W trakcie ostatniej podróży w ciepłe kraje chętnie smarowałam się kremem do opalania popularnej drogeryjnej marki. Chcąc wykończyć resztki butelek przed prawdziwym początkiem lata, nie uświadamiałam sobie, co tak naprawdę nakładam na skórę. Buteleczki rzeczywiście opróżniłam, za to po powrocie przeczytałam szokujące dane. Większość kremów do opalania szkodzi rafom koralowym i innym organizmom wodnym. Co sprawia, że krem może doprowadzić o wyginięcia gatunków?
Krótka historia kremu do opalania
Krem do opalania to stosunkowo nowy wynalazek. Co prawda już starożytni Egipcjanie używali oliwy, by chronić się przed słońcem, a średniowieczna arystokracja unikała słońca twierdząc, że blada skóra jest bardziej szlachetna, co trwało aż do końca XIX wieku. Po tym czasie okazało się, że opalona skóra dla wielu wygląda atrakcyjniej i zdrowiej, a chwilę później kąpiele w słońcu stały się nowym zwyczajem nawet wysoko urodzonych rodzin.
Koniec XIX i początek XX wieku przyniósł odkrycie kilku substancji, które rzeczywiście chroniły przed szkodliwym działaniem promieni UV. Pierwszy krem do opalania powstał w 1928 roku, a na rynek wszedł w 1935. Swą największą popularność kremy osiągnęły po II wojnie światowej, gdy opalona skóra stała się modnym atrybutem współczesności.
Pogoń za słońcem pociągnęła za sobą rozwój turystyki. Rajskie plaże Morza Śródziemnego, Wysp Kanaryjskich czy Hawajów wkrótce zostały oblężone przez turystów z całego świata. Każdy chce choć lekko zbrązowieć, wygrzać się w cieple i wykąpać w turkusowej wodzie.
Ze zdziwieniem trafiłam niedawno na artykuł, w którym dowiedziałam się, że Hawaje, jako pierwszy stan USA, wprowadziły zakaz używania kremów do opalania szkodzących rafom koralowym. Idąc po nitce do kłębka, znalazłam wiele badań naukowych, które dowodzą kilku dość szokującym faktom.
Krem do opalania może wywołać obumieranie raf koralowych
Kremy do opalania z chemicznymi filtrami UV prowadzą do obumierania raf koralowych. Największy winowajca to przede wszystkim Benzophenone 3 (inaczej oxybenzone), który zaburza działanie hormonalne parzydełkowców, uniemożliwiając ich rozmnażanie. Są to organizmy, które tworzą rafy koralowe na całym świecie. Badania przeprowadzone na Wyspach Dziewiczych wykazały, że do zaburzeń może doprowadzić nawet bardzo małe stężenie tego składnika w wodzie, równe jednej kropli wody na 6,5 basenów olimpijskich. Największe stężenie tego składnika zanotowano na Wyspach Kanaryjskich, Hawajach i w Południowej Karolinie.
Benzophenone-3 wpływa negatywnie również na inne organizmy żywe, m.in zaburza rozmnażanie planktonu i niektórych gatunków ryb (wg tego badania)
Utlenianie wody
Wysoką szkodliwość notuje 4-Methylbenzylidene Camphor – działa on utleniająco na wodę, zmieniając jej stan na H2O2, czyli nadtlenek wodoru (inaczej: wodę utlenioną). Nadtlenek wodoru reaguje z tkankami żywych organizmów w znaczny sposób. Już po 4 godzinach ekspozycji niszczy ściany komórkowe orzęsków. Działa szkodliwie na małże i jeżowce, prowadząc do ich nieprawidłowego rozwoju.
Filtry mineralne nie bez winy
Nanocząsteczki dwutlenku tytanu i tlenku cynku, czyli filtrów mineralnych stosowanych w kremach, mogą przenikać do planktonu i innych organizmów wodnych, doprowadzając do mniejszej odporności na czynniki stresogenne. W efekcie, gatunki te mają mniejszą szansę na przetrwanie.
Co szokuje, to fakt, że chroniąc siebie, szkodzimy – nieświadomie – innym. Zaskakujące jest, że filtry mineralne też mają swoje „za uszami”. Jeśli występują w formie cząsteczek nano, krem nie pozostawi na skórze białego filmu, co nam się wydaje na plus, ale środowisku wychodzi na minus.
Jakich kremów używać, żeby nie zaszkodzić rafom koralowym?
Można stosować naturalnie występujące filtry wykorzystując oleje, np. olej z pestek malin, nasion marchwi, czy ostatnio dość popularny olejek buriti (choć uwaga: ich SPF nie jest stabilne, a ochrona skóry przed promieniami UV zależy w ich przypadku od wielu czynników – po więcej odsyłam tutaj). Można robić własne specyfiki na bazie tych olejów i maseł, z dodatkiem filtrów mineralnych o większym rozmiarze niż nanocząsteczki (rozmiar mniejszy lub równy 100 nanometrom – ja takich używam). Przepis na mój krem również podaję tutaj.
Można też kupić gotowy krem hypoalergiczny, bez filtrów chemicznych i nanocząsteczek, z zawartością naturalnego olejku buriti, który sprawdzi się nawet na najwrażliwszej skórze w wielkie upały, a gdy w trakcie kąpieli spłynie z ciała, nie zaszkodzi żywym organizmom. Takim kremem jest Anthyllis. Jako jedyny ze znanych mi kremów dostępnych w Polsce otrzymał certyfikat Eco|Care, co oznacza, że – według organizacji certyfikującej Ecoreach – jest w stu procentach bezpieczny dla środowiska.
Wypróbowałam ten krem dzięki uprzejmości Drogerii Ekologicznej Betterland (najnowszy Anthyllis już u nich jest!). Przyznaję, że jest rzeczywiście delikatny dla skóry, bezzapachowy, pozostawia lekko biały film, który stosunkowo szybko się wchłania i świetnie chroni skórę dzieci przed promieniami UV. Po całym dniu biegania po dworze, wskakiwania i wyskakiwania z działkowego baseniku, krem nadal działał, a skóra dzieci została wręcz nietknięta. Zastosowaliśmy krem z filtrem 50, czyli najwyższy dostępny w tej serii. Biały film we wstępnej fazie aplikacji oznacza, że w kremie nie ma nanocząsteczek, więc ostatecznie to dobra oznaka, choć z reguły my – dorośli za nią nie przepadamy. Jednak po takiej dawce wiedzy chyba nikomu nie powinno już to przeszkadzać.
Anthyllis jako krem zmienił swój skład w ciągu ostatnich dwóch lat dość znacznie, by móc spełnić rygorystyczne warunki certyfikatu Eco|Care. Producent, czyli firma Pierpaoli, zainwestowała ok. 40 tys. Euro na badania wpływu poszczególnych składników na środowisko – i chyba nam wszystkim się to opłaciło.
Czy krem Anthyllis jest lepszy od domowego? Jest na pewno bezpieczniejszy. Tu jest kontrolowana wysokość filtra, a w moim, domowej roboty, filtr był celowany intuicyjnie, metodą prób i błędów. Dlatego gdy idę z dziećmi w pełne słońce, wolę nie ryzykować i zastosować przetestowany środek, nawet jeśli ma on być w plastikowej buteleczce z pompką.
Czytaj skład!
Do 2021 wszystkie kremu używane na Hawajach mają mieć skład bezpieczny rafom koralowym: żadnych szkodliwych filtrów chemicznych i nanocząsteczek zaburzających życie organizmów wodnych. Za Hawajami będą szły kolejne rejony świata, którym zależy na zachowaniu ich unikalnych ekosystemów. Sami możemy już dziś dokonać wyboru, czym będziemy się smarować na najbliższym wyjeździe. Sprawdzajmy składy kremów do opalania, najlepiej zapoznając się z dokładnym raportem na temat szkodliwości niektórych składników. I wybierajmy takie kosmetyki, które nie tylko nie zaszkodzą nam (przez zawartość parabenów czy SLS-ów), ale też nie sprawią kłopotu środowisku.
Jakie kremy do opalania najchętniej stosujecie? Wolicie filtry mineralne czy chemiczne? Koniecznie dajcie znać.
Jeśli uważasz ten wpis za wartościowy, podziel się nim ze znajomymi. Zaproś ich do korzystania z zawartości tego bloga!
1 Comment
[…] Niezbędnym kosmetykiem podczas wakacji, choć zawsze zapakowanym w plastik, jest krem z filtrem. Jednak jego opakowanie nie jest największym problemem. Wraz z rosnącą liczbą plażowiczów co roku do podwodnego świata docierają tony toksycznych filtrów przeciwsłonecznych, które powodują zanieczyszczenie, wzrost temperatury i zakwaszenia wody, które to prowadzą do chorób, deformacji i wymierania raf koralowych. Z tego powodu na Hawajach, w Meksyku i na Arubie ogłoszono zakaz stosowania nieulegających biodegradacji kremów z filtrem. Dlatego przy zakupie kolejnego kosmetyku na słońce przeczytaj dokładnie skład i upewnij się, że jego stosowanie nie zaszkodzi ani Twojej skórze ani istotom żyjącym w morzu. Obszerny artykuł na ten temat znajdziesz na blogu Ograniczam się. […]
17 czerwca 2019 at 6:12 PM