Każdy nowy tydzień to nowe wyzwanie. Po relaksującym weekendzie idziemy do pracy, kończy się spanie do 10, długie wieczory z ulubionym filmem, zarwane noce na imprezach.
To znaczy – żeby nie było – dla mnie to się skończyło już 3 lata temu. I wcale nie miało nic do czynienia z pójściem po weekendzie do pracy. Ale ta część z Was, która nie posiada potomstwa, pewnie ma jeszcze swobodę w całkowicie autonomicznym decydowaniu o kształcie i wyglądzie własnego wolnego czasu.
Poniedziałek przyniósł mi energię na pewne wyzwanie. Mówię o energii, bo pomysł kiełkował w mej głowie już od jakiegoś czasu. Postanowiłam, że w tym tygodniu ograniczę się i nie będę oglądać telewizji. Odważnie?
Dla tych, którzy zrezygnowali z czarnego pudła/ekranu w domu to żaden problem – po prostu nie mają pokusy, by go włączać.
Dla nas to wiele stałych elementów, z których musimy (chcemy?) zrezygnować, po to, by zrobić miejsce innym. Co prawda telewizor włączamy dopiero wieczorową porą, ale ile się wtedy u nas dzieje!
1. Wieczorynka – mamy stały rytuał, który porządkuje dzieciom czas przed snem. Sprzątanie pokoju po zabawie, kąpiel, a potem wyczekana bajka. Po bajce czytanie książek i sen. Sama rezygnacja z wieczorynki może być odebrana jako kara, ale jeśli jest połączona z dalszym wyrzeczeniem się oglądania TV przez rodziców, może tylko okazać się dłuższym, wartościowym wspólnym czasem spędzonym na zabawie.
2. Wiadomości – mamy ten plus, że nasz dekoder ma funkcję nagrywania programów i odtwarzania w dowolnym momencie. Zdobycz techniki, która przychodzi z pomocą zabieganym rodzicom dwójki małych dzieci. Dzięki temu nawet o 22 mamy poczucie, jakby wieczór się dopiero zaczynał – tyle tylko, że zaraz trzeba i tak położyć się spać. Rezygnacja z programów informacyjnych może się okazać trudna, bo to jednocześnie rezygnacja z elementów przypisywanych dorosłości. Owszem, możemy przerzucić się na bycie na bieżąco na portalach informacyjnych. Czego jednak nie lubię w tej formie sprawdzania aktualności to wsiąkanie w dalsze z pozoru atrakcyjne wątki, pojawiające się obok tych, które interesowały nas najpierw. Może w ogóle przestanę więc czytać i pozostanę przy radiu, któremu ufam, czyli Trójce. Klasa polityczna i tak mnie ostatnio zawiodła, po co więc nadmiernie denerwować się na wieczór.
3. Mecze – mam w domu jednego fana lokalnej drużyny piłkarskiej. Zresztą, co ja mówię, sama też interesują się piłką i lubię wiedzieć, jaką mamy kondycję. Mecz Naszych to święto w domu, wyłączenie się ze wszystkich aktywności i całkowite poświęcenie się temu, kto strzeli gola, czemu nie przyznają nam karnych (no nigdy, naprawdę!) i jak wysoko będziemy w tabeli. A że Nasi grają co najmniej raz w tygodniu – tydzień bez telewizji może okazać się trudny do przejścia. Oznacza to jednak, że żaden tydzień nie będzie lepszy ani gorszy od tego, który akurat się zaczął. Podejmuję więc to wyzwanie dzisiaj i mam nadzieję, że wytrwam – nie tylko ja sama.
Co mam nadzieję zyskać w zamian?
Wolny czas, który poświęcę na coś wartościowego, np. przeczytanie książek, które od dawna leżą pozaczynane.
Większą dostępność dla moich dzieci, które nie będą się bały, że zaraz zaczyna się mecz i pora skończyć zabawę.
Spokój niezakłócony cudzymi myślami i opiniami, który wyciszy mnie na tyle, że będę w stanie usłyszeć moje własne.
Nie musimy ulegać nawykowi oddawania się pasjonującym rozrywkom. Możemy rozwinąć inne nawyki, które przywrócą nas z powrotem do naszej podstawowej wewnętrznej tęsknoty za ciepłem, bezruchem i wewnętrznym spokojem. – Jon Kabat – Zinn
Codziennie na moim facebookowym fanpage’u zrobię krótkie podsumowanie mojego postanowienia. Jeśli tylko możesz, bądź tam ze mną i mnie wspieraj, bo może być naprawdę ciężko.
A może podejmiesz to wyzwanie ze mną?
Jakie jeszcze widzisz korzyści z tygodnia bez telewizji?
No Comments