Mydło. Niby banalny element każdej łazienki, a jednak tyle historii jest z nim związanych. Ostatnio lubię delektować się dobrym blogiem lub książką o kosmetykach i przeglądać piękne zdjęcia pod przepisami.
Odkąd zrobiłam swoje pierwsze mydło (na które przepis znajdziesz tutaj), złapałam bakcyla i zapragnęłam więcej. A skąd moja inspiracja, by zacząć? To wszystko sprawka Doroty, autorki jednego z moich ulubionych blogów Ekoeksperymenty. Dziś wyjątkowy wpis, w którym moja mydlana idolka dzieli się historią o własnych początkach z recepturami, sukcesach i niepowodzeniach. Bo najważniejsze, to uczyć się wyciągając wnioski.
Jak zaczęła się moja przygoda z mydłem? We wrześniu 2014 roku dostałam od siostry na imieniny książkę Ewy Kozioł „Naturalnie czysty dom”. Autorka opisywała tam robienie mydła gospodarczego z oleju po smażeniu. Pomysł zaciekawił, ale sam proces robienia mydła wydał mi się szalenie skomplikowany i niebezpieczny, a ten stary olej, jako główny składnik, nie przekonywał.
Używałam wtedy kupnych ekologicznych detergentów i wydawało mi się, że nie potrzebuję mydła ani do prania, ani do mycia naczyń, ponadto nie miałam wtedy w domu internetu i nie mogłam zweryfikować przepisu z książki z żadnym innym źródłem.
Stary olej jako składnik mnie nie przekonywał.
Kilka tygodni później dostałam kolejną książkę. Tym razem była to pięknie wydana publikacja Klaudyny Hebdy „Ziołowy Zakątek. Kosmetyki, które zrobisz w domu” i okazała się jednym z najbardziej trafionych prezentów w moim życiu! W książce, zdjęciach, dokładnych wyjaśnieniach i opisach po prostu się zakochałam. Przypominała mi książkę kucharską, ale na podstawie przepisów można było robić coś zupełnie wyjątkowego – a ja kocham eksperymentować. Chciałam natychmiast wypróbować jakiś przepis… i nie wiedzieć czemu zaczęłam właśnie od mydeł. Mimo, że przepis oznaczony był jako najtrudniejszy, ja uznałam mydło pielęgnacyjne z najbardziej praktyczny kosmetyk, a składniki za najłatwiej dostępne…
Pamiętam moją wyprawę po termometr i wodorotlenek sodu. Wynalazłam, że Krakowie jest sklep z odczynnikami chemicznymi i czym prędzej tam pojechałam. Wystrój i obsługa rodem z PRL-u, ale udało się kupić wszystko, czego potrzebowałam! Wymyślanie, w czym mogę upchać moją mydlaną masę dalej sprawia mi moc radości!
Mimo totalnego braku doświadczenia kilka pierwszych mydlanych prób zakończyło się sukcesem. No może poza tym, że pochlapałam i poplamiłam surowym mydłem ukochaną bluzę i niczym nie dało się jej doprać – została etatową bluzą do mydła.
Pierwsze mydła rozdałam rodzinie jako prezenty świąteczne, a potem mydlenie wciągnęło mnie bez reszty i szybko pożałowałam, że nie zdecydowałam się od razu na zakup kilograma wodorotlenku. Doszłam do wniosku, że robienie mydła nie jest ani skomplikowane, ani trudne, a jakość kosmetyku zrobionego w domu znacznie przewyższa towar ze sklepu. Zapragnęłam sama wymyślać składy moich mydeł i układać przepisy – i nie mogą przestać. Mam też stałych chętnych na mydełka, w zasadzie, prawie każdy kto nas odwiedza, chce jakieś dostać… 😉
Czy były jakieś porażki? Zdecydowanie tak. Pierwszą było nieodwracalne poplamienie ulubionej bluzy. Innym razem postawiłam metalową formę z mydłem na kuchence indukcyjnej, która od tego postawienia sama się włączyła i przypaliła mi mydło od dołu. Kiedyś robiłam mydło z miodem – nie wiedziałam, że miód bardzo podgrzewa masę i kiedy moje mydło ze słonecznie żółtego koloru zmieniło się czarną smołę wpadłam w panikę. A gdy ostatnio robiłam macerat na gorąco z żywicy sosnowo-świerkowej nie dość, że wychlapałam połowę podczas mieszania, to przypaliłam garnek tak, że do tej pory się odmacza…
Największą wtopą była próba zrobienia szamponu w kostce.
Jednak chyba największą wtopą była próba zrobienia szamponu w kostce. Przed jego zrobieniem studiowałam składy szamponów różnych mydlarni i godzinami czytałam o właściwościach poszczególnych składników. Utworzona receptura wydawała się idealna. Kupiłam masę dziwnych olejów… Już przekładając masę do foremek miałam spore wątpliwości, czy mój eksperyment jest udany. Mimo użycia olejków mydlany budyń śmierdział zepsutą cebulą. Wszystko to przez olej z miodli indyjskiej (neem). Tworząc recepturę inspirowałam się informacjami, że działa on przeciwłupieżowo, poprawia kondycję włosów, nawilża i odżywia skórę głowy, przeciwdziała rozdwajaniu się końcówek… Szkoda, że nie czytałam dość wnikliwie, że wiedzieć, że to „pogromca nosów”, który „ma zapach starej, zgniłej i przeleżałej cebuli”… W moim szamponie jest go tylko 10%, a przez kilka dni jego aromat czuć było w całym pokoju domu. 🙁 Dopiero po tygodniu smród zelżał i zaczęły się przebijać przez niego zapachy olejków… Cóż, ów szampon dalej dojrzewa, musi leżakować jeszcze około miesiąca. Zapach jest coraz słabszy, może coś jednak z niego będzie?
Na szczęście było wiele pozytywnych zaskoczeń. Mydła są rozchwytywane przez moją rodzinę i znajomych. Często słyszę od gości pytanie – Skąd masz te mydełka w łazience? Kokosowe mydło gospodarcze ze zmydleniem 0% pieni się jak marzenie i potrafi wywabić każdą, nawet najgorszą plamę podczas zapierania. Mydło z żywokostem, babką i czarnuszką, choć wygląda jakby miało robaki, wspaniale myje ręce po całodniowej pracy w polu i doskonale sprawdza się jako peeling. Mydło z miodem i woskiem pszczelim zostawia na skórze przyjemny film i ku mojej radości nie przetłuszcza ani nie wysusza włosów, więc używam go czasami jako szampon.
Dla mnie mydło to zupełnie nowy rozdział własnych doświadczeń z domową produkcją kosmetyków. Zgadzam się w Dorotą, że eksperymenty z tworzeniem własnych receptur wciągają bez reszty!
Może i Ty spróbujesz i załapiesz bakcyla? Chyba że już masz swoje wrażenia z domowego laboratorium? Jeśli tak, koniecznie podziel się w komentarzu.
13 komentarzy
Boję się, że się zniechęcę po pierwszych nieudanych próbach;p
22 grudnia 2016 at 10:14 PMBogusiu, spróbuj! Mydlenie jest ekstra!
23 grudnia 2016 at 9:47 AMTeż sobie sprawiłam książkę Hebdy. Jest prześliczna, więc na razie ją sobie tylko oglądam. Do przepisów zabieram się jak pies do jeża, bo wydają mi się mega skomplikowane 🙂
27 grudnia 2016 at 1:23 PMEee tam! Nie są skomplikowane, a do tego naprawdę wychodzą!
27 grudnia 2016 at 1:45 PMMówisz? Ja to się boję, ze coś nie tak zmieszam i mi skórę wypali 😀
27 grudnia 2016 at 1:54 PMCoś Ty, tak źle nie jest 🙂 Tylko przy mydle trzeba uważać, mieć odzież na długi rękaw i nie wdychać oparów. Inne kosmetyki nie powinny mieć właściwości żrących 😉
27 grudnia 2016 at 3:22 PMJestem TOTALNIE ZAINSPIROWANA i stwierdzam, ze biore sie za mydlana produkcje juz teraz. Pierwotnie planowalam sie za to zabrac za rok, przy okazji kolejnych świąt – ale widzę, że jest po drodze tyle okazji, a wśrod bliskich tyle osob zainteresowanych eko ksmetykami, w tym ja sama, że czas zainteresować sie tym tematem juz dzis 🙂
27 grudnia 2016 at 8:26 PMJasne! Nie ma na co czekać 🙂
28 grudnia 2016 at 10:03 AMAle mnie, dziewczyny, nakręciłyście na to robienie własnego mydła!! [Kasia]
28 grudnia 2016 at 9:43 PMMusze przyznać, że zrobienie własnoręcznie mydła to coś, co planowałam na 2016 rok, ale nie było mi po drodze… Ale zdjęcia są cudne i mega mnie zachęcają.
29 grudnia 2016 at 3:11 PMAle piękne te mydełka! Chciałabym stworzyć coś takiego, być może w końcu spróbuję, aczkolwiek… przepisy trochę przerażają 😉
4 stycznia 2017 at 10:21 AMCzy można robić mydło w domu, przy małych dzieciach? Jak z opadami?
25 października 2020 at 11:38 PMLepiej, żeby dzieci odseparować na czas robienia mydła. I pamiętać, by wietrzyć pomieszczenie w trakcie prac.
26 października 2020 at 9:03 AM