„Załóż tę bluzę! Zdejmij tę bluzę! Nie biegaj tak! Pobiegaj trochę! Nie rzucaj piaskiem! Pokop trochę w piasku! Nie pij tej wody! Piją tą wodę. Nie dotykaj tych śmieci, fu! Zbierz te śmieci, ktoś nie trafił do kosza.” – słyszę przechodząc przez pole domków w nadmorskiej miejscowości.
W trakcie urlopu chcemy, by było jak z naszych wyobrażeń. Żeby pogoda nam dopisała, bo ten jeden jedyny raz w roku chcemy złapać choć marną namiastkę hebanowej opalenizny (kawa z mlekiem wystarczy). Żeby morze było ciepłe, bo ten jeden raz w roku fajnie by było się choć przez kilka minut wykąpać. Żeby ludzie nie palili koło nas w restauracji. Bo jak siedzimy z czworgiem dzieci i już się z wszystkimi kocami, plecakami, parawanami, namiotami i wiaderkami rozsiedliśmy, to nie chce nam się za chwilę tego wszystkiego przenosić restaurację obok. Żeby dzieci się same sobą zajęły. Bo ten jeden, jedyny raz w roku chcemy się wyluzować i nie spinać przy każdym niekontrolowanym ruchu dziecka, które być może zaraz zrobi sobie krzywdę. A i tak nie robi. Lub i tak zrobi, nawet jeśli latamy wokół niego jak helikopter nad jedynym skrawkiem suchego lądu.
„W wakacje wyłącz telefon, zrelaksuj się, wsłuchaj we własne myśli. Albo nie, odganiaj myśli, bo wtedy dopiero odpoczywasz.” Z grubsza w ten sposób brzmią zalecenia z zakresu slow life i mindfulness. Wiecie, kiedy nie mam swoich myśli w głowie? Kiedy latam jak helikopter wokół dzieci, próbujących się pozabijać na placu zabaw. Jakimś cudem nie jest to jednak dla mnie odpoczynek, tylko inny rodzaj obciążenia związany z zamartwianiem się o los moich podopiecznych. Taka medytacja, ale z odwrotnym efektem.
A co gdyby nie sprawdzać co chwila, czy nikomu nic się nie stało? Czy wtedy komuś się coś stanie? A co gdyby odpuścić heban i roszczeniowy stosunek wobec chmur, słońca i deszczu? W końcu bez sensu denerwować się na coś, na co nie mamy wpływu. A co gdyby każdy robił to, na co akurat ma ochotę, z poszanowaniem praw i chęci drugiej osoby? Może się okazać, że potrzeby wszystkich mogą być z łatwością zaspokojone.
Urlop z dziećmi wymaga więcej uwagi, spokoju, cierpliwości, kojenia nerwów, tłumaczenia konsekwencji zachowań, (zgniłych) kompromisów, ustępowania racji, godzenia się z brakiem całkowitej swobody. Tylko warto w tym całym zamieszaniu pamiętać o sobie i własnych potrzebach, tak by nie wracać z wypoczynku bardziej zmęczonym niż po całym roku pracy. Wyłączam komputer i śmigam na wieczorne pogaduchy wśród DOROSŁYCH, wyrywając przyjemne chwile swobody również dla siebie. Udanych wojaży!
No Comments