Moje myśli krążą ostatnio wokół tematyki miejskiej. W domu zawsze mamy sporo dyskusji na temat zagospodarowania przestrzeni publicznej, zaśmiecania jej mało estetycznymi reklamami, budowania gargamelków zamiast architektonicznych arcydzieł. Czasem zastanawiam się, jak by to było, gdybym przeprowadziła się na wieś i nie musiała oglądać tych pstrokatych rozpraszaczy. Nawet mój 3-letni synek stwierdza z dziecięcą szczerością, że billboardy tylko zasłaniają mu drzewa. Bo czy tak nie jest?
Książki dla dzieci i dorosłych
- „Bajeczka o książeczce” to lektura z 1944 r, dziś przedrukowana i wydana w formie niemal idealnie odpowiadającej oryginałowi. Gwidon Miklaszewski, autor i rysownik, swobodną kreską i wierszem opowiada o pięciu skrzatach, które mają napisać i narysować bajeczkę dla małej Ewy, która co dzień stoi pod księgarnią i czeka na książeczkę z jej imieniem w tytule. Książkę wypożyczyliśmy w bibliotece, także duży plus dla polskiego czytelnictwa publicznego.
- „Wielkie miasta” to książka z serii Szukaj i Znajduj wydana przez Wilgę. Ilustracje Fancois Foyarda są wypełnione detalem z kilkunastu miast z całego świata, które malec ma swym uważnym okiem wypatrzyć. Tokio ma wielką Godzillę i ludzi skaczących z okien biurowców, Paryż ma piekarza sprzedającego bagietki i Wieżę Eiffela, Londyn – Big Bena i Agenta 007. To książka, przy której dziecko uczy się, jak wielki jest świat i jak złożone potrafią być organizmy miejskie, a jednocześnie poznaje miejsca dla nich rozpoznawalne. Przy „Wielkich Miastach” może się walić i palić, a mój synek będzie siedział skupiony i szukał piątych okularów przeciwsłonecznych u mieszkańców Rio.
- „Trzy opowiastki dla dzieci” Jamesa Donnelly to nie taka zwykła książka z bajkami. Angielski tekst przetłumaczony został przez Michała Rusinka, przez wiele lat rozpoznawalnego dzięki Wisławie Szymborskiej, której był asystentem. To dzięki niemu każdą z trzech bajek czyta się niczym komediową opowieść w Monty Pythona. „Czerwony Kapturek” przedstawiony jest nieszablonowo, z lekkim podłożem psychoanalitycznym. „Jack i Pogromca Olbrzymów” oraz „Rumpelsztyk” zaskakują finezją językową, co również wprawia w osłupienie i dodaje elokwencji naszym młodym czytelnikom. Wydawca, czyli Znak Emotikon pozytywnie mnie ostatnio zaskakuje. Warto czytać „Trzy opowiastki…”, szczególnie jeśli sami chcemy się pośmiać i połechtać nasze IQ.
Sprawdź w swojej bibliotece! |
Coś do jedzenia
- Mleko kokosowe z Rossmanna – jedyne mleko, które znalazłam na rynku nie zawierające sztucznych dodatków w postaci stabilizatorów i konserwantów. Kosztuje ok. 9 zł, także nie należy do najtańszych, ale jeśli chcesz być zdrowym weganinem, warto się zwrócić w jego kierunku na półce.
- Kostka rosołowa Bio – również z Rossmanna, to kostka rosołowa warzywna, czyli odpowiednia dla wegan, która jest ze sprawdzonych, ekologicznych składników. Przyznam, że trochę szukałam zdrowego odpowiednika standardowych koncentratów rosołowych. Czasem nie mam siły na gotowanie bulionu z warzyw zanim zabiorę się za danie, które ma go zawierać (np. risotto, kaszotto czy potrawka z soczewicy). Kostka zawiera olej palmowy, ale z upraw kontrolowanych, co powinno pozwolić nam kostce zaufać.
- Granola orzechowa z Marks & Spencers – moje mieszczuchostwo wychodzi również tutaj. Wiem, że nie wszędzie znajdziecie ten sklep, ale jeśli wiecie, gdzie się znajduje, warto czasem zajrzeć do ich sekcji spożywczej. Udało mi się tam upolować granolę, która nie zawiera oleju palmowego (!!!) i syropu glukozowo-fruktozowego! Uwierzcie mi, że to wielki wyczyn. Co prawda w składzie jest cukier, ale ufam mu bardziej niż wspomnianemu syropowi, który nomen omen produkowany jest najczęściej z kukurydzy modyfikowanej genetycznie i przyczynia się do szybszego tycia. Orzeszki pekan, laskowe i pestki dyni są lekko uprażone, co przyjemnie podkreśla smak. Są na razie moim numerem jeden jeśli chodzi o szybkie śniadania.
Granola, kostka rosołowa i mleko kokosowe – niezbędnik świadomego mieszczucha |
Blogi o mieście i nie o nim
- Inne życie – zadziwiam się, jak szybko Radek i Tosia stworzyli tak przyjemną dla oka i intelektu przestrzeń. Zachwycam się ich życiem z dala od miasta, blisko lasu i przyrody w ogóle. I za każdym razem, jak coś nowego się u nich pojawia, przyklaskuję w dłonie, bo w stu procentach się z nimi zgadzam.
- Travelicious to blog podróżniczy, który zadowoli zarówno mieszczuchów, jak i wielbicieli sielanki na łonie natury. Znalazłam go dzięki autorom Innego Życia, bo polecali go w swoim wpisie o „Share week 2016”. I cieszę się, że na niego wpadłam, bo dzięki niemu czerpię inspiracje, gdzie się udać na długi majowy weekend. Nadal szukasz? Wejdź i przekonaj się, jak piękne miejsca powstają i u nas.
- Pani Strzelec – to minimalistka z krwi i kości. Pisze pięknie, a z jej wpisów wypływa życiowa mądrość i spokój. Dzięki niej dowiedziałam się, że można myć zęby olejem kokosowym i jak być prawdziwą minimalistką kosmetyczną. Przyznam, że podoba mi się własnoręczne kręcenie mikstur z olejków, ale denerwują mnie małe buteleczki zajmujące przestrzeń w łazienkowej szafce. Chyba przeleję wszystkie do jednej.
Chcesz wiedzieć, o czym pisałam miesiąc temu? Zajrzyj tutaj.
1 Comment
„Nawet mój 3-letni synek stwierdza z dziecięcą szczerością, że billboardy tylko zasłaniają mu drzewa. Bo czy tak nie jest?” – dokładnie tak jest. 100% zgadzam się z Twoim 3-letnim synkiem. Mądry chłopak! 😉
9 czerwca 2021 at 2:53 PM