a. Kupić nowe regały i gromadzić dalej (najtańszy regał w Ikea kosztuje 69zł, kuszące?)
b. Oddać nadmiar po znajomych lub sprzedać na portalu aukcyjnym, czy też…
c. Zamiast kupować – wypożyczać!
Ostatnia opcja wydała mi się strzałem w dziesiątkę. Szczególnie, że w przypadku czytania dzieciom na dobranoc wałkowanie tych samych książek jest dla rodzica nikłą przyjemnością. Dorosłym ten problem nie grozi – rzadko kiedy dwa razy sięgamy do tej samej pozycji, chyba że jest to album, poradnik, słownik lub literatura fachowa (kiedyś liczyły się jeszcze encyklopedie, sama z nich wiele czerpałam, teraz wyparte przez internet są dla nas tylko kilogramami makulatury).
Po co więc kupować, skoro czytamy raz, a potem leży i się kurzy?
Biblioteka to jest to. W dodatku Ministerstwo Kultury chcąc zwiększyć czytelnictwo w naszym kraju planuje wydawać na nie coraz więcej, po to choćby, żebym mogła wypożyczyć nową Joannę Bator, reportaże z Czarnego czy świeżynki z Zakamarków dla dzieciaków.
Regularnie chodzimy do biblioteki. Zostajemy tak, by trochę posiedzieć, pograć w gry czy poukładać puzzle. Oglądamy książki, z którym potem wybieramy coś dla siebie. Czytamy na głos i śmiejemy się, bo nie wstydzimy się reagować emocjonalnie na literaturę. W dziale dziecięcym atmosfera jest jak w domu. Można usiąść na dywanie lub na pufie i wygodnie delektować się książką.
W mojej osiedlowej filii jest spory ruch, a półki zawsze pełne. Regularnie będę się z Wami dzielić tym, co moja biblioteka oferuje, bo uważam, że to najwłaściwszy sposób na wyrównywanie szans edukacyjnych w społeczeństwie.
Czytajmy! (za pieniądze z naszych podatków) i sprawdzajmy, jak zmieniają się biblioteki.
Library of Babel, Osaka, Japonia. Może u nas też kiedyś będą takie perełki? |
No Comments