Każdy z nas jest człowiekiem. Może jesteś rodzicem, pracownikiem korporacji, administracji publicznej, prowadzisz swój biznes, może nie masz pracy. Pewnie masz swoje hobby, musisz jeść, odpoczywać, oddychać. Niezaprzeczalne jest to, że jesteśmy od siebie różni, mamy swoje poglądy i zainteresowania.
Co nas łączy to KONSUMPCJA. Każdy z nas kupuje, żeby żyć. Kupuje, żeby przeżyć. Kupuje, bo – no właśnie, co? Bo lubi? Bo to jest jego hobby? Bo lubi w ten sposób spędzać czas? A może kupuje nałogowo i nie jest w stanie wyjść z długów? Obciążenie na karcie kredytowej rośnie, a Ty je sprawdzasz tylko na koniec miesiąca i z przerażeniem łapiesz się za wirtualną kieszeń swojego konta i odkrywasz, że jest pusta. Skąd tyle tym razem? – myślisz.
Zaczęłam się zastanawiać nad tym, ile i na co wydaję już jakiś czas temu. Zapisywałam wydatki, porównywałam między miesiącami, dzieliłam na kategorie, wyciągałam wnioski: „No tak, tym razem pohulaliśmy z jedzeniem” albo „Grudzień? Wiadomo, prezenty nas zżarły”. Ale teoretyczne wnioski z trudem przekładały się na praktykę, nie potrafiłam nauczyć się ograniczać. I ten blog będzie właśnie o tym.
Dlaczego ograniczanie się w konsumpcji jest dla nas takie trudne? Dlaczego ograniczanie się w jakiejkolwiek dziedzinie przychodzi nam z takim wysiłkiem, jakbyśmy przeczuwali, że będzie bolało? No właśnie, boli. Tylko co konkretnie?
Zainspirowana książką „Mniej„ Marty Sapały zaczęłam podchodzić do własnej konsumpcji bardziej świadomie. Nie mogę powiedzieć, że już potrafię się ograniczać, że wyrzuciłam pół szafy i jem tylko ziółka znalezione na trawniku. Mam za to nadzieję, że od 'tu-i-teraz’, analizując swoje wybory zakupowe będę w stanie żyć lepiej, jednocześnie nie dając zbyt dużej satysfakcji marketowym koncernom oplatającym nas swoimi mackami i szepczącym do ucha „Promocja, nie przegap! Musisz to mieć do pełni milisekundy trwającego szczęścia”.
No Comments