Tych kilka weekendowych dni było niezwykle burzliwych. Upały i ich naturalne konsekwencje przyniosły powódź w bliskich mi miejscach i wieczorną utratę prądu. Ta ostatnia dała mi trochę do myślenia na temat naszego uzależnienia od energii elektrycznej. Stało się to po tym, jak usłyszałam krzyk z podwórka obok: „O nie, no i internet siadł!” Tak jakby to było największą tragedią w trakcie ogrodowego grilla ze znajomymi. Nie zaczynająca się ulewa, nie pioruny bijące tuż obok, nawet nie brak światła czy rozmrażająca się lodówka. Tylko internet.
Ci z Was, którzy mnie śledzą na
facebook’u i regularnie czytają bloga wiedzą na pewno o mojej akcji
#niedzielaoffline. Pisałam o tym
tu i
tu. Co sobotę przypominam, że w niedzielę się ze mną nie skontaktujecie przez internet. Wyłączam wtedy wszystkie notyfikacje, nie zaglądam na instragram, nie czytam maili i nie odpowiadam na komentarze. Mam tyle pomysłów na spędzanie czasu poza siecią, że w ogóle mi jej nie brakuje. Robię to, bo jestem świadoma, jak wielu z nas (a wychowujemy takich coraz więcej!) z łatwością miesza życie wirtualne z rzeczywistym. Kładziemy telefon w domu na stole dając naszym bliskim sygnał, że jesteśmy dla nich dopóki nie dostaniemy like’a na facebooku. Każdy sygnał z telefonu odrywa nas od tego, co się dzieje tu i teraz, w rzeczywistym wymiarze. Niby łatwo nam to zrozumieć, deklarujemy, że nie jesteśmy uzależnieni, ale dzień bez internetu ciężko nam sobie wyobrazić.
|
Wybierz swój dzień i bądź offline |
Jeden z najsłynniejszych bloggerów minimalizmu,
Joshua Fields Millburn, napisał jakiś czas temu trafne podsumowanie, dlaczego
większość nagłych sytuacji nimi nie jest. Kilka lat temu zostawił swój telefon w szufladzie, by przekonać się, że to nie telefon był problemem samym w sobie, ale jego do niego stosunek.
Próbowaliście kiedyś wyjść z domu bez komórki w kieszeni/torebce? Jakie to było uczucie? Szukaliście ręką, czy na pewno go tam nie ma? Stanęła Wam przed oczami sytuacja, kiedy MUSICIE zadzwonić albo sprawdzić coś w internecie, ale nie macie jak? Mogę się założyć, że na większość z tych pytań odpowiedzieliście twierdząco i że była to dla Was niewygodna sytuacja.
Polecam Wam kilka zasad, o których piszę Joshua, by korzystać z telefonu rozsądnie i z umiarem. Również po to, by zrozumieć, że nagłe sytuacje nie występują 24h na dobę, a bez telefonu (i internetu) też jest życie.
Moja ulubiona?
Łóżko służy tylko do dwóch rzeczy. I nie są nimi sms-owanie czy aktualizowanie statusów na facebook’u 🙂
***
Kto z Was nie lubi TED talks? Wystąpienie Paul’a Miller’a
„A Year Offline” może Wam dać kolejne powody, dla których warto zrezygnować z internetu. Jego motywacją było poświęcić czas, który do tej pory był konsumowany przez internet, na osobisty rozwój, czytanie i studia konkretnego tematu.
Paul zauważył, że zamiast w zamierzony sposób zwiększać swoją produktywność, internet go rozprasza i skłania do bezcelowego klikania w kolejne linki.
Rezygnacja z internetu dała mu początkowo niesamowite poczucie wolności i odbieranie świata w zupełnie inny, bardziej świadomy sposób. Oraz zwyczajne poczucie nudy, nicnierobienia, od którego często uciekamy własnie w internet. Niektórzy wykorzystują je do medytacji, on też wiedział, że to jest przestrzeń na zatrzymanie się i zastanowienie, jak wartościowo spędzić swój wolny czas. Miał go wreszcie tyle, że mógł zrobić to, na co miał zawsze ochotę!
Ten czas nauczył go jednak, że to nie wina internetu, że nie potrafimy z niego odpowiednio korzystać i zwiększać naszej produktywności. Mamy 100-procentową kontrolę nad naszym życiem i nad tym, co robimy. Dlaczego więc nie zatrzymać się na chwilę i nie zastanowić, co jest dla nas tak naprawdę ważne i używać internetu tylko do tego celu?
***
Nie musisz rezygnować z internetu na rok, żeby się o tym dowiedzieć. Wystarczy jeden dzień w tygodniu, by uporządkować myśli i skoncentrować się na tym, co chcesz osiągnąć. Taka internetowa 'nuda’, albo raczej uważność może zdziałać cuda.
A Ty co robisz, kiedy się nudzisz?
No Comments