Capsule wardrobe, regularne czystki czy post zakupowy – jest wiele sposobów na wdrożenie zdrowych nawyków jeśli chodzi o własną szafę. Przyjrzałam się im dość dobrze w trakcie ostatniego roku, próbując na własnej skórze lub obserwując u innych. Mój związek z ubraniami nabrał burzliwego przebiegu osiągając dramatyczny finisz. Co nastąpi dalej?
Rok temu zaczęłam się ograniczać. W konsekwencji własnego wyzwania przyjrzałam się temu, czym się otaczam i postanowiłam pozbyć się tego, co uważam za zbędne. Niewątpliwie pomogła mi w tym lektura kilku książek, wśród których warto wymienić Mniej, Slow Fasion i Magię Sprzątania.
Zainspirowały mnie one do kilku kluczowych rzeczy:
- żeby pozbyć się tego, czego nie potrzebuję
- żeby przeanalizować to, czego potrzebuję
- żeby kupować świadomie ubrania dobrej jakości, które przetrwają lata
- żeby umiejętnie porządkować ubrania według określonej metody (metoda układania ubrań Konmari całkiem dobrze się u mnie sprawdza).
|
Ubrania. Historia związku. |
Analiza związku
Jednym z najtrudniejszych kroków jest analiza tego, co mamy w szafie, w wyniku czego dokonuje się selekcji niepotrzebnych ubrań. Przy pierwszym podejściu nieśmiało wybrałam kilkanaście sztuk, z którymi zaskakująco trudno było mi się rozstać. Nie miałam wcześniej w zwyczaju regularnie czyścić szafy. Zawsze uważałam, że ubrania może odziedziczyć moja córka, która jak dorośnie na pewno z radością wygrzebie z głębin szuflad zabawne swetry czy sukienki z epoki lat 2000, podobnie jak ja robiłam to ze strojami vintage mojej mamy. Pamiętam, jak szukając inspiracji na przebieraną imprezę w stylu lat 70. odkopałam jej stare dzwony marki Wrangler kupione za bony w Pewexie i zdziwienie, że leżały na mnie jak ulał. Było to odkryciem na miarę kapsuły czasu przygotowanej dla mnie z przyszłości, choć zostawionym w domu zupełnie nieświadomie i w sposób nieplanowany. Po prostu szkoda wyrzucić sztruksy, na które zbierało się bony dobry rok i polowało na odpowiedni model, aż przyjechał z Zachodu.
Musiałam zbadać dobrze moją relację z tym, co posiadam. Zauważyłam, że do niektórych ubrań posiadam nieukrywany sentyment, ale zupełnie już na mnie nie pasują lub nie reprezentują mojego stylu. Z nimi miałam największy problem. Postanowiłam jednak potraktować sprawę metodycznie i według sugestii Konmari sprawdzić, czy na pewno na mnie nie pasują, a potem podziękować im (już w ciszy ducha) za to, że były kiedyś kawałkiem mnie i mojego wizerunku, by w ostateczności się ich pozbyć.
Ubrania, do których nie miałam sentymentu i nie nosiłam już dość długo wylądowały w worku bez większych problemów.
Poczucie marnowania potencjału dobrych jeszcze ubrań było na tyle silne, że musiałam nadać moim czystkom głębszy sens. Zorganizowałam więc osiedlowe wymienianki odzieżowe, a następnie zbiórkę ubrań dla domu samotnej matki. Starałam się zachować odpowiedzialnie, zarówno wobec ludzi w potrzebie, jak i tych pracujących w ciężkich warunkach w krajach dalekiej Azji.
Dzięki puszczeniu ubrań w obieg przekazałam dalej ich potencjał, jednocześnie tworząc na osiedlu małą wspólnotę zainteresowaną podobną tematyką w ramach tej samej odzieżowej potrzeby.
Trudności na drodze
Czego mi się nie udało osiągnąć po przeprowadzeniu czystek w szafie to stworzenie spójnego stylu, którym moja szafa będzie się od tej pory rządziła. Zostały mi ubrania, które były w ciągłym użyciu, ale nie byłam z nich w stanie stworzyć zbyt wielu kompozycji stylistycznych. Część z nich potrzebowała osobnego potraktowania, specjalnych dodatków albo bazy, która nie była do użycia przy innych strojach.
Po wyrzuceniu
połowy garderoby bałam się uzupełniać ją nowymi elementami. Świadomość niskiej jakości tkanin, z których wykonywane są obecnie ubrania, niewątpliwie mi w tym nie pomagała. Czytanie metek z informacją o miejscu produkcji przysparzała mi palpitacji serca i ponownie zniechęcała do zakupu. Przez czas ostatniego roku kupiłam tylko dwa bazowe t-shirty w jednej z sieciówek, po których miałam wyrzuty sumienia. Ponadto lektura tej książki uświadomiła mi wiele faktów z życia moich ubrań. Postanowiłam, że zrobię wszystko, by tę wiedzę przekazywać dalej i w sposób sprawiedliwy tworzyć własną szafę.
Koniec związku
Czystki w szafie to jak zakończenie nieudanego związku. Po nim następuje moment żałoby, niechęci do angażowania się w nowe relacje, w tym przypadku z ubraniami. Nieudane wybory dają nam w kość. Uczymy się na własnych błędach, ale nasze wymagania rosną.
Z ubraniem jak z mężczyzną: chcemy, żeby spełniało kilka niekiedy wykluczających się wymagań na raz.
Było ładnie uszyte, z dobrej jakości materiału, dobrze na nas leżało, pasowało do wielu stylizacji, ale jednocześnie było tanie i dostępne w pobliskim sklepie. Najczęściej te wymagania są nie do spełnienia, jeśli je wszystkie razem połączymy. Stąd też mój długi już okres zakupowego postu.
Powrót na rynek
Na szczęście jest kilka wartościowych blogów, które mogą pomóc w tworzeniu szafy na nowo. Doradczyni stylu może zdziałać wiele, szczególnie jeśli sama wcześniej przeszła przez podobny proces komponowania własnej szafy. Jest niczym konsultantka dbająca o to, by szafa spełniała wszystkie wymienione przez nas wymogi. Sama trafiłam na wyzwanie Slow Fashion na blogu Kameralnej, do której często zaglądam, i ucieszyłam się z pięknego planera szafy oraz czternastu zadań do wykonania mających pomóc skomponować garderobę szytą na moją miarę. Dzięki niej miałam bodziec, by dokonać o wiele więcej niż tylko czystki w szafie.
Do dzieła!
Tworzenie własnej szafy to coś więcej niż tylko zakupy. To bardziej złożony proces przypominający własną psychoanalizę. Żeby zrozumieć, w co masz się ubierać, musisz sobie najpierw odpowiedzieć na kilka(-naście) pytań odnośnie samej siebie i stylu własnego życia, i zrozumieć, co będzie dla Ciebie najlepsze.
Kim jesteś, co robisz na co dzień, jakie aktywności dominują u Ciebie w trakcie dnia, jaki masz typ urody, na kim się wzorujesz, jakie marki lubisz, jakie są Twoje
ulubione ubrania i akcesoria – to wszystko pomoże określić Ci siebie poprzez ubrania, które zaraz zaplanujesz na siebie włożyć. Z pomocą
przychodzi narzędzie o nazwie Tablica inspiracji, którą można wykonać na portalu Pinterest .
Już dawno zbierałam zdjęcia stylizacji, które mnie zachwycają. Tym razem skupiłam się na praktycznym aspekcie mody, zaglądając przy okazji do swojej szafy i ubrań, które w niej zostały.
|
Tablica inspiracji pomaga odnaleźć własny styl |
Moja szafa, mój styl
Odpowiedź na powyższe kwestie pomogła mi wykrystalizować obraz siebie i własnego stylu. Przybliżyła również zestaw ubrań, których mi nadal brakuje, żeby stworzyć harmonijne stylizacje odpowiadające mojemu stylowi życia. Podobne ćwiczenie możecie wykonać sami, do czego Was szczerze zachęcam.
Lista aktywności, które wykonuję najczęściej
- Praca – styl półformalny
- Dom, aktywność z dziećmi – styl wygodny, luźny
- Wyjścia do kina, restauracji, na randki z mężem i spotkania ze znajomymi – styl urban fashion lub paryski szyk
- Fitness, sport – wygodne legginsy i t-shirt, czego chcieć więcej.
Moje kolory
Od dawna używam bazę w bieli, czerni, szarości i granacie, z czego zdecydowanie stawiam na marynarski granat. Stanowi świetne tło do brudnego różu czy złamanego błękitu, ale też jest prosty i szykowny. Uwielbiam.
|
Kolory bazowe, w których się czuję najlepiej |
|
Kolory dodatkowe (uzupełniające) |
Wzory
Trudno było mi określić ikonę stylu, na której się wzoruję, bo nie jestem na bieżąco z magazynami modowymi. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że bardzo lubię swobodę i kolorystykę stylu
Marty Greber, autorki bloga
What Should I Eat ForBreakfast Today. Jako twarz polskiej marki Boho świetnie wpisuje się w luźny styl dużego miasta, który bardzo mi się podoba. Osobiście lubię też bardziej
dopasowane stroje w stylu klasyki paryskiego szyku, który zdarza mi się ubierać do pracy lub na specjalną okazję.
Oprócz gładkiej minimalistycznej bazy nie jestem w stanie uciec od wzorzystych tkanin. Radość wywołują u mnie drobne lub większe kwiaty, noszę też kratkę, paski i przede wszystkim drobne groszki.
Granatowa sukienka w białe groszki o klasycznym kroju jest jednym z moich ulubionych ubrań, zarówno do pracy, jak i na wyjścia do miasta. Do parku z dziećmi noszę legginsy i sukienki z miękkich materiałów, takich jak jeans czy dzianina – zdarza się, że również w groszki.
|
Wzory |
Dodatki minimalistycznie
Nie jestem fanką zbyt wielu dodatków. Nie noszę zegarka, denerwują mnie bransoletki. Delikatne kolczyki, łańcuszek z subtelnym kółkiem i obrączka to jedyne dodatki, jakie zdarza mi się nakładać. Zdecydowanie lepiej czuję się w białym niż żółtym złocie, srebro również się sprawdza. Za to latem uwielbiam kapelusze i okulary przeciwsłoneczne, które są świetnym uzupełnieniem krótkich spodenek i luźnej koszulki. Jeśli buty traktuje się jako dodatek, to tak, noszę je codziennie, zazwyczaj płaskie w kolorze czarnym. Niewysokie obcasy zakładam okazjonalnie kiedy wiem, że mogę sobie pozwolić na wolniejszy, pełen gracji krok, a but nie utknie mi między kostkami bruku.
Gdzie kupować ubrania
Nie tylko ikona stylu przysporzyła mi problemów. Trudno mi znaleźć ulubione marki, którymi mogłaby się pochwalić moja szafa. Z jednej strony nie chcę się do żadnej przywiązywać na wyłączność, bo to niezdrowo uzależniać się tylko od jednej. Z drugiej strony chcę wybierać świadomie te, które szyją ubrania dobrej jakości w niedalekiej odległości ode mnie. Z szybkiej mody zawsze lubiłam H&M, choć nie pamiętam, kiedy ostatnio coś tam kupiłam dla siebie.
Moda przez duże M to dla mnie sklep Transparent Shopping z markami Elementy i Balagan, które ostatnio odkryłam. Polska marka Boho też szyje w odpowiadający mi sposób, z materiałów pochodzących z recyclingu. Co prawda nic jeszcze od nich nie mam, jednak przy najbliższej możliwej okazji (i potrzebie) z pewnością do nich akurat zajrzę.
Największy problem to niestety zakupy niezbędnej bazy. Żadna z powyższych marek nie oferuje zwykłych bawełnianych t-shirtów. Nadal szukam, gdzie mogę uzupełnić brakujące elementy, tak bym z czystym sumieniem mogła je kupić, nosić, a potem przekazać innym. I nie bać się, że w szwalni pracowało dziecko, którego nie stać było na szkołę.
Dobrą alternatywą może być Pan Tu Nie Stał, choć brak u nich gładkich baz. Podoba mi się też marka Risk Made In Warsaw choćby ze względu na kreatywne podejście do tkaniny dresowej, która dobrze u nich wygląda nawet w klasycznym kroju sukienki.
Jak podkreślam kobiecość
Sukienka, sukienka i jeszcze raz …kapelusz. Jestem osobą sukienkową i nawet na zwykłe, nieformalne wyjścia lubię założyć ulubioną prostą do kolana, albo bardziej kobiecą z wcięciem w talii. Dobrze mi w tym fasonie, więc taki zazwyczaj wybieram. Częściej noszę jednak spodnie o wygodnym kroju, czasem bardziej eleganckie do marynarki, która jest kolejnym stałym elementem mojej garderoby. Stan sukienek, spodni i żakietów mam opanowany i nie planuję w najbliższym czasie zakupów.
Mój uniform na okres wiosenny to miękka, wygodna sukienka, oddychające bawełniane rajstopy i płaskie czółenka. Drugi to granatowe, luźne spodnie z gumką, biały t-shirt i granatowa, luźna marynarka. Do tego kapelusz z szerokim rondem, którego jeszcze nie miałam okazji założyć. Bardzo lubię tego typu połączenia. Sprawiają, że czuję się równie swobodnie co kobieco.
Ubrania – moje cele
Wspominałam już o tym, do czego dążę. Moim długofalowym celem jest znalezienie takich marek, które odpowiedzą na wszystkie moje wymagania: będą dobrej jakości jeśli chodzi o wykonanie, szyte lokalnie w sprawiedliwych warunkach za odpowiednią cenę. Podobnie jak
kosmetyki naturalne, będę sprawdzać marki ubrań, które są godne polecenia, tak bym z czystym sumieniem mogła polecać i Wam. Poza tym chcę więcej szyć na miarę. Jeśli zajrzycie dziś na
Instagram, zobaczycie, co mam na myśli.
Na razie z czystym sumieniem polecam Wam podjąć się uporządkowania szafy i wykonania tych kilku kroków, o których piszę. Z pewnością dojdziecie do szeregu nowych dla Was wniosków jeśli chodzi o swój styl i to, na bazie czego chcecie go dalej rozwijać. Choć nie tylko szata zdobi człowieka, w tej kwestii na pewno nie warto się zaniedbywać. A burzliwe związki kończyć wyciąganiem mądrych lekcji na przyszłość.
4 komentarze
Cześć! Obok mnie na Jeżycach (ul. Poznańska) jest GegoWorkshop, szyją tiszerty bazowe, chwalą się, że z dobrych polskich materiałów. Jeszcze nic u nich nie kupiłam, ale wkrótce zamierzam. Uszyte w sąsiedniej kamienicy – to by dopiero były lokalne zakupy!
29 listopada 2016 at 11:28 AMWidziałam ten sklep! Daj znać, jak ich odwiedzisz, jakie mają wzory i jakość wykonania.
29 listopada 2016 at 11:39 AMDopiero w sobotę dostałam w łapki ich tsherty. Materiały super przyjemne w dotyku (także, gdy już są na grzbiecie). Co do jakości będę miała pewność po kilku praniach, ale na tę chwilę jestem super zadowolona. I są to zwykłe tsherty w kilku bazowych kolorach, podejrzewam, że uda Ci się też zamówić takie bez nadruków, jeśli taką masz potrzebę. Póki co polecam 🙂
6 marca 2017 at 11:59 AM[…] Fajnie opisała to także Kasia z bloga Ograniczam się: […]
23 marca 2017 at 9:36 PM