczy materialnych, przywiązywania się do bogactwa, dążenia do zaszczytów i kariery, w zamian pokazując, jak można osiągnąć spokój i szczęście obserwując przyrodę i samego siebie. Są to cechy, które zdaje się warto przypomnieć sobie również dzisiaj.
Pracując, ludzie kierują się błędnym założeniem. W krótkim czasie lepsza część człowieka zostaje worana w ziemię i zamienia się w kompost. Zatrudnieni pozornie przez los powszechnie zwany koniecznością (…), gromadzą skarby, które zostaną pożarte przez mole albo rdzę lub ukradzione przez złodziei. Prowadzą życie głupców, o czym się przekonają, gdy dobrną do końca (…).
Według Thoreau, człowiek nie może być tylko maszyną do zarabiania pieniędzy, ale przede wszystkim powinien znaleźć czas na nawiązywanie i pielęgnowanie relacji z innymi ludźmi, choćby ze swoimi sąsiadami. Poświęcając większość czasu pracy, nie mamy już chwili, by nacieszyć się życiem, choć zdaje nam się, że zarabiamy po to, by być szczęśliwszymi.
Stworzeni zostaliśmy po to, aby wyolbrzymiać doniosłość naszej pracy.
Thoreau jawnie staje w kontrze wobec umacniającej się gospodarki liberalnej, która pogłębia nierówności społeczne, a ludzkie interakcje sprowadza do relacji sprzedawcy z nabywcą czy pracodawcy (wyzyskującego) z pracownikiem (wyzyskiwanym). Pomnażanie dóbr wydaje mu się nieistotne, bo nie prowadzi do wartości ponadczasowych i nie ubogaca naszego wnętrza.
Większość luksusów i tak zwanych wygód życiowych jest nie tylko zbędna, lecz stanowi niewątpliwie przeszkodę w rozwoju duchowym ludzkości. (…) najmądrzejsi ludzie zawsze prowadzili prostsze i skromniejsze życie aniżeli biedacy.
Gdy autor przeprowadził się nad staw Walden, zbudował własnymi rękami swój dom, używając materiałów samodzielnie znalezionych, cegieł z rozbiórki wiejskich chat, desek własnoręcznie oheblowanych. Wnętrze urządził skromnie i oszczędnie, używając znalezionych mebli i sprzętów z drugiej ręki. Czytając jego zmagania z rzeczywistością w lesie miałam nieodparte wrażenie (czy tylko ja?), że to właśnie on, prawie dwa wieki temu, wymyślił ideę zero waste, promował minimalizm, naprawianie i ponowne używanie (reuse) przedmiotów, w tym również odzieży. Na temat tej ostatniej dosadnie się wypowiada, pisząc:
Jeśli idzie o odzież, nabywając ją, chyba częściej kierujemy się umiłowaniem nowości i opinią innych ludzi aniżeli prawdziwą jej przydatnością.
(ludzie) łatwiej zdecydowaliby się pokuśtykać do miasta ze złamaną nogą niż w rozerwanych spodniach.
Już wtedy problem wyzyskiwania robotników w fabrykach i szwalniach zwracał uwagę osób dbających o godne warunki pracy. Thoreau sam stwierdza, że producja odzieży opiera się nie o wysoką jakość ubrań, lecz o coraz większy zysk korporacji. Brzmi znajomo? Wołanie o slow fashion miało miejsce już w XIX wieku, tylko jak to się stało, że cały czas tkwimy w tym samym miejscu?
Te wszystkie skazy naszej cywilizacji wywiodły Thoreau do lasu. Dwa lata życia w zgodzie z naturą i samym sobą, bez pracy innej niż ta, która zapewnia mu schonienie i pożywienie, przynoszą mu poetyckie, a czasem bardzo rzeczowe obserwacje. Dużo w nich odniesień do dalekowschodniej filozofii czy indyjskich ksiąg starożytnych, w których podkreśla się konieczność przebudzenia człowieka do pełnego odczuwania świata. Podobnie sam autor, przeżywając każdą porę roku ukazuje jej piękno w liryczny sposób. Jego opisy przyrody są czasem hipnotyzujące, a czasem rozwleczone na zbyt wiele akapitów. Grafomania zdarza się nawet najlepszym, szczególnie gdy jedyną formą wyrazu na odosobnieniu jest słowo pisane.
Wędrówka przez wiosnę, lato, jesień i zimę przesuwa nas jednocześnie pomiędzy porankiem, południem, popołudniem i wieczorem, gdzie zima jest już nocą, skuleniem się w sobie, szukaniem ciepła przy kominku i pod kocem, a wiosna przebudzeniem do życia, ochotą na słońce i zieleń, radością i energią.
Lektura Waldena jest wyciszająca i zmuszająca do refleksji nad sensem naszego życia. Z jednej strony myślałam: szaleniec z niego, robi to na pokaz, łatwo jest żyć przez chwilę poza miastem, zawsze mając opcję powrotu. Z drugiej, ta chwila trwała aż dwa lata, a myśl, że zbyt wielką wagę przywiązujemy do pracy, która jest istotna tylko dla niewielu, a najbardziej dla „systemu” i „korporacji” smakuje aż nazbyt gorzką prawdą.
Tylko prostota może nas uratować
Czy można się wydostać z błędnego koła, w którym tkwimy? Thoreau widzi ratunek w prostocie, wskrzeszeniu dobrych międzyludzkich relacji i uważności na to, co nas otacza.
Proporcjonalnie do coraz prostszego sposobu życia, prawa wszechświata okażą się mniej skomplikowane, a samotność nie będzie samotnością, bieda – biedą ani słabość – słabością.
Czytając „Waldena” gwarantuję sporą dawkę autorefleksji, tej trochę bolesnej również. Choć boli tylko na początku, potem jest tylko katharsis i przebudzenie.
Człowiek nie powinien specjalnie dbać o zdobywanie nowych rzeczy: ani odzieży, ani przyjaciół. Powinien zwracać się ku rzeczom posiadanym, wciąż do nich powracać. Rzeczy się nie zmieniają, to my się zmieniamy.
14 komentarzy
Zaintrygowałaś mnie i na pewno przeczytam. Książka już u mnie jest :).
17 września 2017 at 1:48 PMMyślę, że warto, choć nie jest to lektura łatwa. Miłego czytania zatem!
17 września 2017 at 8:53 PMOd dawna zabierałam się za Thoreau, w końcu trafiłam gdzieś w Internecie na „Walden” w wersji elektronicznej, więc ściągnęłam na tablet, zdążyłam przeczytać troszkę, po czym tablet mi padł na dobre. Taki los. Może jeszcze kiedyś się za to zabiorę.
17 września 2017 at 6:15 PMJaka szkoda! Warto się za nią zabrać, to według mnie klasyka, którą trzeba przerobić.
17 września 2017 at 8:54 PMPrzywracasz mi motywację, więc może w najbliższej wolnej chwili poczytam 🙂
19 września 2017 at 10:56 PMNa jesień przy kominku i ciepłej herbacie jak znalazł 😉
20 września 2017 at 10:09 AMSzczerze ja się wcześniej nie natknęłam na Thoreau, albo po prostu nie przywiązywałam do tego wagi. Na pewno ciekawy eksperyment. Też uważam, że warto czerpać radość i korzystać z rzeczy już posiadanych, pielęgnować relacje między ludzkie, ale właśnie z tymi relacjami to ja nie do końca jestem zdania by tkwić w tym co nam nie odpowiada, bo owszem zmieniamy się nie tylko my, ale i nasi bliscy znajomi, często stając się dla nas obcymi ludźmi.
17 września 2017 at 8:57 PMThoreau chyba chodzi o to, żeby skupić się na jakości relacji, a nie na ilości. On był osobą towarzyską, miał wielu przyjaciół i lubił, gdy odwiedzali go znajomi, nawet wtedy, gdy był w lesie. Jednak tak mocno zwraca uwagę na pielęgnację tych znajomości, które są dla nas dobre, zamiast tracić energię na nowe twarze.
17 września 2017 at 9:06 PMTeż jestem za jakością nie ilością. W swoim życiu przeprowadzałam się kilka razy i powiem szczerze, że pierwsze znajomości w Gdyni były czysto przypadkowe i pomimo, że wtedy mi „odpowiadały” to cieszę się, że się skończyły. A wciąż pielęgnuję przyjaźń z dzieciństwa. Wraz z małżonkiem przyszli też inni znajomi, to naturalna kolej rzeczy.
17 września 2017 at 9:35 PMCzytając tą recenzję przypomniałam sobie felietony Marka Boyle’a z the Guardian (dostępne na stronie www dziennika). W serii felietonów „Life without technology” Boyle opisuje swoje życie, po tym, gdy postanowił nie korzystać z nowoczesnych technologii i zasadniczo żyje w zgodzie z naturą. Oczywiście, korzysta z pewnych udogodnień, ale w bardzo ograniczonym zakresie. Polecam.
19 września 2017 at 7:02 PMRzeczywiście, jest w tym trochę podobieństwa. Mnie to jednak zadziwia, jak podobne są nasze dylematy na przestrzeni wieków – konsumpcja, uzależnienie od korporacji, dbanie o mało ważne rzeczy… Dobrze, że czasem pojawia się ktoś, kto znów daje nam do myślenia.
20 września 2017 at 10:09 AMMam Walden na półce moich ulubionych książek, jednak czytałem ją już dawno więc książka zwyczajnie wywietrzała mi z głowy. I jakoś tak teraz nabrałem ochoty żeby sięgnąć pp nią jeszcze raz.
28 września 2017 at 12:33 PMJeśli cenisz sobie życie bez telewizji, radia i innych rozpraszaczy, Thoreau może do Ciebie trafić. Jego obserwacje z XIX w. są nadal aktualne i to jest bardzo ciekawe, jak mało zmieniliśmy się jako społeczeństwo przez tak długi szmat czasu.
28 września 2017 at 1:13 PMDziękuję Ci za ten wpis, bo nie wiem jakim cudem ta książką mogła mi gdzieś umknąć w otchłaniach internetu? Dodałam ją na swoją listę książek do przeczytania i zrobię to jak najszybciej 🙂
1 grudnia 2017 at 4:20 PM