Ledwo się człowiek obejrzy, a miesiąc minął jak z bicza trzasnął. Oprócz tego, że pod koniec lipca poczułam, że moje życie jest beznadziejne, zdarzyło się w jego trakcie coś jeszcze.
Odwiedziłam Warszawę
Jak ja lubię naszą stolicę. Naprawdę! Wiem, że krążą opinie, że to wielkie i męczące na dłuższą metę miasto. Dla mnie – o ile na chwilę zapominam o korkach – to miejsce, gdzie jest WSZYSTKO. Do tego worka wrzucam: sklep bez opakowań, sklep Kooperatywy Dobrze, wielość wegańskich barów, butiki znanych i mniej znanych polskich marek, metro, Łazienki, atrakcje nad brzegiem Wisły, siedziby wielu bogatych firm, które polują na niedopłaconych pracowników z prowincji – nic tylko czerpać z życia całymi garściami.
Wracam na ziemię, gdy myślami umiejscawiam w Warszawie siebie z całą rodziną. Wówczas morze możliwości ginie w niedoczasie dbania o sprawy własne, zwykłe i codzienne. Wyobrażam sobie, że mieszkając – dajmy na to – na Żoliborzu można mieć pracę, przedszkole, kina i sklepy ze zdrowym jedzeniem blisko i pod ręką. Pozostała lwia część miasta zostaje jednak nigdy nieodkryta, leżąca gdzieś obok, niepotrzebna. Może więc warto zadowolić się półmilionowym Poznaniem, którego centrum i tak odwiedzam sporadycznie?
Z „atrakcji”, o których wspomniałam wyżej, każdemu warszawiakowi polecam sklep Kooperatywy Dobrze przy Wilczej 29a. Odwiedziłam ich zaraz po 18, jak tylko miałam chwilę na sprawy własne.
Krótki spacer z hotelu pozwolił mi zaobserwować kilka kontrastów miejskich, które w Poznaniu się tak często nie trafiają. Luksusowe banki w drogich, odnowionych kamienicach sąsiadują z tanim ciuszkiem o żółto-niebieskim szyldzie. Trendy kawiarnie są tuż obok niedofinansowanych barów mlecznych. Warszawa to nie tylko high-life, Złote Tarasy i Hotel Intercontinental. To esencja polskości w pigułce bez fałszowania danych. Wystarczy kilka minut spaceru, by tego doświadczyć.
Zaraz po wizycie na Wilczej udałam się na szybką przekąskę w Lokal Vegan Bistro. Ulica Krucza ma równie wiele ciekawych kawiarenek co poznańska Taczaka. W Lokalu trafiłam na międzynarodowy zlot obrońców zwierząt. Przypadek? Nie sądzę.
Smaczkiem na koniec warszawskiej wędrówki były dwa butiki polskich marek odzieżowych. Jednego szukałam z mapą i gdyby nie drugi, w życiu bym do niego nie trafiła. Risk Made In Warsaw ukrył się w podwórzu kamienicy przy ul. Szpitalnej 6. Gdyby nie przemiła pani z sąsiedniego butiku TFH, przepadłabym jak prowincjusz w pobliskim H&M-ie.
W RMIW nie omieszkałam poczynić małych zakupów. Dzięki mojej strategii „kupuj mniej za trochę więcej dużo lepszego” mam teraz sukienkę z ich najnowszej kolekcji Bella Ragazza. Może nie wyglądam tak zjawiskowo jak modelka z kampanii reklamowej, za to czuję się w niej bardzo kobieco, a jednocześnie pewnie siebie. Miło było też odkryć, że ich S to mój rozmiar. Mam jeszcze dla Was informację z pierwszej ręki: niedługo otworzy się butik również w Poznaniu. Nie mogę się doczekać!
Co w lipcu w Poznaniu?
Niech stolica nie przyćmi nam tego, co miłe i nasze własne, lokalne. Dzięki spotkaniu z koleżanką wieczorową porą odkryłam urokliwą knajpkę Pod Balkonem. Jest to miejsce przypięte do istniejącej już wcześniej restauracji Ab-Ovo. Co prawda nie zasmakowałam kuchni, za to wino domowe z Portugalii jest naprawdę dobre. Sam fakt obcowania z tak miłym podwórkiem w zaciszu od zgiełku Jeżyc jest wartą przeżycia chwilą rodem z Włoch lub Hiszpanii.
Zajęta codziennym, zwykłym życiem zbyt rzadko bywam na koncertach. Całe szczęście, że są przyjaciele, którym zależy na uczłowieczaniu poszarzałych znajomych. Miejskie Granie nad poznańskim jeziorem Malta zaoferowało w sobotę koncert zespołu Mikromusic. Zachód słońca, scena „na wodzie” (takie złudzenie optyczne), kolorowe światła i pół Poznania na trawie dało mi poczucie, że jestem w centrum wszechświata i BYWAM tam, gdzie trzeba.
Oprawa świetlna robi naprawdę wiele.
Lipiec na blogu
Przeglądając ostatni miesiąc na blogu stwierdzam, że moje życie wcale nie jest takie beznadziejne. Jak może być, skoro lubiany i znany autor chce ze mną rozmawiać i wybacza techniczne niedociągnięcia? Jeśli jeszcze nie mieliście okazji, poświęćcie chwilę z dnia na przeczytanie mojej rozmowy z Łukaszem Długowskim, autorem książki „Mikrowyprawy w wielkim mieście”.
Lato to okres zbiorów najsmaczniejszych warzyw w całym roku. Dlatego dawałam wskazówki, jak i gdzie je kupować, czym się kierować przy wyborze stoiska na ryneczku.
Postanowiłam sprawdzić portal LokalnyRolnik.pl, który niedawno uruchomił swoje podwoje w Poznaniu. We wpisie na ten temat znajdziecie rzetelne – jak sądzę – zestawienie cenowe niektórych artykułów oraz krótki poradnik, jak wyszukać grupę zakupową, co zrobić, gdy produkty nie spełnią oczekiwań, jak za nie zapłacić i wiele innych analiz (m.in. co tkwi w Regulaminie).
Lipcowym owocem była czerwona porzeczka. Przygotowałam z niej kilka ciekawych potraw, które – czytając Wasze reakcje – niektórych mogły zaskoczyć.
Lipcowe kosmetyki to mineralne pudry i róże marki Lily Lolo. Jak się dowiedziałam jeden z nich nie może być uznany za wegański. Zwracacie na to uwagę? Ja się staram, nawet jeśli nie przestrzegam w pełni wegańskiej diety.
W ostatnich dniach lipca mogliście kupić i wystawić swoje książki na Garażowej Wyprzedaży. Cieszy mnie dość spory ruch i jestem pewna, że podobne akcje będą u mnie miały miejsce częściej.
Lubię, jak się sporo dzieje wokół. Wówczas czuję, że żyję. Czy prowadzę życie w stylu slow? Według definicji Joanny Glogazy slow life to stan, w którym koncentrujesz się na najważniejszych dla siebie rzeczach. Myślę, że tak właśnie robię. A Ty?
13 komentarzy
Też odwiedzam RMIW jak jestem w Warszawie, tym razem zakupiłam spódnicę 🙂
3 sierpnia 2016 at 11:18 AMO, to ciekawe. Podzielisz się, jaką?
3 sierpnia 2016 at 10:33 PM🙂
4 sierpnia 2016 at 12:26 PMPiękna stylizacja!
8 sierpnia 2016 at 11:41 AMDużo wrażeń jak na jeden miesiąc! 🙂
3 sierpnia 2016 at 8:10 PMPrawda? Jakoś tak się nazbierało. Zaczęłam dbać o swój czas prywatny bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Może to naturalna konsekwencja 🙂
3 sierpnia 2016 at 10:31 PM[…] Więcej znajdziecie w podsumowaniu lipca u Kasi na blogu Ograniczam się. […]
5 sierpnia 2016 at 6:41 AMAj, pięknie piszesz o Warszawie! Tęsknie, to moje rodzinne miasto i mimo, ze Amsterdam, w którym teraz mieszkam, jest boski, to z Warszawa wiaze sie tyle wspomnień – uwielbiam to miasto! Oczywiście klasyk – najbardziej ciepło o nim mysle, kiedy mnie tam nie ma 😉
8 sierpnia 2016 at 9:46 AMAmsterdam też jest świetny! Co prawda byłam raz, ale wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma? Skądś to znam 🙂 Mam podobne uczucia do Berlina.
8 sierpnia 2016 at 11:41 AMJa przez dlugi czas nalezalam do przeciwnikow Warszawy, ale od niedawna zaczela sie we mnie budzic nutka uczucia do tego molocha. Chetnie tam wracam i przy okazji wizyty w grudniu tez zahaczylam o Local Vegan Bistro. Bylam zachwycona!
8 sierpnia 2016 at 10:10 AMUwielbiam ubrania Risk Made in Warsaw!
Czyli mamy podobne ścieżki po Warszawie. Miło 🙂
8 sierpnia 2016 at 11:40 AMJa też ostatnio doszłam do wniosku, że ta Warszawa wcale nie jest taka zła. Kiedyś byla gorsza, ale robi się coraz fajniejsza 🙂
9 sierpnia 2016 at 5:40 PMDla mnie Warszawa zawsze była fajna, ale ostatnio bardzo się zmieniła.
9 sierpnia 2016 at 10:03 PM