Budzę się rano nawet ze sobą nie walcząc. Robię to automatycznie w odpowiedzi na płacz, albo na frywolne piski przy włączonej pozytywce. Kolejny nie-minimalistyczny poranek.
Karmię (piersią). Potem zostawiam małą przy Tacie, a sama idę się szybko umyć, by skorzystać z chwili, kiedy Z. jest jeszcze w domu. Prysznic. Lekki domowy makijaż, bez którego nie potrafię spojrzeć sobie w twarz. Dezodorant w kulce. Wygodna i (sprawdzam) niebrudna, domowa odzież. Kapcie – tak, już czas na ciepłe kapcie z rana zamiast odkrytych swawolnie letnich japonek. I maszeruję do kuchni zrobić śniadanie sobie i J.
Mała posadzona w kuchni na wysokim foteliku czuje się jak królowa świata. No może księżna, bo futrzasta królowa siedzi na jeszcze wyżej zawieszonych kuchennych szafkach, i kontroluje, czy nie wkrawam za dużo banana do płatków.
Śniadanie jest proste i zazwyczaj składa się z muesli, mieszanki płatków i owoców albo domowej granoli z mlekiem. Na kawę jeszcze nie czas, bo cała moja uwaga skupia się na J., niewylewaniu mleka z miseczki i rozkręcających dzień rozmowach.
W międzyczasie Z. się umył i spędza z nami czas robiąc kanapki do pracy. Królowa patrzy i widzi, że zamiast jednego położył dwa plasterki szynki, a przecież jeden spokojnie mógł wylądować w jej świecącej pustką i czekającej na mokrą karmę misce.
-10 do punktacji Pana Domu na dziś.
-20 za zganianie królowej z blatów.
+30 za czułe podrapanie po główce i za uszami i wszystko wraca do normy.
Harmonia w królestwie zapanowała.
Na chwilę zasypiam na jawie marząc o gorącej kawie z mlekiem, gdy nagle J. wylewa to wymarzone białe na stół i podłogę, po czym biega po całym mieszkaniu uciekając przed znanym obowiązkiem mycia zębów i ubrania się do wyjścia.
W użycie wchodzą wachlarz umiejętności negocjacyjnych, motywacyjnych i sprawność fizyczna, by w końcu dorwać małego i pobawić się w szczotka-pasta-kubek-ciepła-woda. Potem J. negocjuje, kto ma mu ubrać buty, a kto kurtkę, i dlaczego nie zrobi tego sam (bo nie!), a spytany o posiadanie dwóch rąk nagle ukrywa ten fakt za swoimi plecami.
Z kuchni dobiegają pokrzykiwania Młodszej, która zawiedziona porzuceniem jej w samotności na kilka chwil nie może obserwować, jak „duże dzieci” same się ubierają. Albo raczej kwestionują funkcjonowanie takich pojęć jak samodzielność i umiejętność. Przyniesienie jej bliżej wpływa jednak motywująco i nagle bystrość umysłu i sprawność 3-letnich rączek wraca jak bumerang rzucony w dal.
Buziaki są rozdzielane każdemu i przez każdego. Jeszcze tylko echo klatki schodowej poniesie „Miłego dnia chłopaki!” i „Miłego dnia dziewczyny!” i winda zawiezie męską część rodziny do garażu.
A żeńska strona zajmie się ogarnianiem całego pozostawionego po wieczorze i poranku ambarasu, fikaniu w łóżeczku, parzeniu kawy i wysłuchiwaniu „Salonu politycznego Trójki”.
Choć i tak po tym, co działo się wczoraj na urodzinowym kinderbalu, nasz zwykły poranek wydaje się oazą spokoju i strefą zen, w której pojedynczy krzyk brzmi niczym spokojna mantra mruczana podczas medytacji.
Piracka chwila spokoju |
Czy Twój początek dnia różni się od mojego? Ile masz w nim czasu dla siebie?
No Comments