Dzisiejszy wpis jest wyjątkowy, a to za sprawą wyjątkowego gościa, który zechciał podzielić się swoją drogą do zero odpadów. Tym gościem jest Aleksandra Niewczas, założycielka grupy Zero Waste Polska na Facebooku. Ola prowadziła wykład na ostatnim spotkaniu ZWP w Poznaniu, którego relację przeczytacie TUTAJ. Dziś wyjątkowo dla Was, Drodzy Czytelnicy, opowieść o tym, jak wejść na właściwe tory jeśli chodzi o rozsądne gospodarowanie odpadami w domu i nie zrezygnować zbyt szybko. Czytajcie i – mam nadzieję – inspirujcie się!
***
Początek. Ekscytacja. Nowość. Niedowierzanie. Tona pytań. Działanie. Poszukiwanie. Strach. Szczęście. Eksperymenty. Tak, każdy początek to coś wspaniałego. Dostarcza mnóstwa wszelakich ważnych emocji. Nieistotne czy zaczynamy szkołę, wsiadamy pierwszy raz za kierownicę, lub też odkrywamy swoją drogę, którą od tej pory zamierzamy podążać.
Mój początek z Zero Waste to lato 2015 roku, przypadkowo znaleziony w internecie artykuł o Pani Johnson i jej słoiku odpadów, produkowanych z całą rodziną na rok. I moje pierwsze pytania… Ale jak to? Baba oszalała!? To jest niemożliwe!
Poznawanie tych niemożliwych do wykonania działań, wkrótce miało się przerodzić w swego rodzaju pasję, a nawet misję. Obrócić moje życie o 180 stopni. Miało doprowadzić do wspaniałych odkryć, związanych nie tylko ze zmniejszeniem produkcji odpadów. Zero Waste, jak i w międzyczasie poznane mindfulness i minimalizm, rozłożyły przede mną czerwony dywan, po którym dzielnie próbuję kroczyć.
Ograniczyć nadmiar
W przeciągu roku dotarło do mnie, że tak naprawdę niewiele mi do życia potrzeba, wiem, co dla mnie najważniejsze, że cieszą mnie bardzo małe rzeczy czy wydarzenia. Kupowanie było chwilową zachcianką, a nadmiar przedmiotów mnie ostatecznie zwyczajnie przytłacza. Ten nadmiar wprowadza też niepotrzebny chaos. Słowo mało przestało dla mnie oznaczać trochę gorzej. Utwierdziłam się w przekonaniu, że już na zawsze chcę otaczać się wartościowymi dla mnie ludźmi, kolekcjonować piękne wspomnienia, a nie nabywać kolejne gadżety, które włożę do szafy czy szuflady i za chwilę o nich zapomnę.
Inspiracje zero waste
Dokładnie pamiętam moją pierwszą próbę kupienia czegoś według porad Bea’y Johnson i jej bloga oraz książki Zero Waste Home czy Joanny Gołębiewskiej z bloga Projekt Zero Śmieci – Zero Odpadów. Pełna entuzjazmu stwierdziłam, że w sklepie z kosmetykami The Secret Soap Store (po części dostępnymi luzem lub na wagę) zakupię wspaniałe (a jakże) drewniane pudełko na mydełka, które oczywiście będę zabierać do sklepu przy kolejnych zakupach. Dziś pudełko, jak się zorientowałam, czeka od ponad roku na lepsze życie, a kiedy kupuję mydełka wkładam je po prostu do torebki czy siatki. ,,Keep it simple’’
Właśnie. Mydło, kosmetyki. Moja zmora. Niestety! Moja skóra generalnie na każdy naturalny bądź sklepowy-standardowy kosmetyk reaguje źle i stwierdza, że tak czy siak będzie biała i sucha do granic możliwości. Przestałam się tym przejmować i kupuję po prostu różne mydełka w kostkach dostępnych luzem i je testuję. Bez szału niestety, ale czekam na cud.
Inne kosmetyki staram się kupować w naturalnych sklepach w szkle, a co najważniejsze po prostu przestałam ich tyle używać! Make up w moim wykonaniu to nałożenie tuszu do rzęs raz na tydzień (jak się uda), a moje paznokcie nie pamiętają już, co to znaczy mieć na sobie lakier. Generalnie panuje u mnie pierwsza eR’ka Zero Odpadów – Unikaj. Ahh! Zbawienna zasada. Po prostu nie musieć mieć, nie musieć używać tego, co inni. Pokazała mi, że to w porządku nie mieć makijażu i tony gadżetów potrzebnych do jego wykonania. Pokochaj siebie takim/taką jakim/jaką jesteś!
Kosmetyki staram się kupować w naturalnych sklepach w szkle, a co najważniejsze przestałam ich tyle używać.
Zero odpadów z łazience
Skoro już o kosmetykach prawię – to napiszę troszkę o łazience. Do mycia i czyszczenia zamiast detergentów używam sody oczyszczonej i octu. Papierowe ręczniki, których kiedyś wszędzie używałam na potęgę, zamieniłam na dostępne w domu szmatki (m.in. z pociętej starej piżamy), które piorę. Gąbki też piorę, żeby służyły jak najdłużej. W przyszłości zamierzam używać do czyszczenia tylko wspomnianych naturalnych środków i kawałków materiału. Podłogę też myję wodą z sodą oczyszczoną lub octem, olejków zapachowych nie dodaję, bo i tak ich nie czuć. Problem z głowy 😉
Proszki lub płatki mydlane do prania kupuję w papierowych pudełkach. Dziś po raz pierwszy odebrałam paczkę z Drogerii Ekologicznej z 1 kg nadwęglanu sodu, 1 kg sody oczyszczonej, olejkami naturalnymi, moją pierwszą wielorazową wkładką jak i kubeczkiem menstruacyjnym! O mój Boże! Już się boję tych eksperymentów!
Naturalna pasta do zębów z oleju i/lub sody oczyszczonej się u mnie nie sprawdziła. Smak mi nie podszedł, a dopytując stomatologów i higienistkę, i uzyskując odpowiedź, że soda może ścierać szkliwo, zdecydowałam, że wprowadzę zasadę ‘’Używaj mniej’’ i teraz tubka pasty starcza na dwa razy dłużej. Od czasu do czasu używam proszku do zębów z Alchemii Lasu, który kupiłam w szklanym słoiczku.
Moim małym zwycięstwem jest sposób na prawie ZeroWastowe czyszczenie uszu. Wykorzystuję to co było w domu dostępne. Nakładam kawałek waty bawełnianej na pilniczek do paznokci, a po użyciu wrzucam ją do kompostu. Często też wystarcza sam ręcznik.
I tak oto przedstawiłam Wam kawałeczek mojego życia. Cieszę się, że dzięki Kasi mogłam się nim z Wami podzielić. Jeśli wydaje się Wam, że to wszystko jest takie trudne, nie do przejścia i zabiera za dużo czasu… mam dla Was propozycję. Mnie w cięższych chwilach pomaga zawsze ta sentencja:
Nie dlatego brakuje nam odwagi, iż rzeczy są trudne; to rzeczy są trudne dlatego, że brakuje nam odwagi. – Seneka
Powodzenia, nie poddawajcie się! Do pogadania na grupie Zero Waste Polska oraz zobaczenia na organizowanych spotkaniach Zero Waste!
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze zbiorów prywatnych Oli.
Dla zainteresowanych zero-odpadowymi akcesoriami łazienkowymi podaję kilka przydatnych produktów:
- patyczki do uszy z recyklingowego papieru kupisz tutaj
- kubeczek menstruacyjny znajdziesz w tym sklepie i porównasz ceny
- orzechy piorące w papierowym kartonie kupisz tutaj
- stalową butelkę na wodę znajdziesz tutaj
12 komentarzy
Kibicuję Wam i jestem pełna podziwu. Coś mnie w tym pociąga, a coś odpycha. Cały czas waham się czy spróbować ograniczać się. Chyba na obecnym etapie nie chce mi się , a był wcześniej czas, że byłam gotowa ( jakieś trzy lata temu ). Obecnie mam kompostownik i dbam o niego. Na tarasie mam wiaderko z przykrywką , do którego wyrzucam wszelkie resztki, nadające się do kompostowania. Do zakupów używam materiałowych toreb. Oczywiście segreguję odpady . To tylko tyle. Z reszty nie rezygnuję, ale może przyjdzie ten czas… Pozdrawiam serdecznie :))
18 października 2016 at 11:08 AMRobisz już bardzo dużo, brawo! Jestem ciekawa, który element „ograniczania się” Ciebie zniechęca najbardziej?
19 października 2016 at 10:13 AMKasiu, najbardziej nie jestem przekonana do ograniczeń w kwestii kosmetyków i chemii gospodarczej, czyli ogólnie mówiąc – łazienka.
21 października 2016 at 5:53 PMFajnie się czyta jak zawsze tutaj 😉 Ja do tej pory się dziwie jak mogłem żyć wśród takich ilości plastiku i śmieci 🙂
18 października 2016 at 2:37 PMDziękuję w imieniu Oli 😉 Można się dziwić i widzieć różnicę, jak niewiele trzeba, żeby ten plastik ograniczyć. A może wiele?
19 października 2016 at 10:14 AMZauważyłam już jakiś czas temu, że gąbką i mydłem bardzo dobrze czyści się wannę, czy armaturę. Olejki eteryczne dolewam do wody do mycia podłogi, czy dodaję do prania ja tam zapach czuję, na pewno neutralizuje ocet,a do tego odpowiedni olejek np. z drzewa herbacianego dodatkowo działa antybakteryjnie czy jakoś tak 😛
18 października 2016 at 6:40 PMUszy czyszczę ręcznikiem po myciu, albo papierem toaletowym zwiniętym w rulonik:)
Ja armaturę czyszczę od niedawna sodą i mydłem – zrobiłam taką pastę. Podłogi myję wodą z octem i olejkiem lawendowym albo z drzewa herbacianego. Czyszczenie uszu papierem toaletowym to też jest sposób. Gdy byłam mała, nie było plastikowych patyczków do uszu i jakoś sobie wszyscy radzili 😉
19 października 2016 at 10:15 AMPastę też robiłam, ale jak nie mam czasu przygotować nowej – to mydło i gąbeczka dają radę;)
19 października 2016 at 12:33 PMPatyczki do uszu uważa się nawet za niebezpieczne, że często pozbywamy się zbyt dużej ilości woskowiny, a po coś ona tam jest, by chronić nasz słuch. Moja Mama tak sobie kiedyś głęboko wsadziła patyczek, że ta watka jej tam utknęła i trafiła na pogotowie. I ona (po części) od częstego czyszczenia uszu nawet wodą utlenioną czy spirytusem kosmetycznym niestety bardzo kiepsko słyszy.
Miło zobaczyć, jak rośnie liczba zwolenników „zero waste” 🙂 Ola, tak trzymaj!
19 października 2016 at 1:27 PMJeśli chodzi o pastę do zębów. Z mężem jakieś 1,5 roku jedziemy na oleju koko i sodzie, do tego olejki. Nie dość, że zęby wyglądają lepiej, poprawił się ich stan, unikamy także kontaktu z toksycznym fluorem. Podłogę myję octem cytrynowym domowej roboty (ze skórek cytryny), pachnie rewelacyjnie, tylko krótko. Tak to z naturalnymi rzeczami.
19 października 2016 at 8:29 PM[…] Aby przeczytac więcej aspekcie „zerosmieciowym” zapraszam Was do lektury postu Kasi z Ograniczam sie . […]
15 grudnia 2016 at 11:02 PM[…] Aby przeczytac więcej aspekcie „zerosmieciowym” zapraszam Was do lektury postu Kasi z Ograniczam sie . […]
8 sierpnia 2017 at 7:35 PM