Idąc do sklepu po zakupy spożywcze często miewam dylemat. Awokado przyjechało z Izraela, truskawki z Hiszpanii, a szparagi z Peru. Obok leżą poczciwe polskie buraki, ruda marchew i wielkopolskie pyry. Rozsądek podpowiada: weź to, co lokalne! Znudzone zimą kubki smakowe chcą sięgnąć po egzotykę. Czy powinnam bać się tego, co przyjechało z daleka? Jakie zagrożenia dla mojego zdrowia mogą czyhać pod skórką pomarańczy? I czy, do diaska, kupować w kwietniu szparagi z Peru, mimo że nasz sezon zaczyna się w maju?
Zapraszam na rozmowę z Joanną Gałązką, autorką bloga Offgrodniczka, na temat szeroko rozumianej chemii używanej w rolnictwie konwencjonalnym i nie tylko.
Jakie owoce i warzywa wybierasz na co dzień i dlaczego?
Zwykle są to dostępne cały rok jabłka, sałata, marchew, buraki i brokuły. W sezonie często kupuję truskawki, śliwki, pomidory, ogórki, dynie, cukinie, kukurydzę. Wybieram te owoce i warzywa, na które mam ochotę i widzę, że są dobrej jakości. Jak mam w styczniu ochotę na pomidora, to też go kupuję – ze świadomością, że może nie smakować tak dobrze, jak w sezonie, bo będzie to inna odmiana niż ta uprawiana latem, w warunkach optymalnych dla roślin pomidora.
Wspominam o odmianie, bo odmiana ma tutaj bardzo duże znaczenie, to ona warunkuje nam w dużym stopniu smak, kolor i teksturę warzyw i owoców. W procesie hodowli jesteśmy w stanie otrzymać rośliny, które będą mogły owocować w niesprzyjających dla nich warunkach – przy ograniczonym dostępie do światła i wody lub przy niższych temperaturach. Możemy też wyhodować odmiany, które będą miały grubszą skórkę i dzięki temu lepiej będą znosiły transport. Czasem w takim procesie hodowli i selekcji pod kątem przydatności do transportu „uciekają nam” pewne pozytywne cechy, np. związane ze smakiem – coś za coś.
Jakie środki ochrony i konserwanty stosowane są na warzywach i owocach importowanych z innych krajów czy kontynentów?
Zacznijmy może od odróżnienia środków ochrony roślin i konserwantów.
Konserwanty należą do tzw. substancji dodatkowych i w uproszczeniu są dodawane do żywności aby przedłużyć jej trwałość. Wg IŻŻ „Substancje konserwujące – to substancje przedłużające okres przydatności środków spożywczych do spożycia poprzez ochronę przed zepsuciem spowodowanym obecnością mikroorganizmów lub chroniące przed wzrostem mikroorganizmów patogennych”. Do świeżych produktów, jak warzywa i owoce, nie dodaje się konserwantów.
Środki ochrony roślin (śor) natomiast to takie leki dla roślin, one nie działają jak konserwanty i też nie są konserwantami. Są to różnego rodzaju preparaty: syntetyczne i niesyntetyczne (tzw. naturalne), związki chemiczne, wyciągi roślinne, a nawet żywe organizmy (pajęczaki, grzyby, bakterie). Stosuje się je w trakcie uprawy po to, aby wyleczyć roślinę z choroby, zniszczyć szkodniki które atakują liście, korzenie czy owoce, ewentualnie – usunąć chwasty konkurujące z rośliną uprawianą. Zanim owoce czy inne części rośliny trafią na półkę sklepową, śor rozkładają się całkowicie lub do ilości śladowych, których zawartość jest prawnie ustalona.
O pozostałościach napisałam wiele artykułów, w tym bardzo obszerny dla Damiana Parola.
Wyjaśnię może jeszcze różnicę między określeniem pestycyd a śor: pestycydy to jest duża, bardzo zróżnicowana grupa substancji służących do zwalczania organizmów niepożądanych. Pestycydami są np. preparaty na komary czy trutka na szczury. Śor też są pestycydami, ale do śor należą tylko te pestycydy, które są stosowane do ochrony upraw/roślin.
Jakie środki ochrony roślin stosowane są na warzywach i owocach importowanych z innych krajów czy kontynentów? Czy różnią się od tego, co w rolnictwie konwencjonalnym stosuje się w polskich warunkach?
Szczerze mówiąc, próbując odpowiedzieć wyczerpująco na to pytanie, napisałabym oddzielny artykuł 😉
Ze śor jest tak, że zanim trafią do sprzedaży są rejestrowane (jak leki), a proces rejestracji w UE jest inny niż poza Unią, bo jest inne prawodawstwo, inne kryteria i sposoby oceny. I też inne podejście do tematu. W UE podejście jest bardzo zachowawcze i ostrożne, co sprawia że bardzo trudno jest wprowadzić na rynek nowy preparat do ochrony roślin. Co nie oznacza jeszcze że poza UE jest zawsze gorzej, bo na całym świecie stosowane są mniej-więcej te same substancje.
Z punktu widzenia konsumenta nie ma znaczenia jakie śor są stosowane na innych kontynentach, ponieważ podmiot wysyłający żywność do UE musi dostosować się do Unijnych wymogów dotyczących tego, jakie śor i na jakim poziomie pozostałości mogą się znaleźć w danym produkcie. W uproszczeniu jeżeli na przykład śor X jest w UE niezarejestrowany i tym samym nie ma prawa znaleźć się w żywności nawet w śladowych ilościach, to produkty spożywcze sprowadzane do UE nie mogą zawierać pozostałości śor X. Jeśli zawierają – są zatrzymywane na granicy.
Podmiot wysyłający żywność do UE musi dostosować się do Unijnych wymogów dotyczących tego, jakie śor i na jakim poziomie pozostałości mogą się znaleźć w danym produkcie.
A w rolnictwie ekologicznym?
Jeśli chodzi o jakość i bezpieczeństwo żywności, nie ma znaczenia czy produkty pochodzą z upraw ekologicznych czy konwencjonalnych. Wszystkie śor muszą być zarejestrowane i dopuszczone do stosowania. Aby to zrobić, twórca śor musi przedstawić wyniki ponad 100 różnego rodzaju badań i wykazać, że dany śor stosowany zgodnie z instrukcją, prawem i dobrą praktyką jest bezpieczny i nie wpłynie negatywnie na środowisko, rolnika czy konsumenta. Takie badania trwają ok 10 lat, a procedura rejestracji – ok. 2 lat. Jest to proces bardzo podobny do tworzenia i rejestracji leków.
Jak już śor jest zarejestrowany i dopuszczony do stosowania, twórca może dodatkowo wystąpić o rejestrację śor jako dopuszczonego do stosowania w rolnictwie ekologicznym (ang. organic farming). Jedynym kryterium jakie tutaj bierze się pod uwagę, jest kryterium „naturalności”, bo zgodnie z prawem w rolnictwie ekologicznym nie można stosować produktów syntetycznych. W efekcie grupa preparatów dopuszczonych do stosowania w rolnictwie ekologicznym jest niewielka i bardzo zróżnicowana pod względem właściwości chemicznych i toksyczności – są tu zarówno wyciągi roślinne jak i silnie toksyczne związki chemiczne jak siarczan miedzi.
Lista preparatów dopuszczonych do stosowania w rolnictwie ekologicznym w Polsce znajduje się tutaj.
Czy powinniśmy się bać chemii rolnej na produktach ze sklepowych półek?
To zagadnienie – w kontekście śor – omawiam właśnie w artykule napisanym dla Damiana Parola.
Absolutnie nie bójmy się kupować żywności – kupujmy to na co mamy ochotę. Nie ma też znaczenia, czy kupujemy żywność w hipermarkecie, czy w warzywniaku za rogiem. Wymagania odnośnie jakości i bezpieczeństwa żywności są takie same dla wszystkich producentów i to oni odpowiadają za bezpieczeństwo produktów które oferują.
W Europie mamy najwyższe światowe standardy jakości żywności, a wyniki kontroli pod kątem pozostałości są bardzo dobre: „W 2016 roku przeanalizowano 84 655 próbek pobranych we wszystkich krajach Unii. 96,2% (81 482) próbek mieściło się w granicach prawnie obowiązujących norm, a w 50,7% badanych próbek nie wykryto żadnych pozostałości. W poprzednim roku sprawozdawczym (2015) wyniki były podobne: 97,2% próbek mieściło się w normie, a 53,3% nie zawierało pozostałości powyżej granicy wykrywalności metody analitycznej. Biorąc pod uwagę, że normy pozostałości są tak wyśrubowane, że nawet ich wielokrotne przekroczenie nie musi oznaczać przekroczenia granicy bezpieczeństwa produktu, jest to bardzo dobry wynik, który pokazuje że żywność dostępna w UE jest bezpieczna.” – tak pisałam u D. Parola.
Wracając do strachu przed chemią – nie moczmy owoców i warzyw w occie i sodzie, aby wypłukać pestycydy – nie ma takiej potrzeby. Aby pozbyć się zanieczyszczeń przed zjedzeniem lub dalszą obróbką wystarczy umyć owoce i warzywa pod bieżącą wodą.
Dlaczego niektóre owoce i warzywa sprzedawane są od razu w folii, np. owoce typu BIO (chociażby banany), zimą często brokuł, seler naciowy praktycznie zawsze, podobnie ogórek szklarniowy. Co jest powodem i czy można to zmienić?
Generalnie foliuje/pakuje się owoce i warzywa ze względów:
- higienicznych, np. krojone gotowe mieszanki sałat, mrożonki;
- praktycznych – produkty umyte i gotowe do spożycia (szpinak, pomidorki koktajlowe, krojone owoce), czyli żywność typu convenience;
- aby utrzymać określoną wagę danego produktu i nie dopuścić do niszczenia towaru przez klientów, np. pomidorki koktajlowe na gałązce o wadze 250g, brokuł 500g (a w opakowaniu możesz mieć 1 dużego brokuła lub 2 mniejsze), 5kg jabłek jako lepsza cenowo oferta niż jabłka luzem;
- jakościowych, związanych z fizjologią danej rośliny, np. pieczarki pod wpływem powietrza się utleniają (ciemnieją), pod wpływem dotyku brązowieją, natomiast wszystkie warzywa zielone o cienkiej skórce (brokuł, ogórek, seler naciowy, sałata, nać pietruszki) szybko tracą wodę (to oznacza utratę jędrności i zmniejszoną masę), a folia ogranicza parowanie wody.
Czasami rzeczywiście z opakowań można byłoby zrezygnować, ale to mogłoby przyczynić się do jeszcze większego marnowania żywności. Nie jestem w stanie rozsądzić co jest lepsze – dodatkowa folia czy jedzenie w koszu.
W przypadku produktów bio (czyli pochodzących z rolnictwa ekologicznego), nie znam prawodawstwa, ale na targach Zero Waste w ubiegłym roku był panel, w którym uczestniczyła przedstawicielka dużego sklepu (chyba Lidl) i na pytanie z sali podobne do Twojego odpowiedziała, że to jest kwestia organizacyjno-prawna i chodzi m.in. o to aby nie „zanieczyścić” produktów ekologicznych produktami nie-eko. Podejrzewam też, że warzywa eko są pakowane, żeby ułatwić ich transport i sprzedaż (np. jabłka: kupisz 4 albo wcale, w sklepie nie zostanie jedno jabłko w skrzynce) i żeby spowolnić ich starzenie, bo są to produkty droższe, więc większa strata jak się zmarnują.
Chemia na roślinach interesuje mnie z bardzo praktycznych względów: kupując kapustę włoską notabene z Włoch zauważyłam na jej liściach biały osad, jakby proszek. Interesuje mnie, co to może być za środek i dlaczego ja go w ogóle widzę?
Biały osad na warzywach – to może być wszystko, trudno mi powiedzieć. To może być osad z twardej wody, brud lub pozostałość jakiegoś środka, może nawet nawozu lub śor. Dlatego ważne jest mycie wszystkiego co zamierza się zjeść; nawet cytrusy, banany, awokado, czyli produkty które jemy bez skórki – też trzeba umyć przed jedzeniem.
Żywność lokalna a importowana – jakie widzisz plusy i minusy?
Z moich obserwacji wynika, że określenie „lokalny” często jest utożsamiane z „ekologiczny”, „zdrowy”, „naturalny” – a to są jednak odrębne pojęcia. Niemniej w kontekście bezpieczeństwa i jakości żywności nie ma znaczenia czy żywność jest lokalna, krajowa czy importowana. Wszystko co jest obecne na polskim rynku musi spełniać takie same wymagania i normy.
Jeśli mam wybór, to staram się wybierać polską żywność, bo uważam, że jest bardzo smaczna i dobrej jakości. Ale oryginalną grecką fetą też nie pogardzę! Zwracając uwagę na pochodzenie produktu chcę wspierać rodzimych producentów. Dlatego na szparagi i truskawki poczekam do maja. Ciekawią mnie też produkty lokalne i tradycyjne, których mamy w Polsce w tym momencie zarejestrowanych ponad 1800. One często wyróżniają się smakiem i są ciekawe z punktu widzenia tradycji, metod uprawy/produkcji i historii, a ja lubię wiedzieć, co jem i mam potrzebę pogłębiania swojej wiedzy na ten temat.
Na przykład jabłko grójeckie – bardzo znane ale mało kto wie dlaczego jest ono wyjątkowe: w okolicach Grójca od połowy września do końca października występują duże różnice temperatury pomiędzy dniem a nocą. Te zimne noce sprawiają, że w owocach powstaje więcej cukrów a skórka ma intensywny rumieniec. Dzięki temu jabłka z okolic Grójca są smaczniejsze i lepiej wybarwione niż te same odmiany uprawiane w innych regionach Polski.
Joanna Gałązka – ogrodniczka i blogerka, doktor nauk rolniczych, managerka w Polskim Stowarzyszeniu Ochrony Roślin. W pracy propaguje odpowiedzialne stosowanie środków ochrony roślin i zrównoważone rolnictwo, w czasie wolnym – ogrodnictwo i kuchnię bezodpadkową. Jej ulubione rośliny to te, które da się zjeść. Na swoim blogu namawia więc do jedzenia nie tylko ciekawych warzyw i owoców, ale też kwiatów, chwastów i drzew.
No Comments