Wchodzę do marketu, by rozejrzeć się, czy są rzodkiewki. Na dziale warzywnym obserwuję, jak kobieta w moim wieku przebiera kiście bananów, a do koszyka wrzuca te dwie, najładniejsze. Mężczyzna obok przygląda się marchwi, a dylemat ma nie lada. Wybrać marchew sprzedawaną luzem czy paczkowaną po pół kilograma, na styropianowej tacce owiniętej folią. Wybiera tackę. Za nim krzyczy na oko sześcioletni chłopiec, że „tata wybrał obite jabłko”, a młody takiego nie tknie. Jabłko trafia więc z powrotem do skrzynki, a w koszyku ląduje owoc bez skazy.
Przedzierając się przez ten mały tłumek po moje rzodkiewki, które też starannie przebieram, nachodzi mnie taka refleksja: co stanie się z jedzeniem, którego żeśmy nie wybrali? Czy ktoś inny zlituje się i wybierze warzywa i owoce gorszego sortu? A może będą tak leżały, dopóki obsługa zauważy ich pogarszający się stan i zdecyduje o ich wyrzuceniu?
W Polsce co roku marnujemy 1/3 wyprodukowanej żywności. Szacuje się, że jest to 9 mln ton, czyli około 230 kg na osobę (wliczając dzieci). Połowa z tego wyrzuca jest przez sklepy na śmietnik – z różnych powodów: opakowanie napoju mogło się wgnieść w transporcie (do kosza!), paczka owoców lekko się przedziurawiła (do kosza!), jeden z 30 owoców w worku ma oznaki zepsucia (całość do kosza!), produkt jest po dacie przydatności do spożycia (do kosza!), naklejka z opisem produktu się oderwała (do kosza!).
W efekcie, kontenery przy marketach pękają od żywności zdatnej do spożycia, ale w jakiś sposób nieidealnej. I tu pojawiają się Oni. Pod osłoną nocy, z latarkami, rękawiczkami i torbami. Gotowi zanurkować w koszu, by wyjąć smakołyki, którymi będą się potem żywić. Freeganie – bo o nich mowa – są dziś moimi gośćmi. Gdy spotkałam Darię i Dominika, w życiu nie powiedziałabym, że wyciągają jedzenie ze śmietnika, ale też nie znałam wcześniej osób korzystających z darmowego jedzenia. Zresztą, przeczytajcie sami, jakie mają motywy i jak wygląda ich życie.
Kasia: Co znajduje się dzisiaj w Waszej lodówce?
Daria: Tuzin jajek, mleko sojowe, mleko krowie, pomidory, ogórki, sałata, papryka, sok w butelce, masło, chrzan z żurawiną, sos tatarski, majonez, musztarda, pasta tahini, koreański sos BBQ, kolorowe marchewki. Uprzedzając pytanie – tylko mleko sojowe zostało przez nas kupione w sklepie.
Nieźle! Niektóre produkty brzmią wręcz niszowo. Nie każdego stać na kolorową marchew. Jak doszliście do tego, żeby zacząć chodzić na śmietniki i z nich się żywić?
Daria: Najpierw usłyszałam o tym od Dominika, który sam dopiero zaczynał freeganizm testować i stosować w praktyce. Z czasem coraz częściej i więcej zaczynał opowiadać o śmieciach, o tym jak wyglądają kontenery za sklepem i co tam można znaleźć. Początkowo podchodziłam do tego bardzo nieufnie, wydawało mi się to nieco dziwne, na hasło “śmieci” wyobrażałam sobie jakieś obrzydliwe zmieszane ze sobą obierki. Dominik jednak szybko wyprowadził mnie z błędu, pokazując znalezione warzywa i owoce, z których później przyrządzaliśmy wspólnie obiady. A później jakoś zaczęłam wybierać się na “łowy” wspólnie z nim, wspólnie sprawdzaliśmy śmietniki kolejnych marketów, aż stało się to dla mnie naturalne i zaczęłam sama codziennie sprawdzać lokalizacje w okolicy. Bardzo ważne w tym wszystkim zawsze było dla mnie to, iż robimy to ze względu na środowisko, na ciągłe uświadamianie sobie skali problemu i traktowaniu tego jako bodziec do podejmowania kolejnych działań (takich jak np. rezygnacja z mięsa).
Bardzo ważne w tym wszystkim zawsze było dla mnie to, iż robimy to ze względu na środowisko.
Jakie jeszcze znacie powody, dla których ludzie zaczynają jeść za darmo? W ogólnospołecznej świadomości pokutuje mit osoby ubogiej, z niskich warstw społecznych, która nie może związać końca z końcem, dlatego chodzi na śmietniki.
Daria: Osoby, które spotykałam na śmieciach, to zawsze były osoby starsze, które może nie były bezdomne ani skrajnie ubogie, ale też nie wyglądały na zamożne. Swoje działania tłumaczyli tym, że szkoda im wyrzucanego jedzenia, które jest jeszcze dobre.
Dominik: Dla mnie zawsze jest przykre, że większość z osób spotykanych przez nas na “skipie” zaczyna nam się tłumaczyć dlaczego to robią, a my nigdy ich o to nie pytamy. To chyba wynika z jakiegoś wstydu.
Historia banana – od wyhodowania na palmie w egzotycznym kraju do wylądowania na marketowym śmietniku nieźle obrazuje sposób produkcji i marnowania żywności. Jak to wygląda z Waszej perspektywy? Jakie są opcję na bardziej racjonalną produkcję żywności?
Dominik: To jest dla nas zawsze najbardziej bolesny widok. Dziesiątki bananów, mango, awokado, ananasów na śmietniku. Owoców i warzyw zazwyczaj sprowadzanych tysiące kilometrów z innych kontynentów. Zawsze widzę za takim owocem drogę, którą przebył i jak bardzo negatywny wpływ ta droga ma na naszą planetę.
Odpowiedź na ten problem jest prosta, a brzmi: lokalnie. Powinniśmy opierać naszą dietę na jak najbardziej lokalnych i sezonowych produktach. Są one pyszne, zdrowe i ich produkcja ma mniej negatywnych skutków w skali globalnej. Czasem mam wrażenie, że pewne owoce stały się symbolem dostatku, a przestaliśmy doceniać na przykład nasze pyszne odmiany jabłek.
Przeczytaj też…
Pokazywaliście w Po-Dzielni zdjęcia, które uświadamiają Wam czasem, na co obecnie jest żywieniowa “moda”. Co aktualnie z takich produktów znajdujecie w śmieciach? I …dlaczego to się tam znajduje, a nie na talerzach konsumentów dbających o zdrowe żywienie?
Daria: Pojedyncze ogórki opakowane w folię. Sałatki-lunche: grecka, z tuńczykiem, z kurczakiem. Jednodniowe soki 100%. Gotowe kanapki. Mini-marcheweczki w paczce. Cztery jabłka zapakowane razem na tacce. Papryki pakowane w folii po trzy. Awokado
Dominik: W zeszłym roku topinambur wrócił do łask i znajdowaliśmy go prawie codziennie w bardzo dużych ilościach, to samo z kolorowymi marchewkami. W tej chwili pojawiają się truskawki, których znajdujemy całe kontenery. Wszystko oczywiście zapakowane w plastikowe pudełka i na fragmencie folii bąbelkowej. Czasem odnoszę wrażenie, że takie “ciekawe” produkty są bardziej w celu urozmaicenia oferty niż rzeczywiście do jedzenia.
Czy freeganizm jest legalny? Co może grozić za przyłapanie na tym procederze?
Daria: Ilu prawników tyle opinii w tej kwestii. Według mnie freeganizm to działanie w szarej strefie, wykorzystujące lukę w systemie i w prawie. Kiedy pracownicy marketu dokonują aktu wyrzucenia śmieci do kontenera, tym samym pozbywają się tych śmieci. Dopóki nie zostaną one odebrane przez firmę zbierającą bioodpady, śmieci te są właściwie niczyje. Oczywiście do tego dochodzi też kwestia tego, gdzie znajdują się kontenery, jeśli na terenie należącym do sklepu, to może to zostać uznane za włamanie.
Freeganizm to działanie w szarej strefie, wykorzystujące lukę w systemie i w prawie.
Dominik: Długo żyliśmy w przekonaniu, że robimy coś nielegalnego, ale miałem przyjemną pogawędkę z adwokatem, który wyjaśnił mi, że śmieci w kontenerze to “porzucenie własności ruchomej” i możemy to brać bez obaw. Z drugiej strony też nikt się nami nie przejmuje, a gdy spotkamy pracowników, to zazwyczaj nie zwracają na nas uwagi. Nie przejmujemy się za bardzo konsekwencjami prawnymi, ale jesteśmy zawsze ostrożni i nie robimy nikomu problemów.
Jak się zostaje freeganinem? Jak się do tego najlepiej przygotować?
Dominik: Może nas do tego zmusić sytuacja finansowa czy złość na szalony konsumpcjonizm i niesprawny system, jak w moim przypadku. Jak się przygotować? Musimy się odważyć żeby zrobić coś niekonwencjonalnego i “zaatakować” te pojemniki na bioodpady za marketem. Najlepiej co najmniej 30 minut po zamknięciu, w rękawiczkach i z latarką. Najczęściej pojemniki będą zamknięte, ale jak już znajdziemy dostępne, to możemy znaleźć eldorado i zobaczyć skalę problemu na własne oczy
W Polsce marnuje się 9 mln ton jedzenia rocznie. Wy ratujecie tylko cześć z niego. Jakie rozwiązania wg Was powinny zostać wprowadzone, żeby marnowanie nie przychodziło z taką łatwością?
Dominik: Zdecydowanie zmiany prawne, które usprawnią dysponowanie żywnością. Dobra wiadomość jest taka, że niedługo powinna wejść w życie ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności. Z takich dużych zmian na lepsze, to kary administracyjne dla sklepów wielkopowierzchniowych za marnowanie żywności i przymus współpracy z fundacjami, które przekażą nadwyżki żywności potrzebującym, jak np. Banki Żywności.
Długoterminowa zmiana, której oczekuję, to edukacja na poziomie szkolnym. Starsze pokolenia, które nie żyły w naszym konsumpcyjnym świecie, znacznie bardziej doceniają jedzenie. Chciałbym, żeby to podejście wróciło razem z odpowiednimi rozwiązaniami technologicznymi.
Dziękuję Wam bardzo za rozmowę!
Sama jeszcze nie nurkowałam w marketowych koszach na bioodpady, ale to, co wyławiają Daria i Dominik przerasta moje oczekiwania. Sama poczęstowałam się ich kolorowymi marchewkami i cukierkami lekko po terminie przydatności. Doszłam też ponownie do wniosku, że jeszcze bardziej otworzę się na nieidealne produkty spożywcze, by uchronić je przed śmietnikiem. W końcu jogurt jedzony nawet kilka dni po terminie – o ile przechowywany w lodówce – nigdy mi nie zaszkodził.
Jestem ciekawa, co myślicie o takim sposobie na uchronienie jedzenia przed zmarnowaniem. Czy freeganizm to Was przemawia? A może ktoś z Was już skippuje i może podzielić się własnymi doświadczeniami? Koniecznie napiszcie w komentarzu.
Zdjęcie tytułowe jest mojego autorstwa, pozostałe zdjęcia zostały wykonane przez Darię i Dominika.
No Comments