Jakieś dziesięć dni temu powiedziałam sobie, że nie będę jeść więcej mięsa. Myślałam o diecie wegańskiej, ale ostatecznie postanowiłam zmieniać nawyki krok po kroku, bez zbędnego spinania się, jeśli coś mięsnego przekąszę. Jak mi idzie?
Na początku jesteś pełna zapału, bo wiesz, że zmiany, na które się decydujesz, są mega ważne – nie tylko dla Ciebie, ale też dla środowiska i całej planety. Obejrzałaś już kilka filmów o produkcji mięsa, być może czytasz na ten temat książki, rozmawiasz ze znajomymi. Determinacja sięga zenitu, motywacja 10/10.
Potem zaczynasz planować posiłki. Zmiana z diety mięsnej na bezmięsną wymaga nie lada ekwilibrystyki żywieniowej. Jadłaś na obiad schabowe, teraz wymyślasz warzywny gulasz. Wstawiałaś udka do piekarnika, teraz ich miejsce zajmują… również warzywa. Parówki na śniadanie powinny zniknąć z jadłospisu, a w zamian za nie pojawi się …zestaw warzyw. Aaa! Od warzyw można oszaleć! Kocham jeść bulwy i zieleninę, ale dlaczego na każdy posiłek!
Tak zupełnie serio, dieta bezmięsna również może być zróżnicowana, wystarczy odpowiednio ją zbilansować i wybadać, które smaki nam odpowiadają. Nauczyłam się, że kolorowe jedzenie z odpowiednim zestawem przypraw może wywołać nieznane dotąd kulinarne doznania.
Na śniadania można jeść…
- kaszę z bakaliami i mlekiem roślinnym
- tosty z hummusem
- pastę z pieczonej dyni i papryki z chlebem
- szakszukę
- naleśniki z owocami
- parówki sojowe (tych na razie się nie odważyłam kupić, nie znalazłam wersji bez folii)
- do tego gorąca kawa z korzennymi przyprawami na rozgrzanie.
Na obiady pojawia się…
- zupa brukselkowa na wywarze z warzyw, z zaskakującym dodatkiem jabłka
- warzywne curry z ciecierzycą i brukselką (tak jest, kocham brukselkę, a przepis na curry znajdziesz tutaj)
- krem z buraka na mleku kokosowym (tylko czemu w puszce!)
- pieczone warzywa z sałatką z awokado
- wegetariańska pizza
Desery zdominowane są przez…
- koktajle owocowe na mleku roślinnym (z opakowania tetra pak, o zgrozo!)
- świeżo wyciskane soki owocowo-warzywne
- granola z jogurtem
- desery z nasionami chia
- kisiele i budynie domowej roboty
- ciasta (wegetariańskie to pikuś, z niczego nie trzeba rezygnować, z wegańskimi to wyższy stopień wtajemniczenia, na który również mam nadzieję wkroczyć).
Rzadko jemy kolacje, bo obiady pojawiają się na naszym stole zazwyczaj o 18:00. Za to w środku dnia jest treściwa zupa, która skutecznie napełnia żołądki na kilka godzin.
Gdy idę na miasto, specjalnie szukam knajp wegetariańskich, których na szczęście w dużych miastach jest coraz więcej, a ich formuła wykracza poza schemat szybkiego baru ze smażonym falafelem.
Wyjątki od pięknej reguły
Wszystko wygląda pięknie na zdjęciach. Moja opowieść jest na razie bez skazy. A jednak nie każdy posiłek był w trakcie tego czasu bezmięsny. Miałam dwie słabości, z którymi nie poradziłam sobie tak, jakbym chciała:
- na proszonej kolacji w Warszawie skusiłam się na stojące tuż obok mnie pyszne krewetki z sosie czosnkowym (czy kiedykolwiek będę w stanie zrezygnować z owoców morza?)
- na sobotnie śniadania zwyczajowo zajadamy się parówkami, jeszcze z nich nie zrezygnowałam (wiem, że nie są najzdrowsze, ale jak tak je lubię!)
Te dwa przypadki dają mi do myślenia, czy dieta z całkowitą eliminacją mięsa jest na pewno dla mnie. Na razie nie poddaję się i szukam alternatyw do tych pyszności, na które nadal mam ochotę. Na sobotnie śniadania muszę poszukać godnego zastępstwa. Może naleśniki, a może dobrze przyprawione warzywne pasty? Jestem zdeterminowana, by spróbować wszystkiego, byle znów nie wpadać w parówkową pułapkę.
Sukcesy?
Gdy idę na burgery ze znajomymi, wybieram wersję wege, z kotletem z buraka.
Gdy nie ma w domu nic bezmięsnego do chleba, szybko przyrządzam hummus – będzie na kilka dni.
Gdy idę na targ, kupuję zdecydowanie więcej różnorodnych warzyw, niż gdy byłam na diecie mięsnej.
Gdy sięgam po książkę kucharską, we wszystkich przypadkach jest to Jadłonomia, z której czerpię ogromną wiedzę i inspirację. Przynajmniej na razie.
Gdy oferuję rodzinie jedzenie bez mięsa, (prawie) wszyscy zajadają, aż się uszy trzęsą. Prawie, bo moja Mała Principesa sceptycznie podchodzi do brukselki i hummusu, jest mocno mięsożerna.
Odkąd nie jem mięsa (nie licząc wspomnianych wpadek), odkrywam nowe, nieznane mi dotąd smaki. Badam przepisy, kierujące mnie na trop ciekawego wege-jedzenia. I zaskakuję sama siebie, że to, co jem, jest sycące i nie muszę dojadać! Jedzenie bez mięsa to prawdziwe żarcie, nie jakieś tam przekąski. Czy jest to całkowicie w duchu zero waste? O tym jeszcze napiszę.
Uważasz, że ten wpis jest ciekawy? Podziel się nim z innymi!
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się!
[mc4wp_form id=”960″]
40 komentarzy
Trzymam kciuki za powodzenie! Na początku możesz mieć „smaka na mięso”, ale to po jakimś czasie minie 🙂
5 marca 2018 at 12:51 PMI ja akurat nie jestem zwolenniczką zastępowania mięsnych posiłków egzotycznymi wynalazkami, w stylu awokado, jackfruita, importowanych z drugiego końca świata mleczek owocowych, mamy sporo lokalnych zamienników 🙂
Dzięki, Julia! Ja mam smaka na te owoce morza, nie potrafię się im oprzeć! Z drugiej strony, wiem, z czym wiąże się produkcja mięsa i wyławianie ryb i nie chcę przykładać do tego swojej ręki. To chyba taki odwieczny dylemat, który wielu z nas przeżywa, co nie?
5 marca 2018 at 1:26 PMO tak, zdecydowanie!
5 marca 2018 at 1:31 PMWidzę, że u Ciebie tak samo, jak u mnie: też od jakiegoś miesiąca redukcja mięsa. Razem z mężem postanowiliśmy jedynie, że mięso będziemy jeść w gościach, bo jednak jak idziemy w gości na obiad, to nasze rodziny są bardzo mięsne. Na razie więc wygląda to tak, że mięso tylko u kogoś w domu, więc w przeciągu tego miesiąca raz zjedliśmy schabowego.
Czasem czuję chęć na parówki, ale mam wrażenie że im dalej w las tym jest lepiej. I też odkrywam nowe smaki. 🙂 I można powiedzieć, że uczę się gotować na nowo, bo z wielu połączeń wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. No i trzeba nieraz kombinować. 🙂
Trzymam za Ciebie kciuki! <3
5 marca 2018 at 2:41 PMO, super! Nie wiedziałam, że u Ciebie następują podobne zmiany. To prawda, trzeba się ponaginać, żeby zjeść czasem coś dobrego i się najeść, ale jak rośnie kreatywność kulinarna! 🙂 Ja za Ciebie też w takim razie trzymam 🙂
5 marca 2018 at 2:54 PMGdy widzę kolejną osobę wege mam w pierwszym odruchu wyrzuty sumienia. Na szczęście przechodzą, bo nie mają sensu. Wiem, że w moim przypadku będę tylko ograniczać mięso, by móc może w pewnym momencie stać się fleksitarianinem. Przyznaję – zbyt lubię mięso, zwłaszcza steki i jestem niewolnikiem nabiału.
Dlatego lepiej mi idzie na polu ZW, choć i tu daję sobie pewną przestrzeń.
5 marca 2018 at 3:02 PMJa też tak kiedyś miałam, dlatego daleko mi do oceniania innych. Mam swoje słabostki, zobaczymy, jak daleko zajdę w moich postanowieniach. Ważne, że masz swoją domenę, w której się dobrze czujesz, nic ponad siły!
5 marca 2018 at 3:25 PMZawsze lepsze robienie czegoś, nic niczego 😀
6 marca 2018 at 9:16 AMZ całym szcunkiem, ale w parówkach jest mięsa tyle co nic, więc w sumie odstawisz je na końcu, bo Twój organizm nie będzie po prostu tego chciał. Na śniadania jest mnóstwo możliwości: omlety, naleśniki, owsianki, granole, na słodko i wytrawnie, pasty warzywne na tostach bądź kanapkach albo np. w tortilli, sałatki, pamiętaj, że sałatki to nie tylko same warzywa zielone, ale równie super są te z ryżem, kaszą, ziemniakami, no mniam. Musisz urozmaicać dania, bo uwierz mi, że hummus potrafi się znudzić dość szybko:) Jeśli choć trochę lubisz gotować, na pewno sobie poradzisz, a horyzonty smakowe poszerzają się niesamowicie. Idzie wiosna, więc szaleństwo dopiero się zacznie! Ściskam kciuki za powodzenie akcji:)
5 marca 2018 at 6:13 PMNiestety potrafię uwierzyć w to, że hummus szybko się znudzi 😉 Muszę nauczyć się wielu nowych potraw i kompozycji smakowych, wiem. Krok po kroku, może jakoś osiągnę swoją strefę komfortu w nowej diecie 🙂
5 marca 2018 at 9:37 PMMoja rodzina jest mięsożerna, ale….raz zrobiłam eksperyment na młodszym nastolatku. Nie jadł mięsa przez 3 tyg, bo codziennie były posiłki wege (starszy prawie nie je mięsa więc był zachwycony). Nic nie mówił, nie protestował, wszystko mu smakowało. Po 3 tyg z nad wege talerza powiedział „mamo, proszę, ja chcę wreszcie mięso”🤣.
5 marca 2018 at 10:05 PMByło to chyba rok temu.
Ja mięsa prawie nie jem. Czy całkiem z niego zrezygnuję? Nie wiem. Ale gotując bezmięsnie człowiek jest w kuchni dużo bardziej kreatywny niż mógł przypuszczać.
To ważne, żeby słuchać rodziny. Ja mam akurat bardzo uświadomionego 5-latka, który jawnie mówi, że nie chce jeść zwierząt. Oczywiście, nie zawsze wie, że parówka jest z mięsa, ale jesteśmy na dobrej drodze.
6 marca 2018 at 11:23 AMMój mięsożerny nastolat kocha zwierzęta. W sklepie mięsnym na widok poćwiartowanego mięsa go odrzuca. Jednak danie mięsne na talerzu to co innego i jest absolutnie świadomy tego co je. Uwielbia mięso i żyć bez niego nie może. W restauracjach zamawia takie dania mięsne, których nigdy w domu nie jadł i nie zje (tzn pod moim dachem). Każdy ma inaczej. Niech mu będzie na zdrowie. Ja zostanę przy pasztecie warzywnym. Powodzenia Kasiu na drodze wege:)
6 marca 2018 at 1:12 PMWiesz, mam czasem podobne pragnienie, tym bardziej, że za mięsem nie przepadam, ale mocno zniechęca mnie to, że musiałabym wymyślać co innego dla siebie i co innego dla młodej i męża. Trochę za dużo tym dziubdziania, nawet jeśli tylko połowa naszych posiłków jest mięsna.
Może gdy córa podrośnie będzie mi jakoś łatwiej. Póki co chętnie korzystam z wegetariańskich przepisów, rzadko cokolwiek mięsnego jadam i dobrze sobie z tym radzę 🙂
5 marca 2018 at 10:37 PMTo też jest opcja. Sama się zastanawiam, jak często dzieci powinny jeść mięso i czy w ogóle muszą. Słyszę z wielu stron, że są dzieci wychowywane na diecie wegańskiej i świetnie się rozwijają. Zobaczymy, w jakim kierunku to u nas pójdzie.
6 marca 2018 at 8:56 AMA czy wszystko musi być na 100%? Jeśli mocno ograniczysz jedzenie mięsa to i tak bardzo dużo. To jak presja na bycie naprawdę zero waste, jakby less waste nie przynosiło żadnego pożytku. Jeśli chcielibyśmy być uczciwi, to tylko weganie mogą mieć spokojne sumienia – przemysłowa produkcja jajek i mleka jest równie okrutna. Życzyłabym nam wszystkim, żeby formuła „less” była tak samo szanowana jak mało realne „zero”. Jeśli z jedzenia mięsa 7 razy w tygodniu normą stanie się jedzenie 5 razy, a potem 3 razy… Dla mnie to już ogromna zmiana! Nie musisz się moim zdaniem biczować publicznie za krewetki… 😉
6 marca 2018 at 10:40 AMNo i właśnie, cieszę się, że to napisałaś. Również myślę, że powinniśmy iść w kierunku „less”, a nie „zero”!
6 marca 2018 at 11:11 AMPopieram 🙂 Robisz i tak juz duzo, wiec biczowanie sie za krewetki mozesz sobie serio odpuscic 🙂
6 marca 2018 at 2:05 PMAh, weganie też mogą się biczować: popularność awokado, tak często goszczącego na wegańskich stołach, przyczynia się do niszczenia środowiska i jest w dużej mierze pod kontrolą południowoamerykańskich karteli narkotykowych, mnóstwo innych produktów jest sprowadzanych z drugiego końca świata, zapakowanych w plastik lub wysoko przetworzonych (to moje wyrzuty sumienia :)). Myślę, że masz rację, postarajmy się postępować jak najlepiej potrafimy, edukujmy się i bądźmy mili dla siebie nawzajem 🙂
7 marca 2018 at 9:51 PMTak! <3 Ja również bardzo ograniczyłam mięso (myślę, że stanowi 5-10% mojej diety, kiedyś jadłam je głównie) i chciałabym, aby zamiast "zmuszać" inne osoby na przejście na wegetarianizm lub weganizm (często agresywnie) te same osoby zachęcały do spróbowania nowych dań i alternatyw. Czyli osobie, która codziennie je jajecznicę proponować ciekawe i zarazem proste śniadania, które nie zajmują dużo czasu. Myślę, że dużo osób je mięso także z wygody, parówki bardzo prosto przygotować, tak samo wędliny, sery – jedynie wyjąć z opakowania i położyć na kanapkę. Ale dania wegetariańskie lub wegańskie wcale nie muszą być skomplikowane! Ja pokochałam owsiankę oraz pasztety bezmięsne – muszę przyznać, że ograniczenie mięsa wiązało się u mnie baaardzo z tym, że zaczęłam czytać etykiety i unikać produktów z okropnym składem, więc większość wędlin, pasztety itp. i tak odpadła…
29 lipca 2020 at 1:07 AMMiałam podobnie, ale rzeczywiście chyba jest tak, że organizm się trochę przyzwyczaja i z czasem jest lepiej. Poza tym, trzeba pamiętać o odpowiednich przyprawach: kminek, majeranek itp.
6 marca 2018 at 11:12 AMNa śniadanie polecam zielony koktajl. Zielenina np jarmuż szpinak, banan, jakiś inny owoc np. pomarańcza, siemie lniane, szklanka wody, ja dorzucam jeszcze łyżeczkę chlorelli. Mega zdrowe i pożywne:) Mleko kokosowe a kartonie jest z firmy real thai dostepne np. w selgrosie. Z przepisów polecam oprócz jadłonomii blog ervegan. Genialne kotlety np. z marchewki:)
6 marca 2018 at 12:09 PMPowodzenia na bezmięsnej drodze 🙂 Ja idę nią od początku tego roku. Do „bez mięsa” już przywykłam. Teraz powoli przechodzę na wyższy stopień wtajemniczenia – bez nabiału. Tutaj może być trudniej – o ile sery, mleko i pochodne nie są moimi faworytami, o tyle jajka to składnik wielu potraw :/
6 marca 2018 at 1:04 PMA czy „bez mięsa” jest zero waste? Ja zauważyłam, że produkuję zdecydowanie mniej śmieci od kiedy jadłospis obiera się na liściastych, korzennych i ziarnistych.
Bardzo sie ciesze, ze sie zdecydowalas, i ze robisz to tak racjonalnie, wroze same sukcesy.
Skorzystam z twojego posta, aby podzielić sie moja (wegańska) ścieżka. To jest tak – żyje – pod tym względem chociaz – naprawde zgodnie z własnymi przekonaniami, i to poczucie zgodności jest mi codziennie świeczka, lampka, latarnia i ogniskiem.
Bo nie jest łatwo zmienić nawyki żywieniowe w „moim wieku” . Jestem wegetarianka od kilku lat a weganka od dwóch, i widze, ze im dluzej trwam w moich przekonaniach, tym wiecej, hm, miejsca sie robi wokół mnie. Niekoniecznie dlatego że jestem „popieprzona weganka” i chce by wszyscy przestali jesc mieso (chociaz gdzies tam w srodku, tak wyglada moj swiat idealny – bezmięsny), chcialabym, zeby otaczający mnie bliscy również znaleźli w sobie siłę i odwagę żyć w zgodzie z własnymi przekonaniami.
A to jest cholernie trudne i wymaga konsekwencji.
Juz sie tlumacze: moi znajomi którzy „koooochaja mieso”, kochają również kotki i pieski, pomagają tym w schronisku, co jest oczywiście wspaniale, i nawet podpisują petycje przeciw hodowli psów na mięso w Korei. Podpisują tez jakieś teksty pod listem gończym faceta, ktory skatował szczeniaczka.
Jednocześnie nie przeszkadza im fakt, że krowa żyjąca w najbardziej bajkowych warunkach (nie oszukujmy sie, ile takich bajkowych gospodarstw sie ostalo?) daje mleko bo sie ocieliła, i ze ten cielak skończy w rzeźni. Ze swinka, mieszkająca w miłym chlewiku skończy jak miliony jej koleżanek w jednym z dziesiątek tirów, które miałam jadąc nocą z Polski do Francji przez Niemcy, autostrada poprowadzi je do rzeźni, gdzie zostanie zagazowana – bo tak wygląda przemysłowy ubój tych zwierzat. Ze nie przeszkadza im, ze w imie wielkanocnych pisanek i tradycji stalo sie zadosc, codziennie piskleta ktpre miały nieszczęście urodzić sie samcami są żywcem mielone, bo co z tym zrobić ? Na targach rolniczych w Paryżu pytanie o te pisklaki adalo wielu dziennikarzy (nie wegańskich) i odpowiedzią zawsze było zażenowane : pracujemy nad ta sprawa i mamy nadzieję ze genetyka nam w tym pomoże (kurza seksmisja nasz czeka niebawem).
Tak. Nasz ludzki umysł zna taką świetną postawę, która nazywa sie dysonansem poznawczym. Wiemy o pewnych rzeczach, ale zachowujemy sie tak jakbyśmy nie wiedzieli, bo to ułatwia nam funkcjonowanie i miłe życie.
A teraz słowo o mojej rodzinie, która nie jest ani wegańska ani wegetarianska, ale nie dlatego ze specjalnie „kooooocha mięsko”. Tylko dlatego ze wlasnie czlowiek jest istota socjalna a stol ma przeciez łączyć a nie dzielic. Nie potrafią sobie odmówić steka, skoro „wszyscy” jedzą steka, dzieci chowały sie na francuskich serach i jogurtach (przypominam, moja dieta i moj swiatopoglad jest im świeży) – i po prostu lubią sobie zjeść to co wszyscy. Zreszta, wszyscy mają własne pieniadze/kieszonkowe, nie zabraniam im kupować czy przygotowywać posiłków jak lubią.
Tylko ze tego nie robią, i jedzą to co im przygotowałam.
Najłatwiej im wówczas jest rzucić oskarżenie „bo ty nie jesz mięsa, to my sie też sie boimy jesc”. To przecież nie mnie sie boją, tylko wyrzutów własnego sumienia. Bo czasem sie jednak lapia na niekonsekwencji swoich poglądów i czynów, i widzę, że to jest najbardziej denerwujące, żyć pod jednym dachem z kimś, kto o tym dysonansie nieustannie, swoja postawa i czynami, bo juz nawet nie dyskusja, przypomina.
Tak, na początku czeka nas kilka wyrzeczeń, trzeba być przygotowanym na kilkadziesiąt żarcików typu „a marchewkę tez boli jak ja kroisz”,
Tak. Wege życie jest pięknym życiem. Jesli ma sie odwage je tak przezyc i konsekwencje w dzialaniu (a ze nei od razu rzym zbudowano, i na szczęście, to te skoki swiadomosci tez przychodza progowo i to jest mega pozytywne.
Ściskam Cię i trzymam kciuki, zeby Wam sie dobrze zylo wegetariańsko, a kto wie, może i wegańsko :*
6 marca 2018 at 2:03 PMDroga Babo Jago, dziękuję Ci za taki mądry komentarz. Czytam sobie go kilka razy i tak myślę, że masz rację. I mówię to jako osoba, która je mięso (chociaż niewiele) i sery, pije mleko i sery. I też mam włączone samousprawiedliwienie, które wydaje mi się rozsądne (tzn. przeprowadziłam się na wieś i mleko, mięso mam ze sprawdzonych gospodarstw, gdzie dba się o zwierzęta. Kury to nawet widzę codziennie, bo jaja kupuję od sąsiadki). Chciałabym żyć tak, aby było to w zgodzie z naturą, tak po prostu moralnie. Począwszy od jedzenia, poprzez ubrania (kupno jakiegokolwiek ubrania to po prostu udręka), a skończywszy na sprzęcie domowym czy komputerze. Nie chcę, aby ktokolwiek cierpiał, abym ja mogła żyć, ale nie damy rady. Mogę nie kupować benzyny na stacji Shell, ale ciągle nie mam pewności, skąd jest to paliwo. Mogę nie kupować ubrań z metką „Made in Bangladesz/PRC”, mogę łudzić się, że kupując pralkę nie niszczę środowiska naturalnego (polecam „Śmierć w Amazonii” Domosławskiego), ale i tak dokładam swój kamyczek. Niestety, świadomość to bardzo paskudna rzecz, gdybyśmy mieli świadomość o wszystkim tym, co dzieje się wokół, to chyba za bardzo nie chciałoby nam się żyć. Pozdrawiam.
7 marca 2018 at 1:30 PMDzieki Ruda.
Masz racje, świadomość to paskudna rzecz.
Do tego, kiedy do calej swiadomosci „weganskiej”, ” ekoresponsable”, „srodowiskowej itp doklada sie swiadomosc warunkow ekonomicznych.
Bo oprocz tego ze zyjemy (wiekszosc z nas) w jakiejs wezszej lub szerszej wspolnocie (rodzina, krag przyjaciol, kolegow z pracy, sasiadow, whatever) to jeszcze funkcjonujemy ekonomicznie w tym spoleczenstwie. Pracujemy – dla siebie ale tez i dla firm.
I jesli zastanowimy sie jak funkcjonuja firmy, zamowienia, faktury itp, to nagle rozumiemy lepiej, dlaczego np mydla robione przez malenkie firmy, ktore maja super sklady nie maja szans sprzedawac swoich produktow w sklepach typu Rossmann, pojedynczym krawcowym ciezko jest znalezc butiki w ktorych moglyby wystawiac swoje prace, przez co jestesmy „skaani” na „made in Bangladesh”. Sa jakies inicjatywy (np we Fr) ze supermarkety podpisuja umowy z rolnikami z okolicyy, ale – badmy szczerzy – to nie sa „drobni”rolnicy, bo trzeba zagwarantowac nie tylko jakosc ale i kontynuacje dostarczania produktow i ilosc itd…
Natomiast – co jest powytywne – to to, ze jesli mamy taka swiadomosc, i ona nas gdzies tam uwiera, to niekoniecznie moze ona zrodzic frustracje i depresje, ale – odpowiednio spozytkowana – moze nam dac pomysly, jak COS zmienic…
W moim zyciu akurat poszlo to w strone pozegnania sie z hipermarketami, na przyklad. Miesieczna „pule” pieniedzy przeznaczona na zywnosc, chemie i ubrania po prostu wydaje gdzie indziej, staram sie ufac wlasnie malym firmom, zeby im w ten sposob „pomoc” funkcjoowac – i mam szczescie, ze chyba jest nas w okolicy wiecej, bo da sie kupic kosmetyki z „lokalnego” laboratorium, ktore na pewno nie eksprtuje poza Francji, jeszcze, wiec jest i bio i wege, i chemie, od ludzi, ktorzy do produkcji np proszku do prania uzywaja prawdziwego olejku eterycznego z lawendy, i jedzenie na targch lub ze sklepow „locavore”.
8 marca 2018 at 1:07 PMMam swiadomosc, ze tak, w czesci Fr w ktorej mieszkam jest inny klimat niz bardziej na polnoc i mam rajski wybor sezonowych lokalnych warzyw i owocow, mieszkam w duzym miescie wiec da sie kupic prawie wszystko do ubrania z drugiej reki lub od „krawcowej z butiku” itp. Ale wiem rowniez, ze to wszystko nie byloby mozliwe, gdyby nie bylo nas wiecej, takich konsumentow, ktorzy „nie kupuja na Aliexpresie” i ktorych „uwiera” swiadomosc 🙂 Bo jednak w ilosci sila…
Pozdrawiam serdecznie.
Kurczę, gdybym nie była taka bezglutenowa, łatwiej byłoby mi przystąpić do wegewyzwania. Ale większość tygodniowych zestawów przepisów wege albo zawiera gluten, albo wymaga zbyt dużej kombinacji. I tak uważam, że jem mało mięsa, raczej teraz ryby wtrzącham (jak rezygnować z makreli albo śledzia…?). Myślę jednak, że wszystko przede mną 🙂
6 marca 2018 at 4:03 PMMnie od parowek odrzucilo wiele lat temu, jak poczułam w nich smak łoju wolowego. Teraz na ich widok mam w ustach tamten smak. Łoj jest dobry do sklejania kaszy manny, zmielonych kości z resztą mięsa i polepszaczy, żeby nie było go czuć. Wtedy chyba było za mało polepszaczy hihihi.
6 marca 2018 at 5:58 PMDwa lata temu weszłam na zieloną stronę mocy więc doskonale rozumiem początki 🙂 zupełnie nie tęsknię, chociaż mam okazję bo wszyscy domownicy, oprócz mnie, mięso jedzą.
7 marca 2018 at 5:38 PMPowodzenia na nowej drodze!
Hej Kasiu 😊 chciałam zadać pytanie dziś na wykładzie w Gdańsku ale oczywiście nieśmiałość zwyciężyła wiec zaczepie Cię tutaj 😊 chciałabym zapytać co myślisz o kupowaniu na bazarku luz w Auchan. Jest to dla mnie super wygodne i oszczędza mi bardzo dużo śmieci w domu, ale czy fakt, że do tych koszy towar wsypywany jest z jednorazowych plastikowych folii nie zabija całej idei u podstawy? Czy z kolei uważasz ze jest to sygnał który dajemy marketom (ze chcemy kupować bez opakowań) i tez jest ważne? Z góry dziękuję za odpowiedź bo czasem czuje się winna ze kupując tam idę jednak na swego rodzaju łatwiznę.
7 marca 2018 at 8:52 PMNie są jeśli nie łączą się z mięsem albo nabiałem 🙂 Mówię to ja, podręcznikowy zespół jelita drażliwego 😉
7 marca 2018 at 9:55 PMJa uruchomiłam produkcję własnych mlek roślinnych, które przewyższają odpowiedniki z kartonów smakiem i składem. No i radością robienia 🙂
7 marca 2018 at 11:38 PMZazdroszczę tym, którzy mogą jeść to, o czym sami zadecydują. Ja niestety ze względów zdrowotnych nie mogę jeść ani glutenu ani nabiału (jajka mogę). Dodatkowo muszę unikać warzyw psiankowatych, więc gdybym jeszcze odrzuciła mięso to chyba umarłabym z głodu i na pewno brakowałoby mi mnóstwa składników i witamin w organizmie. Powodzenia w Twoim postanowieniu, na pewno się da bo sama nie jadłam mięsa przez 6 lat, to kwestia silnej woli 🙂
8 marca 2018 at 11:52 AMTrzymam kciuki 🙂
Ja odstawiłam mięso, ryby i nabiał 3 tygodnie temu. Zostawiłam jajka, ponieważ nie jestem jeszcze gotowa na rezygnację z nich 🙂 Założyłam sobie tez horyzont czasowy – do świąt wielkanocnych, bo nie wiem, nie czuje się na siłach zdeklarować się na zawsze. U mnie widzę dwa problemy. Musze dla rodziny gotować inne rzeczy, bo nie ma szans, by mi ktoś towarzyszył w wegetarianizmie, nie podchodzą im potrawy Jadłonomii, które ja uwielbiam. Tyle dobrze, ze to zwykle tylko weekendowe gotowanie, ponieważ mąż je w pracy obiady a dzieci w szkole. Drugi problem – w pobliżu mojej pracy nie ma barów/restauracji typowo wegańskich, a te, które są maja wprawdzie dania wegetariańskie, ale zwykle zawierające nabiał. Na szczęście czasem zamawiamy jedzenie do pracy i jest z reguły wegańskie (taką mam ekipę ;)) No i jest to wyjście awaryjne, gdy nie zaopatrzę się jak należy do pracy w owoce i sałatki.
A napoje roślinne można robić w domu, zamiast kupować w tetra paku, ale nie wszystko na raz. Myślę, ze najpierw trzeba się oswoić z niejedzeniem mięsa i zmiana diety, a potem wprowadzać kolejne rozwiązaniowa less waste.
Ja poległam na sushi, które bardzo lubię, ale nie na tyle, żebym sobie sama robiła wegańskie, wiec musiałam przymknąć oko na łososia i paluszki krabowe.
9 marca 2018 at 2:37 PMNarzekasz na mleko kokosowe w puszce, więc podpowiem coś, co sama odkryłam i używam 😉 Sklepy ze zdrową żywnością mają też w asortymencie coś takiego jak PASTA KOKOSOWA. To cały kokos zmielony i zapakowany w słoiki. 2 solidne łyżeczki + szklanka ciepłej wody = mleko kokosowe 🙂 podobnie robi się śmietanę kokosową. Pastę dodaję też często do koktajli owocowych albo do dań indyjskich (curry, zupy). A poza tym… świetnie smakuje wyjadana łyżeczką ze słoika 😀
15 marca 2018 at 11:04 AMPasta kokosowa? Dzięki za cynk, muszę to sprawdzić!
15 marca 2018 at 11:13 AMJest mega 🙂
15 marca 2018 at 11:22 AMJa od dłuższego już czasu mocno myślę nad dietą wegetariańską. Zapisałam się nawet do newslettera jak w 30 dni zostać wegetarianinem. Codziennie dostaje się przepisy i super wskazówki jak zastepować mięso roślinami, co z suplementacją witamin itp. Wszystko super, jestem pełna entuzjazmu, ale i obaw. Jak poradzić sobie z dietą u rodziny czy znajomych? Mój tato nie je mięsa od lat, więc w domu rodzinnym nie miałabym z tym żadnego problemu, ale często bywam na obiadach u teściów, a tam temat diety bezmięsnej jest w ogóle nie do pomyślenia. I tego się obawiam, jak wytłumaczyć rodzinie, że od dziś nie jem mięsa. No bo jak to wczoraj jadłam mięso a od dziś nie?
22 marca 2018 at 11:22 PMGratuluję decyzji ! Trzymam kciuki ! Niebawem koniec zimy – kolejne pory roku obfitują w świeże warzywa 🙂
27 marca 2018 at 5:09 PMW mojej rodzinie na razie ograniczamy spożycie mięsa, ale chyba trudno będzie nam je wykluczyć zupełnie, szczególnie trudno zrezygnować z uwielbianych przez mojego męża i córkę ryb.
Jednak nawet jedząc mięso, tylko rzadko, ileż ja się już nasłuchałam od rodziny, że to niezbędne jedzenie, szczególnie w ciąży…oby Ciebie ominęła presja społeczna:)
Właśnie czekam na wiosnę i lato, bo wtedy o wiele łatwiej jest przetrwać na diecie bezmięsnej 🙂 Dzięki za wsparcie!
27 marca 2018 at 5:14 PM