Święta to jeden z piękniejszych, ale też najbardziej stresujących okresów w roku. Ich dość sztywna forma, związane z Wigilią rytuały, świąteczne zwyczaje i utarte stereotypy rzadko dają nam swobodę na prawdziwy odpoczynek i kontakt ze sobą, mimo że wszyscy jednym głosem w święta wołamy o spokój. Psychologowie stwierdzili, że nerwy związane ze świętami są porównywalne z tymi w trakcie remontu. Jak sprawić, by mimo tylu stresorów spędzić je w miły dla nas czas, w zgodzie z własnymi przekonaniami? Święta bez spiny, czas start!
Sama nie mam w swoim domu zbyt wielu przedświątecznych obowiązków. Wigilię i kolejne dni spędzamy w moim rodzinnymi mieście, poza Poznaniem. Nie muszę oprawiać karpia (i całe szczęście!), nastawiać zakwasu na barszcz, smażyć krokietów i piec makowca. Za to muszę – albo robię to mimo woli – wysprzątać całe moje mieszkanie, pomóc w sprzątaniu mojej mamie, gdy już będziemy na miejscu, polecieć po ostatnie zakupy spożywcze, ubrać choinkę, przygotować odświętne stroje, upilnować, by dziecięce koszulki i rajtuzki nie ubrudziły się przed pierwszą gwiazdką… i już zaczęłam się pocić od tego wyliczania.
Nie urządzam sama Wigilii w domu, co mimo wszystko w zawiły dla mnie sposób nie zwalnia mnie mentalnie z nakładania na siebie obowiązków. No bo u siebie też powinnam mieć czysto, pościel nową nałożyć, okna pomyć, ze ścierką przelecieć po podłodze, choinkę ustawić. Prezenty też trzeba uszykować. I chyba to jest mój największy stresor. Co roku obiecuję sobie, że nie będę odkładała tego na ostatnią chwilę, a i tak zawsze kończyło się lataniem po sklepach na pięć minut przed zamknięciem w Wigilię. Dramat.
W badaniu „Co nas cieszy i co nas wkurza w świętach”, które robiłam na Instagramie, większość ankietowanych stwierdziła, że święta lubi – aż 75 procent. Co wymieniamy na liście rzeczy dla nas najważniejszych?
Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu
Lubimy spotkania z rodziną, wspólne tradycje, jedzenie razem przy stole, ale najbardziej cenimy ten wyluzowany czas PO. PO wieczerzy wigilijnej, PO śpiewaniu kolęd, PO pasterce, PO WSZYSTKIM. Lubimy siedzieć w wygodnym dresie i nowych skarpetach, grać w planszówki i nie martwić się niczym. Taka świąteczna idylla. Ilu z nas to rzeczywiście przeżywa? Jak długo trwamy w tym czasie tylko dla nas, bez zmywania naczyń i zasiadania za kolejny stół?
Rodzina nas cieszy, jak i smuci najbardziej. Wśród największych stresorów świątecznego czasu najwięcej było głosów, że nie czujemy się komfortowo spędzając te z założenia intymne chwile z ludźmi, których widzimy tylko raz w roku. Męczą nas kłótnie przy stole, zmuszanie do wciskania w siebie nielubianych przez nas posiłków, komentowanie naszego życia w sposób atakujący nasze wybory i narzucania nam czyjejś woli. Ciężko mają weganie i weganki, single i singielki, niewierzący czy osoby LGBT+. Każda inność prędzej czy później zostanie wyciągnięta na stół i rzetelnie omówiona.
Marnujemy 300 procent jedzeniowej normy
Lubimy wigilijne jedzenie. Wyjątkowe potrawy i forma ich podania były na drugim miejscu w ankiecie na rzeczy pozytywnie związane ze świętami. Jednocześnie martwi nas problem marnowania jedzenia i nierozsądne planowanie posiłków. Potraw ma być dwanaście, a często najadamy się trzema. Nielubiane sałatki leżą w lodówce dwa tygodnie po świątecznej wyżerce i błagają z misek o dalsze spożywanie. Na samą myśl o kolejnej porcji śledzia w oleju przewraca się nam w trzewiach. Gotujemy za dużo, nie zważając na gusta gości. A potem z ciężkim sercem wyrzucamy do kosza miski pełne nieprzejedzonych posiłków. Mistyczność wigilijnej kolacji dzieli los niczego nie wartych śmieci.
Kolejny dezodorant w kulce
Prezenty. Bardziej lubimy je dawać niż otrzymywać. Cieszymy się z uśmiechniętych min obdarowywanych, czujemy satysfakcję, gdy trafiliśmy prezentem w gusta, a… sami mamy z nimi kłopot. Bo prezent nam nie pasuje, bo zbyt dużo folii, bo „kolejny dezodorant w kulce” czy „znów krawat i skarpety”. Męczy nas związany z prezentami konsumpcjonizm. Wolelibyśmy odejść od zwyczaju obdarowywania się, żeby nie napełniać kieszeni największych korporacji i nie szkodzić planecie.
Wysprzątana atmosfera
Świąteczna atmosfera kojarzy nam się z kolorowymi światełkami, zapachem choinki i kompotu z suszu. Kolejny raz bez kozery możemy słuchać „Last Christmas”, mieszając w garnku z bigosem jedną ręką, a drugą przewracając na patelni naleśnika na krokieta. Nasz słodki klimacik nie zrobi się sam. Przystrojenie mieszkania i te wszystkie zapachy to efekt wielodobowej pracy często jednej, odpowiedzialnej za całość, osoby – najpewniej matki, babki lub ciotki. Kobieca praca w trakcie świąt to praca cięższa niż zwykle, mająca na celu sprostanie oczekiwaniom całej rodziny. Gospodyni domu nie prosi o pomoc, sama narzuca na siebie rygor, nie śpi po nocach i zamartwia się, czy wszystko będzie smakować. W efekcie niewiele jest w stanie ją w tym okresie ucieszyć. Umartwianie się, branie wszystkiego na siebie, GONITWA, żeby zdążyć. To nie brzmi już jak sielankowa magia świąt, prawda?
„Kiedy wreszcie będzie po”
Nie dziwi mnie, że coraz częściej słyszę: „mam dość tych świąt” i „niech już wreszcie będzie po”. Jedna z Was napisała: „W świętach najbardziej lubię to, że są tylko raz w roku.” Z tych wypowiedzi wybija się wizja świąt pięknych i spokojnych, a efekt jest daleki od ideału. Co zrobić, by przełamać ten impas i ucieszyć się na te nadchodzące dni choć trochę bardziej niż zwykle?
„Czego potrzebuję? A dajcie mi święty spokój!”
Lubimy świąteczny klimat, ale nie chcemy uczestniczyć w jego negatywnych aspektach. Urobienie po pachy to nie nasza bajka. Wysłuchiwanie narzekań innych odnośnie naszego życia – tym bardziej, sio! Chcemy się rządzić własnymi zasadami, cieszyć się z tymi, których rzeczywiście kochamy, ale jednocześnie nie urazić tych „dalszych bliskich”.
Ostatnio zainteresowałam się tematem komunikacji bez przemocy (NVC – nonviolent communication), by lepiej zrozumieć siebie i skuteczniej przekazywać innym, o co mi chodzi, bo już nie miałam pomysłu, jak się za to zabrać. Rozmowa z Hanią Kozłowską, inspiratorką filozofii NVC, pomogła mi dojść do tego, jak skorelować świąteczne dylematy z definiowaniem swoich potrzeb.
„To, czego nauczyła mnie droga z Nonviolent Communication i uważność na to, jak płynie w nas życie, to że życie jest po to, by wypłakać wszystkie smutki i wyśmiać wszystkie radości” zaczyna Hania. „Czas świąteczny to właśnie czas na zatrzymanie się z tym, co w nas trudne, bolące, po to by się tym zaopiekować. To też czas radości – doceniania tego co nas spotyka, wyrażenia wdzięczności sobie za to, co robimy, i docenienie tego co robią inni po to, by żyło się nam lepiej.”
Hania radzi, żebyśmy przyjrzeli się lepiej swoim potrzebom, bo skoro odczuwamy smutek i frustrację, być może któreś z nich nie są odpowiednio zaopiekowane. Może być to potrzeba sensu albo troski o siebie, odpoczynku. Gdy sprawdzimy ze sobą, co nas denerwuje i frustruje, a potem spytamy siebie, dlaczego tak jest, jakie niespełnione potrzeby za tym stoją, łatwiej nam będzie przedefiniować sposób przygotowywania i spędzania świąt. „Pomyślmy o tym, co możemy zrobić, żeby potrzeba była spełniona, porozmawiajmy z bliskimi o tym, co oni robią, by te potrzeby były spełnione, poczytajmy historie które nas inspirują. To jest właśnie to zatrzymanie nad tym, co w nas płacze i jest częścią nas.”
„Latam ze ścierką, jestem urobiona po pachy – i kto to doceni?”
„Co u Ciebie?” „Jak zwykle, fatalnie.” Nadal zbyt często rządzi nami nasza polska, niefortunna dla zdrowia psychicznego cecha – narzekanie. „Dostrzegam pracując z ludźmi, że wdzięczność dla wielu z nas jest dużym wyzwaniem, tak jakbyśmy w ogóle na nią nie zasługiwali. A wszyscy przecież robimy coś i dla siebie, i dla innych. Jakoś łatwiej nam narzekać, niż doceniać. Natomiast możemy to zmieniać i ten świąteczny czas jest idealny na taką zmianę nawyku narzekania na nawyk doceniania.”
Jak zacząć doceniać siebie i dziękować innym? Przede wszystkim dostrzec to, co robię, nazwać to. Jeśli ugotuję pyszny barszcz, pochwalić samą siebie, bez oczekiwania pochwał od innych. Sprawdzić, jakie potrzeby to spełniło – może potrzebę kulinarnej ekspresji, kreatywności w ramach mojego własnego przepisu. Jeśli spędzam czas z rodziną, dziećmi, mam dla nich niepodzielną uwagę, bawię się z nimi, uczestniczę w grach – może to spełnić moją potrzebę bliskości, kontaktu, wspólnoty, spontaniczności. Idąc krok po kroku według wskazówek Hani,
- nazywam to co robię – działanie, które podejmuję,
- co czuję, kiedy to się dzieje, co czuję, kiedy teraz sobie dziękuję,
- jakie to spełnia moje ważne potrzeby,
- mogę poprosić siebie o więcej albo o to, żeby dbać, żeby to nadal przeżywać.
Podobnie możemy dziękować innym za to, co robią, czyli: nazwać to działanie, opisać, co czuję, jakie to spełnia moje potrzeby i podziękować. Ta ostatnia czynność buduje przestrzeń wzajemności.
„Wdzięczność sprawia, że w naszym mózgu wytwarza się wszystko to, co dobre dla naszego samopoczucia i zdrowia. Po pierwsze: dopamina – neuroprzekaźnik określany hormonem szczęścia, po drugie: oksytocyna – hormon zwany hormonem miłości. Oksytocyna poprawia też samopoczucie i samoocenę, nastraja optymistycznie, przeciwdziała stanom depresyjnym, wpływa na zmniejszenie lęków i wspomaga redukcję stresu (obniża poziom kortyzolu) i napięcia.”
Trafiony – zatopiony
A co, gdy inni atakują nas przy stole zarzutami w naszą stronę? Relacje rodzinne w trakcie świąt potrafią przecież zawisnąć na włosku, bo nie potrafimy się dogadać. Hania Kozłowska twierdzi, że to od nas zależy, czy tak samo jak dbamy o swoje potrzeby i okazujemy sobie szacunek, potrafimy okazać go też innym.
„Będzie nam trudniej zobaczyć tę drugą osobę w sytuacji, kiedy nasze potrzeby nie są spełnione. Każda krytyka, ocena, zarzut jest dla mnie dość nieudolnym sposobem wyrażenia niespełnionych potrzeb. Jeśli słyszę np. od swoich rodziców zdanie 'Dziecko, jak Ty żyjesz, tak bez rodziny, część świąt chcesz spędzić ze znajomymi i tak szybko wyjeżdzasz. No jak to tak, nie dbasz już o nas’ to w tym zdaniu odczytuję troskę, potrzebę wspólnoty i bliskości. Mogę językiem potrzeb skontaktować się z rodzicem, który wyraża swój smutek akurat w taki sposób. Jeśli komunikuję się językiem potrzeb mam dużo więcej zaufania, że nawiążę kontakt i wzajemnie się usłyszymy. Według założeń filozofii Nonviolent Communication, wszyscy mamy takie same potrzeby niezależnie od wieku, statusu, miejsca zamieszkania. A te wszystkie nieporozumienia, spory, kłótnie to nic innego jak bycie w swoich racjach i strategiach spełnienia tych potrzeb.”
Po rozmowie z Hanią mam w sobie więcej uważności na moje potrzeby i emocje. Odnajduję w sobie schowaną gdzieś głęboko odwagę, by zawalczyć o samą siebie, o własny komfort, o to, żeby było po mojemu, ale w poszanowaniu innych i w uważności również na ich potrzeby. Jak to się ma do świąt? Mam w sobie potrzebę umiaru, odpoczynku i poszanowania moich wartości związanych z ekologią, dlatego w tym roku w ramach prezentów będą naprawdę drobiazgi, a główną częścią będą kupony na przeżycia. Dzięki temu nie popadniemy w konsumpcjonizm i nie złamiemy ważnych dla nas zasad. Sam fakt spędzania czasu razem będziemy celebrować jako wartość, bo mam potrzebę bliskości z rodziną. Jeśli usłyszę komentarz, z którym mi nie po drodze, postaram się zrozumieć, jaka troska lub potrzeba stoi za tymi słowami. Nadal się uczę asertywności w poszanowaniu innych i wiem, że dbanie o drugą osobę też jest ważne przy określaniu moich granic.
Nie ma świąt idealnych, tak samo jak nie ma idealnych ludzi. Zadbanie o własne potrzeby, dziękowanie sobie i innym oraz uważność na siebie nawzajem mogą być przedsionkiem do lepszego przeżywania nie tylko świąt, ale życia w ogóle. Może postarajmy się trochę o siebie, co?
„A moje święta wyglądają tak”
Areta Szpura, aktywistka, autorka książki „Jak uratować świat”
Jak nie zwariować w święta ? Oddychać! Dwa razy się zastanowić. Czy na pewno to my chcemy te nowe ozdoby, zastawy, czy może mamy już tak spraną głowę reklamami, że daliśmy sobie wmówić że święta to zapach tej konkretnej kawy i majonez Winiary. Może się okazać, że jeżeli mamy tylko kilka osób przy stole, bez dwunastu potraw też będzie okej, a my dzięki temu zyskamy kilka przespanych nocy i kilka siwych włosów mniej. Albo jeżeli chcemy podtrzymać tradycję, to możemy kilka z nich zamówić u małych lokalnych dostawców. Nie za dużo. Święta to ma być odpoczynek i okazja, żebyśmy wszyscy zwolnili i posiedzieli razem, porozmawiali a nie stresowali się, czy wszystko wszystkim smakuje i czy serwetki są na pewno równo położone. To ma być przyjemność. Tak samo z prezentami – nic na siłę. Ja, na przykład, uwielbiam sprawiać moim najbliższym prezenty cały rok, kiedy naprawdę znajdę albo zrobię coś, co wiem, że im się będzie podobało. Nie umiałabym poczekać aż do grudnia. Ale dzięki temu nasza zasada bezprezentowa naprawdę się sprawdza! Nie dokładamy sobie stresu ani oczekiwań. Jeździmy po Polsce odwiedzając dawno nie widzianych członków rodziny, a potem leżymy do góry brzuchem, spacerujemy i oglądamy „Love actually” po raz setny.
Ola Budzyńska, Pani Swojego Czasu
Moje święta bez spiny polegają na tym, że wyjeżdżam i mam wszystkie zobowiązania w nosie. W tym szalonym okresie, kiedy wszyscy gdzieś pędzą, my już sobie wypoczywamy.
Nasza rodzina co roku od jakichś czterech czy pięciu lat jeździ na narty biegowe. Wstajemy, o której chcemy, jemy co chcemy, prezenty chowamy po całych Leśnych Apartamentach, w których się zatrzymujemy, dzieci ich szukają godzinami, a my mamy wtedy święty spokój. Choinki nie mamy, bo mieszkamy w lesie, więc nie musimy mieć dodatkowej. W domu też nie mamy drzewka – w tym roku poszliśmy w eko i udekorowaliśmy choinkę w ogródku. Mamy też dwa wazony z gałęziami, które dostałam za darmo od pana handlującego choinkami w supermarkecie.
Była ostatnio ciekawa, jak moje dzieci odbierają ten „brak tradycji” u nas i rozmawiałam z nimi o tym. Najbardziej się cieszą, że cały tydzień są z nami, że gramy non stop w gry planszowe i karty, dużo rysujemy, że nie muszą jeść barszczu i uszek, i mogą głośno krzyczeć i biegać podczas szukania prezentów. No to takie święta mamy!
Jestem dorosła i mam własną rodzinę. Mam prawo spędzić święta tak, jak daje mi to radość. Toksyczne relacje to wciąż niestety norma w Polsce i święta idealne to pokazują. Nie rozumiem, co rodzinnego jest w świętach, skoro do ich wspólnego spędzania popycha nas poczucie winy.
Dorota Czopyk, autorka bloga EkoEksperymenty
Prezentów podczas Wigilii nie będzie. Od dawna nie dajemy sobie prezentów w gronie najbliższej rodziny. Nasze dziecko to jeszcze maleństwo, na razie ich nie potrzebuje. Ponieważ jednak wiem, że moja mama i siostra lubią obdarowywać – sama też zrobię coś dla nich i moich małych siostrzeńców. W zeszłym roku dostali bony na moje „usługi”, na których realizację dałam sobie rok, a żeby poznać ich treść trzeba było rozszyfrować przygotowaną przeze mnie zagadkę.
Najmagiczniejsze święta mojego życia to były nasze pierwsze święta w Beskidzie, które spędziłam tylko z mężem. Cenię intymność, więc jeśli o mnie chodzi marzę o kolejnych takich Wigiliach. Kiedyś usłyszałam jednak bardzo mądre zdanie: „Każdy ma mamę!”. Od tamtej pory myślę, że teraz jest taki okres w naszym życiu, że nasze mamy bardzo nas potrzebują, na co dzień i w okresie świąt. Chcą przyjechać lub ugościć, chcą dawać, troszczyć się, uczestniczyć. Dlaczego miałabym im tego odmawiać? Ostatnio dochodzę do wniosku, że asertywność uwzględnia nie tylko moje racje, pragnienia i potrzeby, ale też to wszystko z drugiej strony.
Asertywności uczę się całe życie, ale mam wrażenie, że ostatnie kilka lat jest w tym względzie wyjątkowo intensywne. Żyję bardziej świadomie, więc coraz bardziej zdaję sobie sprawę ile mam jeszcze do przepracowania na polu kontaktów z innymi ludźmi – bliskimi i dalszymi. Wiele jest sytuacji, kiedy sobie nie radzę, godzę na coś, co mi się nie podoba i gotuję od środka lub reaguję nerwowo. Nierzadko mam problem z akceptacją czyjegoś zachowania, a trzeba powiedzieć, że od przeprowadzki w Beskid najczęściej spotykam ludzi we własnym domu – goszcząc ich. Pomagają mi nazywanie potrzeb, ustalanie planu przed spotkaniem, uczenie się proszenia o pomoc, formułowanie jasnych komunikatów, a także dbanie o intymny czas z najbliższą rodziną i samą sobą – dla doładowania baterii.
Anna Pięta – współtwórczyni podcastu Muda Talks
Nie mam żadnego specjalnego przepisu na święta, poza tym, że są właśnie po mojemu. Dlatego przez lata wytworzyłam sobie pewien świąteczny dekalog.
- Nie zmuszaj się. Spędź je z osobami, z którymi chcesz je naprawdę spędzić i przeżyć.
- Nie przejadaj się, bo to zawsze potem kosztuje żołądek dużo bólu, zwłaszcza w przypadku kapusty i fasoli.
- Doszło mi w ciągu ostatnich kilku lat: nie kupuj bez sensu. A od 2 lat nie kupuję w ogóle rzeczy (dlatego moi bliscy dostaną albo doświadczenia, albo coś do jedzenia i picia).
- Nie marnuj jedzenia. U mnie w domu to była zawsze oczywistość. Dziś według danych Banku Żywności to oczywiste w ogóle nie jest, więc warto to ciągle podkreślać. Jest przecież tyle alternatyw, gdzie można oddać to, czego nie zjemy.
- i…
- i…
- Wymyśliłyśmy w tym roku w Mudzie (Muda Talks – przyp. aut.) zasadę 3O – oddychaj / odpuszczaj / odpoczywaj. To dotyczy nas samych i ukochanych osób wokół. Odpuszczajmy sobie i innym, oddychajmy i pomyślmy co chcemy czuć w trakcie i po świętach. Spinę i żal, że powiedzieliśmy o 5 słów za dużo, czy miłość, radość i jakiś taki zwyczajny spokój. Wiem o czym mówię, bo dla mnie święta zimowe to czas bardzo głębokiej refleksji. Nie dość, że to prawie koniec roku, to mam wtedy urodziny. Siłą rzeczy podsumowuję ostatni rok i myślę kilka razy dziennie, że zaraz wskoczy mi kolejny numerek. To czas takiego wewnętrznego smutku – nostalgii (takiej niezbędnej, na którą nie dawałam sobie wystarczająco dużo przestrzeni w trakcie roku). W tym roku spędzam je w bardzo małym gronie najbliższych, ale nowym, i chyba co roku jest tak, że mam zupełnie inny zestaw ludzi wokół. To jest bardzo ożywcze i pozwala każdego roku zapamiętać święta jako osobną edycję specjalną.
- Czytaj i chodź w pidżamie tyle godzin, ile chcesz. Mój rekord ostatnich świąt to 48 h.
- Oglądaj filmy! Wszystko, na co masz ochotę, nawet po raz setny.
- Spędzaj czas na łonie natury. Długi spacer, może bieganie, park, las, coś co nas dodatkowo ukoi. Tym bardziej przy takiej temperaturze, jak teraz, warto wyjść i zauważyć, że klimat nam się mocno zmienia. A tak w ogóle to wtedy też staram się nie myśleć o tym, że homo sapiens jest jednak taki pogubiony i odkopywać w sobie tony nadziei na kolejny rok. To czas regeneracji baterii zdecydowanie.
Kaya Szulczewska – Ciałopozytyw
Jesteśmy oboje z mężem ateistami, podobnie najbliższa rodzina. W związku z tym spędzamy święta całkowicie alternatywnie, z pominięciem akcentów typowych dla tego okresu. Nie mamy od lat ani choinki, ani typowych potraw wigilijnych, nie dajemy też sobie prezentów, nie śpiewamy kolęd. Oboje też w ogóle nie pijemy alkoholu, więc zwykle organizowane przez nas imprezy w tym czasie, pozbawione są trunków procentowych.
Czas spędzamy z częścią najbliżej rodziny i przyjaciółmi, bez napięcia, że koniecznie musimy się spotkać w wigilię. Zdarzało nam się już obchodzić te święta tylko we dwójkę grając całe dnie w Minecrafta, a obiady z rodziną i przyjaciółmi zaliczać przed lub po przerwie świątecznej, w restauracjach wegańskich. Luz, jaki mamy, zmniejsza znacznie presję i stres, i sprawia, że możemy naprawdę cieszyć się długim zimowym weekendem. Staramy się nie używać słów święta Bożego Narodzenia, ponieważ nie wierzymy w żadne bóstwa i Bogów, więc na te święta mówimy po prostu święta zimowe. Ten czas jest na swój sposób magiczny i miły, ale nie z powodu celebrowania tego w specjalny sposób, a raczej z powodu urlopu, jaki oboje sobie w tym czasie zawsze robimy.
Podobał Ci się ten wpis? Podziel się nim ze znajomymi! Możesz też wesprzeć mnie na Patronite – sprawdź, jakie są przewidziane nagrody w poszczególnych progach.
2 komentarze
Ja próbuję odejść od sztywnej tradycji, bo mnie ona osobiście męczy i co roku stresuje. Marzą mi się takie święta jak ma Ola – w górach i na czytaniu książek. Na razie udało mi się pozbyć opłatka i obowiązkowych życzeń z nim związanych. Nie sprzątałam też generalnie mieszkania, bo większość sprzątam na bieżąco, a i w grudniu mycie okien uważam za paranoję 😉 Potrawy też oszczędnie, chociaż w większych ilościach, bo tak mam spokój z gotowaniem i szykowaniem na kilka dni 😈 Jest tego jednak w sam raz, żeby się nie zmarnowało. Może nie było idealnie, nie udało mi się ograniczyć ilości prezentów dla córek, bo do rodziny jeszcze moje podejście nie dociera, ale i tak było dużo lepiej niż się spodziewałam! Za rok przygotuję się dokładniej! 💪🏻
27 grudnia 2019 at 11:47 PMMam nadzieję, że i tak byłaś zadowolona ze swoich świąt i przeżyłaś je w zgodzie ze sobą.
2 stycznia 2020 at 1:20 PM